• Fokus na sztukę
    • Cisza i przerażenie
    • Vilhelm Hammershøi. Odcienie szarości
    • Prerafaelici. Nowe spojrzenia
    • Ménage à trois mistrzów
    • Między figuracją a abstrakcją
    • Wakacje w kręgu Rembrandta
    • Bliżej Niderlandów
    • Czarownice, kusicielki i św. Antoni
    • Bliżej Holandii
    • Mistrzowie portretu
    • Zbliżenia
  • Sztuka we dwoje
    • Jedziemy do Wenecji
    • Nowoczesne Niderlandy
    • Lustro duszy
    • Ciało i sztuka
    • Zabawmy się!
    • Odkrywając Picassa
    • Nowoczesne Boże Narodzenie
    • Na tropach piękna
    • Humor w sztuce
    • Patrząc na siebie
    • Wakacje we dwoje
  • ‚artdone’ video
  • Wyprawy ze sztuką
    • Oslo. Nie tylko Munch
    • Książęca Burgundia
    • Wyprawy: archiwum
      • Wille i ogrody Lacjum
      • Pałace i muzea Rzymu
      • Odkrywając Vermeera w Dreźnie
      • Przez Madryt do Bilbao
      • Sztokholm po remoncie
      • Kobiety, renesans, Mediolan
      • Do Pragi z Rembrandtem
      • Milanówek ze Szczepkowskim
      • Rzym Rafaela
      • Willmann, Hockney i Wrocław
      • Od van Eycka do Bruegla
      • Noworoczna Holandia
      • Świąteczne Monachium
      • Leonardo w Paryżu
      • Lola van der W.
      • Po prostu Moskwa
      • Madrycka niespodzianka
      • Marina Abramović zaprasza
      • Lazurowe Wybrzeże
      • Od van Eycka do Ensora
      • Barcelona na weekend
      • Zdążyć przed Brexitem
      • Holenderskie zakamarki
      • Bruegel na życzenie
      • Bruegel i Schiele
      • New York, New York
      • Moore, Malczewski i zegary
      • Rokokowy Bauhaus
      • Petersburg i Siemiradzki
      • Paryż, ale nie tylko
      • Caravaggio w Mediolanie
      • Frida Kahlo zaprasza
      • Zobaczyć Petersburg
      • Od Luwru do Centrum Pompidou
      • Artystyczna Prowansja
      • Arcydzieła włoskiego renesansu
      • Berliński weekend
      • Bosch bez końca
      • Od Caravaggia do Pollocka
      • Szwajcaria po raz pierwszy
      • Lecimy na Boscha
      • Wizyta u państwa Litawińskich
      • Impresjoniści w Normandii
      • Wyprawa na Boscha
      • Karnawał w muzeach Wenecji i Wiednia
      • Jesienne Niemcy
      • Między Wenecją a Mediolanem
      • Paryż zawsze kuszący
      • Od Michała Anioła do Rembrandta
      • Spotkanie ‚Późny Rembrandt’
      • Wiedeń i Budapeszt 2015
      • Belgia 2014
      • Holandia 2014
      • Paryż i okolice 2014
      • Wystawa ‚Adoratio’
      • Belgia 2014 (maj)
      • Wykład ‚Magritte’
      • Paryż 2014 (marzec)
      • Holandia 2013
  • Wyprawy ze Sztuką online
    • Bill Viola. Ikony światła
    • Villa Giulia i tajemnica Etrusków
    • Natura i geometria
    • Muzea awangardy
    • Chopin wielokrotny
    • Nie tylko Caravaggio
    • Alice Neel u Guggenheima
    • René Magritte. Surrealistyczna maszyna
    • Sztokholm od jutra
    • Holenderski świat
    • Niderlandy z ERGO Hestii
    • Bartłomiej Kiełbowicz. Sublimacja
    • Polska. Siła obrazu bis
    • Polska. Siła obrazu
  • Wykłady w Zamku Królewskim
    • Wykłady w Zamku Królewskim 2021/22
    • Wykłady w Zamku Królewskim 2020/21
    • Wykłady w Zamku Królewskim 2019/20
    • Wykłady w Zamku Królewskim 2018/19
    • Wykłady w Zamku Królewskim 2017/18
    • Wykłady w Zamku Królewskim 2016/17
    • Wykłady w Zamku Królewskim 2015/16
    • Wykłady w Zamku Królewskim 2014/15
    • Wykłady w Zamku Królewskim 2013/14
  • Autor / Author
  • ulubione linki / favourite links
  • Historia sztuki
    • Prehistoria / Mezopotamia / sztuka egejska / Etruskowie
    • Sztuka starożytnego Egiptu
    • Sztuka starożytnej Grecji
    • Sztuka starożytnego Rzymu
    • Sztuka wczesnochrześcijańska / wczesne średniowiecze
    • Romanizm
    • Gotyk
    • Polska – średnowiecze
    • Malarstwo włoskie XIII-XIV / malarstwo niderlandzkie XV
    • Renesans I
    • Renesans II
    • Renesans III / manieryzm
    • Barok I
    • Barok II
    • Barok III
    • Sztuka XVIII wieku
    • Polska – renesans / barok
    • Klasycyzm
    • Polska – czasy Stanisława Augusta / klasycyzm
    • Romantyzm
    • XIX wiek: akademizm / historyzm
    • Polska – XIX wiek
    • Realizm / prerafaelici
    • Impresjonizm / postimpresjonizm
    • Koniec XIX wieku: symbolizm / secesja
    • Polska – Młoda Polska
    • 1. połowa XX wieku I
    • 1. połowa XX wieku II
    • 1. połowa XX wieku III
    • Architektura XX wieku I
    • Sztuka polska XX wieku I
    • 2. połowa XX wieku I
    • Artyści współcześni (zagraniczni)
    • 2. połowa XX wieku II
    • Artyści współcześni (polscy)
    • Moda
    • Fotografia
    • Architektura XX wieku II
    • Sztuka polska XX wieku II

artdone

~ strona o sztuce, muzeach, wystawach

artdone

Category Archives: aktualności news

Mieszane uczucia. Liwia Bargieł & Bartłomiej Kiełbowicz

19 Czwartek Maj 2022

Posted by artdone in aktualności news, Galeria m², plakaty wystaw exhibition posters, Polska Poland, Warszawa Warsaw, wystawy exhibitions

≈ Dodaj komentarz

Tagi

Bartłomiej Kiełbowicz, Liwia Bargieł

Mieszane uczucia. Liwia Bargieł & Bartłomiej Kiełbowicz – 19.05.2022-02.07.2022 – Galeria m², Warszawa / Warsaw

Share this:

  • Udostępnij
  • Facebook
  • Twitter
  • E-mail
  • Drukuj
  • LinkedIn
  • Pinterest
  • Tumblr
  • Reddit

Dodaj do ulubionych:

Lubię Wczytywanie…

Krytykując krytykę programu dla Zachęty

02 Środa Lu 2022

Posted by artdone in aktualności news, Polska Poland, recenzje i opisy reviews and other texts, Warszawa Warsaw, Zachęta Narodowa Galeria Sztuki

≈ 2 Komentarze

Tagi

Agnieszka Morawińska, Anda Rottenberg, Bartłomiej Kiełbowicz, Hanna Wróblewska, Janusz Janowski, Maria Poprzęcka, Piotr Bernatowicz

rys. Barłomiej Kiełbowicz, Zajęta, 2021

Krytykując krytykę programu dla Zachęty, czyli o tym jak kota ogonem Piotr Bernatowicz odwracał, a i tak jaki koń jest, każdy widzi.

Miałem napisać tekst o wystawie „Caravaggio i inni mistrzowie” w Zamku Królewskim w Warszawie. Niedługo się kończy i to ostatnia szansa, aby wypunktować, dlaczego jest ważna i dlaczego należy się z niej cieszyć. Niestety wpadł mi w oko tekst Piotra Bernatowicza będący polemiką z artykułem prof. Marii Poprzęckiej, która krytykuje w nim program Zachęty pod nowym kierownictwem. ‘Polemika’ to w tym przypadku wielkie słowo. Na jakim poziomie pisze teksty obecny dyrektor Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski za chwilę sprawdzimy. Zmiana dyrekcji w warszawskiej Zachęcie, przede wszystkim jej tryb, są powodem oburzenia od ponad pół roku. Przy tej okazji dodam swoje trzy grosze. Program nominowanego na nowego dyrektora Janusza Janowskiego przeczytałem zaraz po ogłoszeniu i powiem szczerze, że nie umiem go sensownie skomentować. Zrobiła to Pani Profesor Maria Poprzęcka w artykule „Zachęta przejęta” napisanym dla internetowego „Dwutygodnika”. Piotr Bernatowicz opublikował swój tekst kilka dni temu na stronie „Obiegu”, czyli czasopisma internetowego CSW Zamek Ujazdowski, którego jest dyrektorem. A, no i redaktorem naczelnym tegoż „Obiegu”. Tekst zatytułowany jest „Uważaj tropiąc cudze sprzeczności. Możesz je znaleźć u siebie”. Jakie to sprzeczności odnalazł on w artykule Profesor Poprzęckiej postaram się wyłuszczyć, ale tytuł zapamiętajmy, bo jest on znaczący (i sugerujący).


Zaczyna się przyjaźnie, jak z podręcznika pozytywnej komunikacji (pomijam zdanie o kilku nieprzychylnych nowemu dyrektorowi tekstach, plus obowiązkowe wspomnienie „Gazety Wyborczej”). Bernatowicz docenia gruntowną analizę Pani Profesor. Bo to nowe zjawisko. Zaraz potem dowiadujemy się, że programy wcześniejszych dyrektorek takiej krytyce nie były poddawane (może na nią nie zasługiwały? tak tylko pytam). Na tyle starczyło pozytywności. Przy okazji dowiadujemy się, że tylko Agnieszka Morawińska została dyrektorką Zachęty w drodze konkursu. Pozostałe dwie poprzedniczki – Anda Rottenberg i Hanna Wróblewska – były z ministerialnego nadania. Tak jak Janowski. Po co to całe rozdzieranie szat o konkurs? Tak tylko pytam za Bernatowicza. On to robi między wierszami. To tylko początek manipulacji i przekręcania wyjściowego tekstu. Dowiadujemy się, że „Poprzęcka nie zostawia na programie suchej nitki” oraz „nie ukrywa swojego negatywnego stanowiska wobec nominacji Janowskiego”. To akurat prawda. Następnie pada zdanie, które szczerze mnie rozbawiło: „Czytelnik ani przez chwilę nie ma szans spojrzeć na program własnym okiem, wykroić nieco przestrzeni dla własnego sądu pośród gęstwiny negatywnych przymiotników i napastliwych erystycznych popisów.” Ale zaraz? To ja czytam krytykę programu, aby go tutaj poznać? Bo mi się coś wydaje, że dla zyskania „przestrzeni dla własnego sądu” to lepiej sam program przeczytać? A w krytyce chyba chodzi o to, aby poznać zdanie osoby analizującej? A że jest negatywne, no cóż… Dalsza część tego akapitu jest nie mniej szokująca, bo mowa tam o „gazetowym języku”, „drwiących insynuacjach” i „cedzeniu przez zaciśnięte usta”. Że niby to w tym artykule. Kiedyś „teksty profesor Poprzęckiej (…) stanowiły oazę rzetelności naukowej połączonej z pięknym, prostym i klarownym językiem. Dziś widać, że zbyt długi mariaż autora akademickiego z popularną prasą, nie tyle ubogaca łamy codziennej gazety, ale skutkować może obniżeniem merytorycznego poziomu tekstów autora.” Tak na marginesie to coś mi się wydaje, że ‘autorki’ a nie ‘autora’, ale teraz wszyscy tak często płeć zmieniają, że można się pogubić. W każdym razie cały czas nie mogę się otrząsnąć z tak błyskotliwego związku przyczynowo-skutkowego. Trzeba zapamiętać, ze pisząc do gazety człowiek głupieje.


Kolejne akapity dotyczą programu Janowskiego. Bernatowicz pozwala sobie na jego krytykę, uważa, że jest za długi, że kilka stron by wystarczyło (a nie 18). Potem następuje kolejne zdanie, które trzeba zacytować: „Program ten zwiera jednak pewną myśl”. Całe szczęście! Oczywiście Piotr Bernatowicz nam ją wskaże. Wg zamierzeń nowego dyrektora, a wykładni Bernatowicza, Zachęta nie ma być „polem artystycznego eksperymentu”, ale „narodowym salonem”, „instytucją skupioną na artystach o uznanej renomie”. Jednak w tym samym zdaniu dowiadujemy się, że mają się tam też odbywać „cykliczne przeglądy sztuki współczesnej”. To ja się trochę zgubiłem. Po co artyście przegląd skoro ma już uznaną renomę? Kolejnych bełkotliwych zdań nie będę cytował i komentował, bo mocno przypominają „styl” z programu samego Janowskiego. Tutaj dochodzimy do kolejnej wolty, która tylko może nas zadziwić. Otóż cele nowego dyrektora Zachęty są bliskie założeniom programowym… Agnieszki Morawińskiej, kiedy wcześniej obejmowała to stanowisko. Nie żartuję. To jest jedna z myśli przewodnich tego tekstu. Dodajmy, że Bernatowicz porównuje oficjalny program dr Janowskiego oraz wywiad medialny dr Morawińskiej. Nie przeszkadza to jednak Bernatowiczowi wbić jej szpili, i to dwa razy, w odniesieniu do zapowiadanych tam wystaw („zdaje się, że z tych planów niewiele wyszło”). Może to zestawienie wynika z tego, że oboje mają doktoraty? Bo jakoś innych podobieństw nie widzę. Szczególnie, kiedy porówna się dorobek obojga. Swoją drogą, chętnie bym zobaczył minę Agnieszki Morawińskiej na wieść o tym, że program Janowskiego dla Zachęty jest podobny do jej dawnych planów.*
Przejdźmy teraz do tych (niby) sprzeczności, które znajdują się w artykule Marii Poprzęckiej, a które Bernatowicz (niby) wymienia. Skoro napisał, że są sprzeczności to muszą być. Skoro wymienia to musi być ich dużo. Pierwsza sprawa jest wyjątkowo soczysta. Profesor Poprzęcka słusznie wypomina, że w pierwszym zdaniu swojego programu Janowski odwołuje się do społecznych korzeni powstania Zachęty, która zrodziła się jako inicjatywa artystów i miłośników sztuki. A nie ma do tego prawa jako dyrektor narzucony przez władzę polityczną. W jaki sposób ripostuje Bernatowicz? Że przecież Janowski jest artystą! Więc do tej społeczności należy, a nominacja ministerialna go z niej nie wyklucza. Na pewno nie wyklucza, ale też nie czyni dobrym kandydatem, czego już Bernatowicz nie chce zauważyć. Za to znowu wypomina Hannie Wróblewskiej, że była dyrektorką powołaną bez konkursu. Jaka jest między nimi różnica? Hanna Wróblewska całe zawodowe życie związana była z Zachętą i zna ją od podszewki. A Janowski nie tylko nie ma pojęcia o funkcjonowaniu Zachęty, ale o kierowaniu jakąkolwiek instytucją tego typu. Bernatowicz brnie jednak dalej i pisze, że Agnieszka Morawińska i Anda Rottenberg też artystkami nie są. Śmiać się czy płakać? Jeżeli ktoś chce zyskać szerszą, historyczną perspektywę dyrektorskiej zmiany w Zachęcie to polecam artykuł Katarzyny Jaroch „Zajęta, czyli konserwatyści przejmują Zachętę” w NN6T.


W tekście „Uważaj tropiąc cudze sprzeczności. Możesz je znaleźć u siebie” Bernatowicz cytuje fragment z artykułu Marii Poprzęckiej: „W programie największej polskiej galerii sztuki współczesnej nie pada ani jedno nazwisko żyjącego artysty. W martwym rodzinnym nurcie będziemy brodzić po naszemu.” Oczywiście w oryginale jest mowa o rodzimym nurcie, a nie rodzinnym. Literówka wydaje się jednak znamienna, bo przecież nowy dyrektor zamierza pokazywać u siebie rodziny artystyczne. Bernatowicz nie martwi się, że nazwiska żyjących artystów w programie nie padają – na pewno będą pokazywani. Za to zupełnie nie może zrozumieć sformułowania „brodzenie w martwym rodzimym nurcie”. Widzi w nim „obraźliwe epitety”. Myślę, że każdy kto choć trochę zna polską historię potrafi poprawnie odczytać taką metaforę. Bernatowicz widzi sprzeczność w tym, że Profesor Poprzęcka zachęca do obrony przygotowanego na 2022 programu, gdzie jest zaplanowana wystawa zmarłego w 1969 roku Jerzego Krawczyka. Zachęta pod rządami Hanny Wróblewskiej, choć kładła naciska na współczesne zjawiska w sztuce, to nie unikała też prezentacji bardziej historycznych, ale niosących aktualny wydźwięk. To był przemyślany, różnorodny program, który spotykał się z pozytywnym odbiorem publiczności. Pewnie dlatego nie będzie miał kontynuacji.


Generalnie poglądy aktualnego dyrektora CSW Zamek Ujazdowski przerażają. Wiedzieliśmy zresztą, że tak będzie już w chwili kiedy został powołany na to stanowisko przez ministra Glińskiego. Sztuka współczesna to są dla niego „tematy suflowane przez media”. To „propaganda, od której huczą wszystkie media, tradycyjne i społecznościowe, któremu poświęcono tak wiele produkcji filmowych, dokumentalnych i fabularnych. Pełno tej propagandy także w galeriach sztuki.” Zachęta w jego mniemaniu ma zająć się „językiem sztuki (…) pytaniem o kondycję dzisiejszej sztuki”. A nie chodzi o „zmiany klimatyczne, ludzkie migracje czy narastanie ksenofobicznej agresji”. To jest propaganda mediów, to nie są tematy współczesnego świata, współczesnej sztuki. Tutaj zresztą spotykamy się z typową ostatnio figurą odwracania kota ogonem. Bernatowicz uważa, że sztuka jest formatowana i wykorzystywana jako instrument zmiany społecznych postaw. Porównuje to do wczesnego PRL-u. Nie inaczej – Janowski w Zachęcie przyniesie „poszerzenie społecznego pola oddziaływania sztuki”. Na pewno zapewni nam różnorodność i pełną inkluzywność, tak jak robi to Bernatowicz w CSW. To tak jak fundacja Ordo Iuris dba o prawa człowieka. Nie jest zresztą tajemnicą, że właśnie z tą organizacją związany jest nowy dyrektor Zachęty. Bernatowicz posuwa się zresztą do bezczelnych sformułowań typu: „Gdyby Maria Poprzęcka nie tylko publikowała na łamach dwutygodnik.pl, ale i czytała z uwagą ten periodyk natrafiłaby pewnie na tekst pt.: „Sztuka dla klimatu czy sztuka dla sztuki?” autorstwa Linn Burchert”. Trzeba sprostować, że ‘dwutygodnik’ jest ‘.com’ a nie ‘.pl’. Ale kto by się przejmował. Następnie Bernatowicz cytuje pierwsze zdanie wspomnianego artykułu. Szkoda tylko, że sam albo nie przeczytał tego artykułu albo go nie zrozumiał, bo przywołanie go jako dowodu na domniemaną propagandę sztuki nie ma większego sensu. Cytat jednak ładnie wygląda w tekście.


Wróćmy jednak do „brodzenia w martwym, rodzimym/rodzinnym nurcie”. Sporo zamieszania spowodowała zapowiedź wystawy Tadeusza Kulisiewicza w programie Janowskiego. Bernatowicz wydaje się nie być świadomym, że to nie sama zapowiedź, ale jej forma bulwersuje. Janowski zalicza Kulisiewicza do „artystów współcześnie rzadziej prezentowanych czy wprost przemilczanych z rozmaitych względów”. Na tej liście są też m.in. Magdalena Abakanowicz i Edward Dwurnik. Janowski w swoim programie wykazuje się wyjątkową ignorancją w tej sprawie, choćby pisząc takie zdanie: „Wielka retrospektywna wystawa Tadeusza Kulisiewicza może przyczynić się do odnowienia zainteresowania historyków sztuki tym wybitnym artystą, może także skierować zainteresowanie światowej klasy teoretyków i historyków, a także kolekcjonerów, na polską sztukę współczesną.” Maria Poprzęcka cierpliwie wylicza historię opracowania i udostępniania twórczości artysty i pyta: „Ilu polskich artystów dwudziestowiecznych ma swoje muzeum oraz tak opracowaną i zadbaną spuściznę? Czy promując Kulisiewicza jako pierwszego wśród „zapomnianych”, prezes Janowski o tym nie wie?”. Piotr Bernatowicz tego nie widzi. Podpowiada, że np. wątek już opracowany można przecież rozwinąć „w dużej, ważnej instytucji, która będzie w stanie udźwignąć ciężar wypożyczenia dzieł wielu znanych artystów”. Z kontaktami Janowskiego czekamy na ten zalew dzieł wypożyczonych z MoMy czy Centre Pompidou. Takie to pojęcie o wypożyczaniu dzieł sztuki polskim muzeom ma dyrektor CSW Zamek Ujazdowski. Janowski butnie pisze w swoim programie, że wystawa Kulisiewicza zostanie zrealizowana we współpracy z Centrum Rysunku i Grafiki im. Tadeusza Kulisiewicza w Kaliszu. Szkoda tylko, że tej deklaracji nie uzgodnił z samym muzeum, które jest główną instytucja dbającą o spuściznę artysty. To nie tylko brak znajomości podstaw współpracy między instytucjami, ale po prostu brak kultury.


W programie Janowskiego wśród artystów, których trzeba przypomnieć, wymieniony jest też Jan Lebenstein. Pisze o nim również Piotr Bernatowicz i przeciwstawia potencjalną wystawę tego artysty prezentacji jednego z projektów Katarzyny Kozyry, która wpisana został do planów stworzonych jeszcze przez Hannę Wróblewską. Odwołując się do tekstu Marii Poprzęckiej tak pisze: „Nie mam oczywiście nic przeciwko prezentowaniu prac Katarzyny Kozyry w ważnych publicznych instytucjach, uważam jednak, że trudno obronić argument, iż jej prace zasługują na częste prezentacje, a obrazy Lebensteina nie”. Cały czas szukam w artykule Pani Profesor, gdzie to napisała, ale jakoś nie mogę znaleźć. Bernatowicz wspiera tezę Janowskiego, że Lebenstein to artysta zapomniany i ma za mało wystaw, a Katarzyna Kozyra jest „chyba jedną z najczęściej prezentowanych artystek w publicznych galeriach”. Sprawdźmy wiedzę dyrektora CSW. Nie szukając daleko, na mojej stronie pojawiły się ostatnio dwie relacje z wystaw Jana Lebensteina, jedna odbyła się w Muzeum Narodowym we Wrocławiu (por. galeria Marek Oberländer / Jan Lebenstein), a druga w Muzeum Okręgowym w Suwałkach (por. galeria Jan Lebenstein w Suwałkach). A trzeba pamiętać, że moje wpisy są mocno wybiórcze. Jak jest z Katarzyną Kozyrą? Rzeczywiście miała niedawno wystawę w Instytucie Wzornictwa Przemysłowego w Warszawie (por. galeria Katarzyna Kozyra w Instytucie Wzornictwa Przemysłowego I) , o czym wspomina Bernatowicz. A wcześniej? Zajrzyjmy na stronę artystki, do spisu jej wystaw indywidualnych. Znajdziemy jeszcze niedawną wystawę w Poznaniu oraz wystawy w Nowym Jorku, Berlinie, Paryżu, Pekinie, Sztokholmie. Kiedy wcześniej artystka miała solową wystawę w Polsce? Była to jej wielka retrospektywa w Zachęcie i Muzeum Narodowym w Krakowie w… 2010 i 2011 roku. Trochę słabo jak na tak często prezentowaną u nas artystkę. Dyrektor Centrum Sztuki Współczesnej chyba powinien to wiedzieć.


Jedną z głównych bolączek naszych czasów jest brak autorytetów. A właściwie nie tyle ich brak co ich ignorowanie, albo jeszcze gorzej ich dezawuowanie. Nie słuchamy się lekarzy w sprawie pandemii, nie potrafimy znaleźć odpowiednich autorytetów w innych dziedzinach. Stąd równanie do dna. Tekst Bernatowicza może stwarzać pozory normalności i jakiegoś poziomu. Program nowego dyrektora Zachęty został skrytykowany, a on go broni i odpowiada na tę krytykę. Nic bardziej mylnego. Próba polemiki z tekstem Pani Profesor Poprzęckiej wypada po prostu śmiesznie. Oczywiście, że nawet z autorytetami można się spierać, mieć inne zdanie, ale trzeba mieć ku temu choć minimalne przesłanki, jakiś punkt zaczepienia. A tutaj jaki koń jest, każdy widzi. Wszystko jedno, z której strony się patrzy, z lewej, z prawej czy ze środka. Można zajrzeć na stronę Klubu Jagiellońskiego do tekstu Łukasza Murzyna zatytułowanego „Janusz Janowski nowym dyrektorem Zachęty. Historia tej nominacji pokazuje zasadniczy błąd konserwatystów wobec sztuki współczesnej”. W napuszonym zakończeniu swojego tekstu Piotr Bernatowicz pisze o tym, że są pewne rzeczy niezmienne, dzięki którym możemy dokonywać ocen. Dzięki nim można odróżnić rzeczy wartościowe od banału. Szkoda, że tej filozofii nie stosuje do siebie.


Jaki jest, więc ten koń? Zacząć by trzeba było od lata zeszłego roku, kiedy Ministerstwo Kultury, Dziedzictwa Narodowego i (wtedy jeszcze) Sportu poinformowało, że nie przedłużyło kadencji Hannie Wróblewskiej. W uzasadnieniu prasowym można było przeczytać, że skoro jest ona dyrektorką od ponad 10 lat to „po tak długim czasie zmiana na stanowisku kierowniczym może korzystnie wpłynąć na kondycję instytucji oraz jej dalszy rozwój”. Czy dobrze czy źle prowadziła Zachętę nie ma znaczenia. Wzbudziło to liczne protesty i zaniepokojenie wielu ludzi kultury, ale też instytucji opiniodawczych. List w tej sprawie sformułowały wspólnie dwie poprzednie dyrektorki Zachęty. Podpisało się pod nim ponad tysiąc osób, wybitnych przedstawicieli świata kultury. Może warto zacytować ostatnie zdanie listu, który otrzymał jako odpowiedź z ministerstwa Rzecznik Praw Obywatelskich na swoją interpelację: „Pański list trudno traktować inaczej niż jako przejaw niekompetencji i próbę bezprawnego nadużycia, godzącego w konstytucyjne i ustawowe uprawnienia Ministra oraz zasady funkcjonowania państwa prawa oraz demokracji.” O transparentny konkurs próbował walczyć zespół Zachęty. Bezskutecznie. Na nowego dyrektora został nominowany Janusz Janowski. Trudno ogarnąć falę krytyki, która zalała media, a także negatywnych opinii, które zostały mu wystawione. Dla przykładu Sekcja Polska Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Sztuki AICA pisze, że „nie posiada [on] wystarczającego dorobku merytorycznego i organizacyjnego, by poprowadzić dużą i ważną instytucję o międzynarodowych ambicjach” oraz „wykazuje bardzo powierzchowną znajomość najnowszej sztuki, zarówno w perspektywie polskiej, jak i tej globalnej. Pomimo posiadania doktoratu (…) nie wykazał żadnej publikacji o charakterze badawczym”. Zorganizowano liczne akcje protestacyjne pod Zachętą i siedzibą ministerstwa. Włączając w to wzruszające obejmowanie budynku galerii przez tych, którym zależy na jej przyszłości. Minister pozostał nieugięty. Bo jeżeli chodzi o literę prawa wszystko jest w porządku, zgodnie z ustawą „dyrektora instytucji kultury powołuje organizator na czas określony po zasięgnięciu opinii związków zawodowych działających w tej instytucji kultury oraz stowarzyszeń zawodowych i twórczych”. A to, że są to negatywne opinie już ministra nie interesuje. Świat polskiej kultury coraz bardziej staje się prywatnym folwarkiem sterowanym przez ministra Glińskiego. Czym kończy się obsadzanie kluczowych stanowisk ludźmi niekompetentnymi przekonało się najdobitniej Muzeum Narodowe w Warszawie po nominacji dyrektorskiej prof. Miziołka (por. post Czego nie widać w Muzeum Narodowym w Warszawie). Minister Gliński nie wyciąga jednak wniosków, co więcej nie próbuje nawet pozorować demokratycznych zachowań. Standardem w takich sytuacjach powinien być konkurs. I powinna to być zasada obowiązująca każdą władzę, wszystko jedno czy z prawej czy z lewej strony. Tłumaczenie, że poprzednicy go nie organizowali, to my też nie musimy, jest oczywiście żenujące. Czy ktoś pamięta, że minister Gliński obiecał konkurs na stanowisko dyrektora MNW po odwołaniu prof. Miziołka? Ile warte są obietnice ministra?
Nawet nie chcę myśleć co obecnie dzieje się w Zachęcie, kiedy władzę objął człowiek, dla którego najważniejszym jest czerwony dywan. Jak czuje się jej zespół? Jak czuje się Hanna Wróblewska po 30 latach pracy? O otwartości nowego dyrektora niech świadczy jego dotychczasowy całkowity brak wywiadów i kontaktów z mediami. Jedną z pierwszych jego decyzji było nałożenie blokady komunikacyjnej na pracowników. Taki to teraz mamy świat kultury. Hanna Wróblewska w mediach społecznościowych, a idąc za nią Profesor Maria Poprzęcka w swoim artykule, opublikowały dokładny spis wystaw zaplanowanych na 2022 rok. Jest to smutny i wzruszających gest. Próba uratowania choć na jakiś czas tonącego okrętu. Minister Gliński obiecał, że program ten zostanie zrealizowany. Zobaczymy.

Przemysław Głowacki (artdone)

*PS Zastanawiałem się w moim tekście, jaką minę ma Pani Agnieszka Morawińska i już wiemy. Poniżej zamieszczam – za zgodą Autorki – odpowiedź, którą przesłała do „Obiegu” i upubliczniła na swoim profilu fb:

Szanowny Panie Redaktorze,
Chciałabym prosić Pana o zamieszczenie w Obiegu kilku słów sprostowania dotyczącego Pana artykułu na temat nowego dyrektora Zachęty i jego programu, który Pan był łaskaw nazwać powtórzeniem mojej propozycji przedstawionej na konkursie o stanowisko dyrektora Zachęty w 2001 roku.
Nie jest prawdą, że proponowałam uczynienie z Zachęty salonu sztuki narodowej, pod czym rozumie Pan – sztuki polskiej. Nie i jeszcze raz nie. Postulowałam pokazywanie w Zachęcie najlepszych wystaw, korzystając z jej wyjątkowych sal i wyjątkowego położenia, ale o ograniczeniu programu do wystaw polskich nie było mowy i do głowy by mi to nie przyszło. Kierowałam dwoma instytucjami narodowymi i wielokrotnie polemizowałam z wyobrażeniem, jakoby powinny one skupiać się na sztuce polskiej. Nie i jeszcze raz nie. Powoływałam się przy tym na przykłady National Gallery w Londynie, National Gallery w Waszyngtonie, czy choćby Galerii Narodowej w Pradze. W pierwszym roku mojej pracy w Zachęcie upływającym w cieniu półtoramilionowego długu odbyła się wielka wystawa Edwarda Dwurnika i wystawa współczesnych artystów austriackich. W drugim roku Zachęta pokazywała m.in. wystawy „Śnieżynka” – współczesnych artystów rosyjskich oraz wystawę „Szczęśliwi outsiderzy z Londynu i Szkocji” a parę miesięcy później – wystawę Louise Bourgeois. Zatem od początku Zachęta prezentowała sztukę współczesną bez przymiotników.
Czyni mi Pan zarzut, że niewiele z mojego programu zrealizowałam. Nie chcę – jak pliszka – chwalić swego ogonka i ocenę pozostawiam innym, ale proszę o opinie zgodne ze stanem faktycznym: pisze Pan, że nie zrealizowałam ambitnej wystawy o syntezie sztuk. Zapewne uszła Pana uwadze wielka, międzynarodowa wystawa poświęcona temu zagadnieniu, „Inwazja dźwięku”.
Jeszcze jedna różnica, którą chcę szczególnie mocno podkreślić, to początek mojej pracy w Zachęcie: po ogłoszeniu wyniku konkursu, w którym zostałam wybrana, do Zachęty weszłam sama, bez asysty bezimiennych panów. Co więcej, przyszłam bardzo dobrze nastawiona do pracowników Zachęty i dokładałam wszelkich starań, żeby stworzyć im jak najlepsze warunki realizowania ich ambicji. Nigdy się na moich młodszych kolegach nie zawiodłam a wiele się od nich nauczyłam. Od pierwszego do ostatniego dnia pracy w Zachęcie byłam dumna, że mogłam być ogniwem w łańcuchu współtwórców tego wyjątkowego miejsca.
Nowemu Panu Dyrektorowi – i Zachęcie – życzę, żeby po nieprzyjaznym początku zechciał wsłuchać się w swoją wspaniałą instytucję, zrozumiał jej tradycję i etos, a przede wszystkim docenił wybitnie profesjonalny zespół, od którego też będzie mógł się sporo nauczyć.
Wyrazy szacunku,
Agnieszka Morawińska

Rzeźba w poszukiwaniu miejsca / Sculpture in Search of a Place, widok wystawy / exhibition view, Zachęta Narodowa Galeria Sztuki, Warszawa / Warsaw, foto: artdone

Share this:

  • Udostępnij
  • Facebook
  • Twitter
  • E-mail
  • Drukuj
  • LinkedIn
  • Pinterest
  • Tumblr
  • Reddit

Dodaj do ulubionych:

Lubię Wczytywanie…

W lesie i w Sejmie

05 Środa Sty 2022

Posted by artdone in aktualności news, galeria gallery, Polska Poland, recenzje i opisy reviews and other texts, Warszawa Warsaw

≈ Dodaj komentarz

Tagi

Édouard Manet, Bartłomiej Kiełbowicz, instalacja installation art, Joanna Rajkowska, rzeźba sculpture, sztuka polska polish art, XXI 21st Century

Bartłomiej Kiełbowicz, Mikołaj / Santa Claus, 2022, Warszawa (Sejm) foto: artdone

O instalacji Bartłomieja Kiełbowicza „Mikołaj”

Kiedy kilka dni temu pisałem swoje podsumowanie zeszłego roku (por. post Wystawy 2021 (w Polsce)) bardzo chciałem wspomnieć wystawę Bartka Kiełbowicza (por. galeria Bartek Kiełbowicz sublimuje I), bo choć rozpoczęła się w 2020 roku, to uważam ją za jedną z najciekawszych jakie miały ostatnio miejsce. Nie przypuszczałem, że będę miał okazję tak szybko powtórnie napisać o jego twórczość na mojej stronie. Ale jak wiemy nasza rzeczywistość, szczególnie ta pozaartystyczna, lubi przyspieszać. Bartek jest coraz bardziej znany ze swoich rysunków, które publikuje m.in. w „Polityce” i innych periodykach, a także poprzez media społecznościowe. Sięga po różne stylistyki, często korzysta z cytatów, tak z tradycji sztuki jak i kultury masowej, komentuje bieżącą sytuację społeczno-polityczną. Historia zaczyna się właśnie od jednego z jego rysunków, który opublikował w połowie listopada 2021 r. Ale opowieść ta ma kilka warstw i ja zacznę ją w innym miejscu.

Bartłomiej Kiełbowicz instalujący swoją rzeźbę Mikołaj / Bartłomiej Kiełbowicz installing his sculpture Santa Claus, 2022, foto: Joanna Łopat

Zacznę nie od sztuki, galerii czy muzeum, ale od lasu. Zimnego lasu, o którym teraz tak głośno, nie tylko w polskiej polityce. Popatrzmy na ten las od strony Białorusi, gdzie do obozu migrantów na początku grudnia zostają dopuszczeni dziennikarze. Widzą m.in. małe dzieci trzymające przejmujące rysunki, nie ulega przecież wątpliwości, że ich własne. Na niektórych Św. Mikołaj leży martwy w zimowym lesie, na jednym z rysunków widać dramatycznie wyciągnięte ręce wyłaniające się z ziemi. Nie ma wątpliwości, że to rysunki dzieci? Oczywiście jest to część propagandowego spektaklu białoruskiego reżimu. Wystarczy przez chwilę przyjrzeć się kartkom, żeby przekonać, że nie są to kompozycje dziecięce. Styl kresek kredkami ma to sugerować, ale zastosowanie perspektywy, przecięcie płaszczyzny pniem drzewa (pomysł prosto z Édouarda Maneta) sugerują dojrzałego, dorosłego twórcę pierwowzoru. I tutaj wracamy do rysunku Bartka Kiełbowicza „Mikołaj też przychodzi z daleka”. Historię opisał dokładnie Szymon Opryszek na portalu oko.press w artykule „Kto zabił św. Mikołaja w polskim lesie? Historia pewnego rysunku” z 29 grudnia 2021 r., więc nie chcę powtarzać zbyt wielu szczegółów. W każdym razie, jak łatwo się domyślić, rysunki kopiują dość dokładnie pierwowzór Kiełbowicza. Zacytuję artystę za oko.pressem, który mówi o swojej pierwszej reakcji: „Poczułem strach. Mamy do czynienia z potworną manipulacją medialną. Ktoś moją pracę włożył w zupełnie inny kontekst i nie da się tego powstrzymać. Jestem komentatorem rzeczywistości, nie chciałbym być jej ofiarą. Szkoda mi też dzieci, które stały się ofiarami paskudnej polityki”.

Bartłomiej Kiełbowicz, Mikołaj też przychodzi z daleka / Santa Claus also comes from afar, 2021

Okazało się, że są jednak elementy różniące rysunki, pewne szczegóły, których Kiełbowicz nie jest autorem. Na jednym z pseudo-dziecięcych rysunków pojawią się m.in. ręce wystające z ziemi, tabliczka oraz drut kolczasty. I tutaj historia się komplikuje, ale też zyskuje kolejny poziom. Pośrednim autorem w tym artystyczno-propagandowym łańcuchu jest Kardo Omeda z irackiego Kurdystanu. To on dodał szczegóły, wzorując się na rysunku Bartka Kiełbowicza m.in. dramatycznie wyciągnięte ręce wołające o pomoc oraz tabliczkę z napisem po angielsku „Jesteśmy tutaj”.


Rysunek z martwy św. Mikołajem i rękami dziecka Kardo Omeda & Dzieci migrantów z obozu tymczasowego w Bruzgach pokazują rysunki (za oko.press)

Historia sztuki to wcale nie ciąg innowacji czy zupełnie nowych rozwiązań, to przede wszystkim dzieje inspiracji i zapożyczeń. Po drodze może zmieniać się stylistyka, forma, ale też i znaczenie. Szczególnie im bliżej jesteśmy czasów współczesnych. Znakomitym przykładem są „Pozdrowienia z Alej Jerozolimskich” Joanny Rajkowskiej. Nawet nikt nie pamięta tytułu tej instalacji, wszyscy znamy „Palmę”, która bardzo szybko po powstaniu zaczęła żyć swoim życiem, niezależnym od intencji artystki. Ona sama tak wspomina: „Uparcie forsowałam swój komentarz, powtarzałam, że to wynik mojej podróży, że Nowa Jerozolima, że Bliski Wschód, konflikt, nieporozumienie. Ale palma miała już swoje życie. Nie byłam w stanie wpłynąć na komentarze i zawłaszczenie. Ludzie sami zaczęli nadawać projektowi znaczenia, media zaczęły palmę wykorzystywać, powstały pierwsze historie z nią związane. I każdy miał własną.” (za: Rajkowska. Przewodnik Krytyki Politycznej, Warszawa 2010, str. 48). Bo artysta / artystka współczesny/a w tej rozgrywce jest podmiotem, ale tylko jednym z wielu. Jego zamierzenia nie zawsze są decydujące, siłą dzieła jest oddziaływanie na widza oraz nawarstwiające się konteksty i sposoby odczytania. Co innego, kiedy do głosu dochodzi brudna polityczna propaganda. Zamiast finezyjnych odniesień jest tylko jeden cel – skuteczność. Tu liczy się siła perswazji niezależnie, co i jak się zmanipuluje. Bo wtedy zaczynamy mówić właśnie o manipulacji, kłamstwie, a subtelności artystyczne zupełnie nie mają znaczenia. Takich przykładów też jest wiele, choćby słynny plakat amerykańskiej propagandy wojskowej „I Want You” z Wujem Samem.

Wróćmy do naszej historii, która właśnie w tej chwili ma swój ciąg dalszy. Artysta może stracić panowanie nad znaczeniami swojej pracy, ale ciągle może uczestniczyć w dialogu i je wykorzystać. Dzisiaj, 5 stycznia, w dwóch miejscach w Warszawie pojawiła się efemeryczna instalacja Bartka Kiełbowicza. Nie ma już lasu, nie ma św. Mikołaja. Zostały tylko ręce z rysunku migranta. Gipsowe odlewy dłoni pojawiły się przed Sejmem Rzeczypospolitej i koło jednej z willi na Żoliborzu. Ich biel dramatycznie odznacza się na tle ciemnej ziemi, choć podmokły, miejski trawnik niewiele ma wspólnego z grząskimi chaszczami. Są malutkie, nikt ich nie zauważa. Miejsca wybrane dla tych instalacji nie są przypadkowe, dla mnie bardzo czytelne. Z jednej strony symbol parlamentaryzmu i wolności. Sejmowa większość stała się jednak narzędziem legitymizacji działań, które budzą powszechny sprzeciw. W tym drugim miejscu mieszka jeden człowiek, który wbrew zasadom demokracji pociąga za wszystkie sznurki. To od tych dwóch punktów w Warszawie zależy sytuacja w odległym lesie, w którym umarł Mikołaj. My swoje prezenty dostaliśmy, zajmujemy się już nowymi bolączkami w Nowym Roku. A tam gdzieś daleko łamane są wszelkie konwencje międzynarodowe, łamane są prawa, które miały przeciwdziałać takim tragicznym sytuacjom. A my bawimy się w takt melodii o obronie polskich granic. Stoimy murem za polskim mundurem, to tak dobrze brzmi.


Życie szybko dopisało ciąg dalszy do instalacji Bartka Kiełbowicza. Dzisiaj pod Sejmem, jak to ostatnio często, kolejny protest. W sumie trudno się zorientować, kto manifestuje. Czy to sprzeciw wobec lex Czarnek? Czy może antyszczepionkowcy? Chyba ci ostatni, bo na opaskach symbol Powstania Warszawskiego. Tak się teraz udowodnia przywiązanie do tradycji. Protestujący przechodzą w pewnej odległości obok ledwo wystających z ziemi rzeźb. Nikt nie zauważa. Życie przenika się ze sztuką i odwrotnie.

Przemysław Głowacki (artdone)

Bartłomiej Kiełbowicz, Mikołaj / Santa Claus, 2022, Warszawa (Żoliborz) foto: Bartłomiej Kiełbowicz

Share this:

  • Udostępnij
  • Facebook
  • Twitter
  • E-mail
  • Drukuj
  • LinkedIn
  • Pinterest
  • Tumblr
  • Reddit

Dodaj do ulubionych:

Lubię Wczytywanie…

Wystawy 2021 (w Polsce)

02 Niedziela Sty 2022

Posted by artdone in aktualności news, Centrum Rzeźby Polskiej Centre of Polish Sculpture, Centrum Sztuki Współczesnej Znaki Czasu, Elektrownia, Jędrzejów, Kielce, Kraków, Międzynarodowe Centrum Kultury Kraków, Muzeum im. Jacka Malczewskiego w Radomiu, Muzeum im. Przypkowskich, Muzeum Narodowe w Kielcach, Muzeum Narodowe w Krakowie National Museum in Krakow, Muzeum Narodowe w Poznaniu National Museum in Poznań, Muzeum Narodowe w Szczecinie, Muzeum Narodowe we Wrocławiu, Muzeum Okręgowe w Toruniu, Muzeum Sztuki w Łodzi Museum of Art in Lodz, Orońsko, Polska Poland, Poznań, Radom, recenzje i opisy reviews and other texts, Szczecin, Toruń, Wrocław, wystawy exhibitions, Zamek Królewski na Wawelu, Łódź

≈ Dodaj komentarz

Tagi

Polska Poland



Koniec roku, czyli jesteśmy w sezonie podsumowań i rankingów. Na ‚artdone’ różnie udaje mi się w tym uczestniczyć. Tym razem pomyślałem, że warto przypomnieć, co pojawiało się na mojej stronie. Rok 2021 to kolejny okres ograniczonego przemieszczania się, utrudnień w podróżach. Mam nadzieję, że wielu dzięki mojej stronie zwiedziło trochę więcej niż na to sytuacja pozwalała. Przed covidem udawało mi się oglądać sporą część ważnych wystaw, które odbywały się w Europie. Tym razem możliwości były niewielkie. Bardzo mało moich własnych relacji z wystaw zagranicznych mogło się pojawić na stronie. Nadrabiałem zdjęciami prasowymi, ale to nie ta sama frajda. Po Polsce trochę łatwiej się jeździło, choć początek roku, a potem koniec też pokrzyżowały mi plany wyjazdów. Nie dotarłem wszędzie, gdzie chciałem, choćby do Trójmiasta. Jednak całkiem sporo obejrzałem i tym się dzieliłem. 

Poniżej zestawienie wystaw w Polsce, które trwały w 2021 i pojawiły się na ‚artdone’. Swój TOP 10 zaznaczam, przy niektórych wystawach pojawiają się gwiazdki. Z różnych powodów uważam, że te ekspozycje zasługują na wyróżnienie. Kolejność nie ma znaczenia, a miasta ułożone są alfabetycznie. Większość wystaw w zestawieniu widziałem i starałem się robić na nich zdjęcia. Wyłączam Warszawę, bo tych relacji pojawiło się tutaj najwięcej i ten wpis byłby jeszcze dłuższy. 

Jędrzejów

Skoro alfabetycznie to zaczynamy od Jędrzejowa, a w nim Muzeum im. Przypkowskich. To miejsce, które zasługuje na wizytę jako takie – świadectwo mijającego czasu, unikalna kolekcja zegarów (i nie tylko), a przede wszystkim ciągłość rodu, którą rzadko gdzie w Polsce spotkamy. Ale to na wystawy czasowe chciałem zwrócić uwagę. Jest szansa, że będzie to miejsce ważnych wystaw sztuki współczesnej. Zdążyłem jeszcze na przedłużoną, ciekawą prezentację prac artystek i artystów związanych z warszawską Galerią m², której szefową jest Matylda Prus. Ona sama pojawiła się w roli kuratorki drugiej wystawy dzieł autorstwa Marcina Zawickiego, artysty docenianego nie tylko w Polsce. Wystawa ciekawie skonstruowana, obok obrazów specjalnie przygotowana instalacja, wykorzystująca miejscowe obiekty, a także rzeźbiarskie makiety, które artysta tworzy przed malowaniem swoich prac. Oraz interwencje artystyczne w ciągu wnętrz historycznych stałej ekspozycji. Z takimi eksperymentami to trzeba ostrożnie. Tym razem świetnie się sprawdziły, z wyczuciem dopełniały i komentowały charakter tego szczególnego muzeum.

  • galeria Artystki i artyści Galerii m² w Jędrzejowie
  • *galeria Marcin Zawicki w Muzeum im. Przypkowskich I

Kielce

Choć Kielce blisko Jędrzejowa, to odwiedziłem je przy innej okazji, aby zobaczyć dwie wystawy w tamtejszym Muzeum Narodowym. Nikifor nigdy nie zawodzi, tym razem było to 40 prac ze zbiorów Muzeum Okręgowego w Nowym Sączu i Muzeum Narodowego w Kielcach. Druga dużo większa wystawa pochodzącego z Kielc Rafała Olbińskiego. Jedni kochają jego twórczość, inni patrzeć na jego prace nie mogą. Jedni byli zachwyceni wystawą, inni słyszeć o niej nie chcieli. Dla mnie głównym minusem była zbyt duża liczba prac. Rzadko to u mnie zarzut, bo lubię duże wystawy. Tym razem większa selekcja by się przydała zważywszy na repetycyjność tych dzieł. Doceniam wydanie katalogu, bo przecież to nie takie oczywiste, szczególnie w mniejszych muzeach.

  • galeria Nikifor w Kielcach
  • galeria Rafał Olbiński w Kielcach I

Kraków

W Krakowie spędziłem zdecydowanie za mało czasu, nie udało mi się dotrzeć choćby do MOCAKu. W Muzeum Narodowym w Krakowie widziałem wystawę ze zbiorów własnych, przegląd drzeworytów Hokusaia. Skoro ma się taką kolekcję, to i można stworzyć świetną wystawę. Nie ma nic złego w robieniu wystaw ze zbiorów własnych, szczególnie w covidowym czasie. Oryginalną scenografię można było różnie oceniać, ale dla mnie była na plus. Główną wystawą w drugiej połowie roku w MNK były poszukiwania stylu narodowego w latach 1890-1914. Imponująca ekspozycja głównie ze zbiorów własnych (ale znowu nic w tym złego). Jednak nie tylko, trochę z kolekcji prywatnych, trochę z innych muzeów, a ja doceniam sprowadzenie tryptyku Sichulskiego z Austriackiej Galerii Narodowej. Zagadnienie ciekawe, katalog obszerny, choć muszę powiedzieć, że wystawa do końca mnie nie przekonała, może to kwestia aranżacji. To pierwsza ekspozycja z czterech zaplanowanych w cyklu „4 x nowoczesność”. Z zainteresowaniem czekam na kolejne, na wakacje 2022 zapowiadany jest okres II Rzeczpospolitej.

Wygląda na to, że od niedawna mamy nowego gracza w pierwszoligowych wystawach, a jest nim Zamek Królewski na Wawelu. Głośno było o wystawie arrasów, z relacji przypuszczałem, że może dodano dodatkowe opisy czy coś w tym rodzaju. Ale nie! Prezentacja tych bezcennych tkanin była wydarzeniem wyjątkowym. I bardzo dobrym pomysłem. Wielka ekspozycja, szczegółowe opisy dotyczące historii kolekcji i technik wytwarzania, były nawet prezentowane częściowo zniszczone czy jeszcze nie poddane konserwacji dzieła. Nie mogę tylko darować Rijksmuseum w Amsterdamie, że nie wypożyczyło jedynego brakujące na wystawie arrasu, który posiada w swoich zbiorach. Mam nadzieję, że po tej wystawie tkaniny będą na Wawelu eksponowane w rotacyjny sposób. Nie jestem konserwatorem, ale nie potrafię zrozumieć, dlaczego wcześniej były pokazywane tak długo i to bez specjalnych zabezpieczeń. Trzymam kciuki, aby kolejne wystawy wawelskie były równie atrakcyjne, aby było o nich głośno, tak jak o tej i aby trzymały poziom merytoryczny, a katalogi im towarzyszące były nie tylko albumami, ale publikacjami na miarę Państwowych Zbiorów Sztuki. Na Wawel jeszcze za chwilę wrócimy.

Miejsce, do którego zawsze chętnie zaglądam w Krakowie to Międzynarodowe Centrum Kultury, które mieści się przy Rynku Głównym, więc jest dogodnie położone. Można tutaj zobaczyć jedne z najciekawszych wystaw, jakie można stworzyć w polskich warunkach. Szczególnie chciałem pochwalić ostatnią, zatytułowaną „Ukraina. Wzajemne spojrzenia”. Już sam temat wzajemnych relacji ukraińsko-polskich zasługuje na wyróżnienie, a za rzadko jest podejmowany. Dobór dzieł, próba szerokiego spojrzenia na kulturowe związki, trójjęzyczny katalog, plusów jest więcej. Są i drobne grzeszki np. kilka reprodukcji na ekspozycji (ale to oddzielny temat na inną okazję). Generalnie uważam, że to jedna z najważniejszych, ale też najciekawszych wystaw zeszłego roku.

  • galeria Hokusai w Muzeum Narodowym w Krakowie
  • galeria Style narodowe w Muzeum Narodowym w Krakowie I
  • *galeria Wszystkie arrasy na Wawelu I
  • galeria Jadwiga Kaim-Otręba i Ryszard Otręba w MCK I
  • *galeria Ukraina w Międzynarodowym Centrum Kultury I

Kazimierz Sichulski, Madonna huculska / Hutsul Madonna, 1909, Belvedere, Wiedeń / Vienna

Lublin

W Lublinie byłem dość dawno temu, a szkoda, bo też dzieją się tam ciekawe rzeczy. Na początku roku 2021 trwała tam jeszcze, w związku z przedłużeniami covidowymi, wystawa Bartka Kiełbowicza. To jedna z wystaw w ostatnim czasie, przy której szczególnie żałuję, że nie mogłem jej sam obejrzeć. Ale pojawiła się na mojej stronie, a nawet zrobiliśmy spotkanie z cyklu Wyprawy ze Sztuką online, z udziałem artysty. Mam okazję śledzić działalność Bartka, co widać też na mojej stronie. Ostatnio coraz o nim głośniej m.in. za sprawą rysunków celnie i boleśnie komentujących naszą bieżącą rzeczywistość. Jego wizualne podsumowanie zmiany dyrekcji w Zachęcie stało się wiralem. W 2021 wspólnie z Liwią Bargieł stworzył performance, który prezentowali w kilku miejscach, a ja miałem go okazje nagrać w Warszawie. Można go w całości zobaczyć na moim kanale YouTube: Liwia Bargieł & Bartłomiej Kiełbowicz ‚Stretching’ 2021. To poetyckie i subtelne podsumowanie zmian, które zachodzą w stosunkach między ludźmi z powodu pandemii. Żałuję wystawy w Lublinie, że wypadła w covidowym czasie i nie wszyscy ją mogli zobaczyć, bo pokazywała dobrze nie tylko krytyczny i aktualny aspekt prac Bartka Kiełbowicza, ale też ten bardziej uniwersalny.

  • *galeria Bartłomiej Kiełbowicz w Lublinie I, galeria Bartek Kiełbowicz sublimuje I

Łódź

Z łódzkich ekspozycji na mojej stronie pojawiła się relacja z wystawy „Czuła uwaga. Urszula Czartoryska wobec fotografii”. Kolejne covidowe przedsięwzięcie ze zbiorów własnych, ale i bez covida takie wystawy są potrzebne. Bogata prezentacja zbiorów fotograficznych Muzeum Sztuki w Łodzi skłaniała do refleksji nad jej historycznym znaczeniem, pokazywała również przekraczanie granic tego medium w sztuce nowoczesnej. Mam wrażenie, że umieszczenie nazwiska Urszuli Czartoryskiej w tytule było dla widzów mylące. Odwołanie się do jej dorobku na ekspozycji było jak najbardziej pożądane. W Łodzi można obejrzeć dużo ciekawych wystaw, jeszcze chciałem wspomnieć o niewielkim pokazie w Pałacu Herbsta „Korowód. Edward Dwurnik i widma historii”. Zorganizowany w związku z darem profesora Romana Zarzyckiego kilku prac Dwurnika, skutecznie zderzał je z wybranymi dziełami z kolekcji własnej. Relacja z tej wystawy gdzieś mi umknęła, ale może jeszcze na ‚artdone’ się pojawi.

  • galeria Kolekcja fotografii w Łodzi
  • galeria Awangardowe muzea w Łodzi I

Orońsko

Do Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku należałoby jeździć regularnie, niby blisko Warszawy, a nie zawsze jest po drodze. Bardzo się cieszę, że dotarłem na wystawę Ursuli von Rydingsvard. To wydarzenie światowego formatu, a dodatkowo znaczenia przydają mu polskie korzenie tej amerykańskiej artystki. Rzadko bywam na wernisażach, tym razem było warto, bo warto było zobaczyć wzruszoną rzeźbiarkę oraz niestrudzoną kuratorkę Eulalię Domanowską, która w tym trudnym czasie dokonała tytanicznej pracy sprowadzenia nawet monumentalnych prac do Polski. Wystawa w Orońsku była świetnie skomponowana, doskonale zaaranżowana w budynku muzeum, a obecnie ma swoją odsłonę w Muzeum Narodowym w Krakowie. I do tego też niewielki pokaz w warszawskich Łazienkach. Tak to właśnie być powinno.

  • *galeria Ursula von Rydingsvard w Orońsku I

Poznań

Przesunięcia covidowe spowodowały, że poznańska odsłona wystawy „Polska. Siła obrazu” odbyła się w 2021 roku. Wspominam o tej wystawie z kilku powodów. Wystawa początkowo przygotowana była przez Muzeum Narodowe w Warszawie tylko dla muzeum  Louvre-Lens. Świetnym pomysłem było przeniesienie jej do Polski, najpierw do Warszawy, a potem do Poznania. Pamiętam, że odezwały się wtedy głosy, że przecież to wszystko już znamy i po co to pokazywać. Otóż nie wszyscy znają, mamy kolejne pokolenia, które trzeba zapoznawać z naszym dziedzictwem. Wystawa pokazywała sporo dzieł z magazynów muzealnych, trochę z kolekcji prywatnych, a przy tym była okazją do zweryfikowania opinii na temat polskiego malarstwa w XIX wieku i jego narodowotwórczej roli. Przy okazji mam okazję przypomnieć przygotowane przeze mnie dwa wykłady do tej właśnie wystawy. Jeżeli ktoś nie oglądał to zapraszam na kanał ‚YouTube artdone’. Pierwszy jest prezentacją dzieł pokazanych na wystawie, również tych w Lens: video Polska. Siła obrazu, drugi próbuje zestawić malarstwo polskie ze sztuką światową na przykładzie pejzażu: video Pejzaże polskie a europejski symbolizm.

Udało mi się dotrzeć do Muzeum Narodowego w Poznaniu na wystawę Magdaleny Abakanowicz zorganizowaną w związku z nadaniem jej imienia tamtejszej Akademii, czyli Uniwersytetowi Artystycznemu. Ciekawy pomysł na prezentację, reprezentatywne dzieła, a najmniej przekonała mnie aranżacja. Różnorodność wnętrz, która powinna służyć pracom artystki spowodowała chaos w odbiorze, a pomysłowa scenografia jeszcze to pogłębiła zamiast ujednolicić. No i cena katalogu przekombinowanego w projekcie skandaliczna. Za to doceniam wyciągnięcie z magazynu ogromnego abakanu stworzonego dla Muzeum Państwa Polskiego. Zupełnie nie rozumiem, czemu od tylu lat nie można go oglądać. Abakanowicz nigdy za dużo. Bardzo jestem ciekawy jak wygląda aktualna, zupełnie inna wystawa w Muzeum Narodowym we Wrocławiu.

Nie byłem też jeszcze na bieżącej wystawie w Muzeum Narodowym w Poznaniu, ale już po katalogu widzę, że to hit. Po wystawie można zresztą pospacerować wirtualnie na stronie muzeum. Vilhelm Hammershøi jest ciągle za mało znanym duńskim artystą, ale kolejne muzea światowe to nadrabiają organizując mu wystawy. Cieszy, że dołączyliśmy do tego grona. Wyrazy uznania dla kuratorki Martyny Łukasiewicz. Szczególnie imponująca jest lista muzeów, z których wypożyczono prace. Jak na polskie warunki (oraz covidowe) to rzecz wyjątkowa. Choć wystawa trwa w Poznaniu dosyć krótko, to potem przenosi się do Krakowa.

  • *galeria Siła polskich obrazów I
  • galeria Magdalena Abakanowicz w Muzeum Narodowym w Poznaniu I
  • *galeria Vilhelm Hammershøi. Światło i cisza I

Radom

Ekspozycje z Radomia pojawiły się dwukrotnie na ‚artdone’. Wystawa Muzeum im. Jacka Malczewskiego w Radomiu w nowej przestrzeni Kamienicy Deskurów o niezbyt udanym tytule „Portrety i metafory życia” była fantastyczną podróżą przez sztukę polską 2. połowy XX wieku. Z jednej strony pokazywała, ile kryje się w magazynach polskich muzeów, z drugiej była dowodem, jak bardzo takich wystaw potrzebujemy. Za mało jest wystaw klasyków sztuki polskiej XX wieku, ale też za mało jej nestorów, nadal żyjących i zasługujących na retrospektywne, już muzealne spojrzenie na ich twórczość. O tym z kolei przekonywała wystawa w Mazowieckim Centrum Sztuki Współczesnej ‚Elektrownia’ pod tytułem „Malujemy, bo zwariujemy”. Radomska ‚Elektrownia’ jest zresztą jednym z jaśniejszych punktów na wystawowej mapie Polski. Bohaterami tego przeglądu byli: Krzysztof Bednarski, Paweł Susid, Robert Maciejuk, Ryszard Grzyb, Tomasz Ciecierski, Tomasz Tatarczyk, Włodzimierz Jan Zakrzewski. I tak jak bardzo pozytywnie oceniam pomysł i scenariusz, tak brakowało mi trochę spójności, dialogu pomiędzy pracami. Choć rozumiem, że wynikało to też z charakteru prezentowanej, nieformalnej grupy. 

  • galeria Portrety i metafory życia w Kamienicy Deskurów
  • galeria ‚Pendzle’ i dłuto w Radomiu I

Szczecin

Do Szczecina niestety w covidowym 2021 roku nie dotarłem, ale dzięki uprzejmości dyrekcji tamtejszego Muzeum Narodowego pojawił się on na mojej stronie trzykrotnie. „Niewinni czarodzieje” to artyści z kręgu II Grupy Krakowskiej i kolejna wystawa pokazująca, ile ważnych prac polskich artystów znajduje się w muzealnych magazynach. Ekspozycję „Stettin/Szczecin – jedna historia. Sztuka XIX i XX wieku ze zbiorów Muzeum Narodowego w Szczecinie” będzie jeszcze można oglądać w 2022 roku. To udana próba połączenia dwutorowej kolekcji (polskiej i niemieckiej) oraz wstęp do planowanej w przyszłości – tak potrzebnej – stałej ekspozycji. Muzeum szczecińskie konsekwentnie realizuje swoje plany i sukcesywnie udostępnia zbiory. W 2021 roku otwarto dwie nowe ekspozycje stałe: „Misterium Światła. Sztuka średniowieczna na Pomorzu” oraz „Ukryte znaczenia. Sztuka na Pomorzu w XVI i XVII wieku”. Jest więc po co jechać do Szczecina. Moim typem z wystaw czasowych w 2021 roku była tam „Archeomoderna. Polska sztuka nowoczesna i mity państwotwórcze”. Patrząc na jej ekspozycję oraz koncepcję miałem déjà vu z niedawnej wystawy w Centrum Pompidou w Paryżu (por. galeria Prehistoria w Centre Pompidou I), a to bardzo dobre skojarzenie. Świadczy to o aktualności tematu, który został przykrojony do naszych słowiańskich i powojennych realiów.

  • galeria Niewinni czarodzieje ze Szczecina I
  • *galeria Archeomoderna w Szczecinie
  • galeria Stettin/Szczecin w Muzeum Narodowym w Szczecinie

Toruń

Do Torunia dojechałem dwukrotnie, a powodem były wystawy w Centrum Sztuki Współczesnej ‚Znaki Czasu’. Jednak udało mi się też raz zajrzeć do Ratusza, do tamtejszego Muzeum Okręgowego, które mam wrażenie dobrze rozumie znaczenie wystaw czasowych. Trafiłem wtedy na „Malarstwo niderlandzkie i flamandzkie ze zbiorów Zamku Królewskiego na Wawelu”. Tym samym wróciliśmy na Wawel. Potem ta wystawa pojechała do Muzeum Narodowego w Gdańsku, została uzupełniona o tamtejsze zbiory i obecnie w takiej postaci prezentowana jest w Krakowie jako „Nie tylko Bruegel i Rubens. Malarstwo Niderlandów na Wawelu. Obrazy ze zbiorów Zamku Królewskiego na Wawelu i Muzeum Narodowego w Gdańsku”. Ta objazdowa prezentacja towarzyszy wydanemu niedawno katalogowi naukowemu malarstwa niderlandzkiego i flamandzkiego zbiorów na Wawelu. Dodatkowo jest też skromniejsze wydawnictwo stworzone z myślą o szerszej publiczności. Brawa dla wszystkich trzech muzeów biorących udział w tym projekcie. Jedną z bolączek polskich muzeów jest brak współpracy przy tworzeniu wystaw czasowych, które by były pokazywane nie tylko w Warszawie i Krakowie (czasami Poznaniu). Koncepcja jak widać może być prosta. Pomysł zebrania w jednym miejscu kolekcji wawelskiej bardzo wskazany. Zazwyczaj te obrazy umykają naszej uwadze przy oglądaniu komnat zamkowych, a tutaj jest szansa przyjrzeć się im z bliska.

Głównym powodem moich wizyt w Toruniu były dwie ekspozycje w Centrum Sztuki Współczesnej ‚Znaki Czasu’. To kolejne ważne miejsce na mapie wystaw w Polsce, które epatuje nas ambitnymi wydarzeniami na czele z nie tak dawnym sprowadzeniem wystawy Mariny Abramović (por. galeria Marina Abramović w Toruniu I). Bardzo chciałbym dojechać na aktualną wystawę „Patricia Piccinini. Jesteśmy!”, bo jest to też ekspozycja z pierwszej ligi. W 2021 roku pojechałem do Torunia najpierw na retrospektywę Bronisława Wojciecha Linkego. Nie żałowałem, ale mam też sporo zastrzeżeń do tej wystawy. Świetna nowoczesna scenografia, ogromna liczba prac, ale… proporcje w ich prezentacji mocno zachwiane. Szczególnie jeżeli w tytule umieszczamy słowo retrospektywa. Kolejny grzech to chaos w tym bezliku i najcięższe z przewinień to brak komentarzy i wyjaśnień. A przecież są to prace, które takiego opisu po prostu wymagają! Mogła to być nie tylko ważna wystawa prezentująca historyczne zjawiska, ale też bardzo aktualna, znacząca również w odniesieniu do współczesnej sytuacji. Bez podpowiedzi była za trudna i nużąca nawet dla wyrobionego widza. Z kolei retrospektywie Edwarda Dwurnika przytłaczająca liczba prac wcale nie zaszkodziła, wręcz przeciwnie. W tym przypadku mogę też wybaczyć skromny opis, bo prace dotyczą bliższych nam historycznie wydarzeń, a i są dość czytelne. Irytujący był też przy obu wizytach brak katalogów, które niby mają być, ale nawet nie wiadomo kiedy. To niestety częsta bolączka mniejszych polskich ośrodków muzealnych. Mimo uwag krytycznych i tak zamierzam odwiedzać CSW ‚Znaki Czasu’, jeżeli tylko będzie możliwość, bo jestem pod wrażeniem rozmachu tych projektów.

  • galeria Malarstwo niderlandzkie i flamandzkie w Toruniu
  • galeria Bronisław Wojciech Linke w Toruniu I
  • galeria Grupa Zero 61 w Toruniu
  • *galeria Edward Dwurnik w Toruniu I

Wrocław

Bardzo chciałem zobaczyć w Muzeum Narodowym we Wrocławiu wystawę „Marek Oberländer i Jan Lebenstein. Totemiczny znak figury ludzkiej”, ale nie było takiej możliwości. Za to kilka prac z niej pojawiło się na mojej stronie. Wakacyjny czas sprzyjał za to wizycie na wystawie „Ewa Kuryluk. Białe fałdy czasu”. Cieszę się, że mogę o niej na końcu tutaj napisać, bo to niewątpliwie jedna z najlepszych wystaw 2021 roku w Polsce. Już pisałem, że za rzadko ważni, żyjący artyści mają duże muzealne wystawy. W przypadku Ewy Kuryluk ostatnia miała miejsce w Krakowie w 2016 roku (por. galeria Ewa Kuryluk śni o miłości). Ale była to wystawa ‚klasycznej’ twórczości, malarstwa z lat 60. i 70. Wrocławska ekspozycja była jej kontynuacją, prezentując tylko późniejsze prace artystki, których głównym materiałem jest tkanina. Obiekty te doskonale wpisały się w architekturę Pawilonu Czterech Kopuł. Do tego pięknie zaprojektowany, bogaty merytorycznie, dwujęzyczny katalog. I nawet rozumiem, że obwoluta musiała być biała, choć to mocno niepraktyczne. Wystawa była tak nastrojowa i wciągająca, że nie starczyło mi czasu na inne oddziały Muzeum Narodowego we Wrocławiu.

  • galeria Marek Oberländer / Jan Lebenstein
  • *galeria Ewa Kuryluk w Muzeum Narodowym we Wrocławiu I

Przemysław Głowacki (artdone)

 

Share this:

  • Udostępnij
  • Facebook
  • Twitter
  • E-mail
  • Drukuj
  • LinkedIn
  • Pinterest
  • Tumblr
  • Reddit

Dodaj do ulubionych:

Lubię Wczytywanie…

Etel Adnan (1925-2021)

15 Poniedziałek List 2021

Posted by artdone in aktualności news

≈ Dodaj komentarz

Tagi

Etel Adnan

Etel Adnan, Bez tytułu / Untitled, 2010





  • galeria Nowoczesność Etel Adnan I
  • galeria Doceniona Etel Adnan, galeria Etel Adnan w Serpentine Sackler Gallery

Share this:

  • Udostępnij
  • Facebook
  • Twitter
  • E-mail
  • Drukuj
  • LinkedIn
  • Pinterest
  • Tumblr
  • Reddit

Dodaj do ulubionych:

Lubię Wczytywanie…

Szum kontra artdone

23 Piątek Lip 2021

Posted by artdone in aktualności news, Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, Polska Poland, recenzje i opisy reviews and other texts, Warszawa Warsaw

≈ Dodaj komentarz

Tagi

Aleksy Wójtowicz, Jakub Banasiak, Karolina Plinta, Piotr Policht

por. post Na sztandarach młodzi artyści i artystki, galeria Dwa finały konkursu APH w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie I oraz galeria Dwa finały konkursu APH w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie II

Wystawa finałowa 19. i 20. konkursu Artystyczna Podróż Hestii, widok wystawy / exhibition view, Muzeum nad Wisłą, Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie (MSN), Warszawa / Warsaw, foto: artdone

Na barykady pod sztandarami

Przykro mi pisać ten tekst, choć powód może wydawać się pozytywny. W ostatnim tekście magazynu Szum zostałem kilkanaście razy wymieniony z nazwiska i wielokrotnie zacytowany (por. „To był bardzo trudny czas”. Artystyczna Podróż Hestii jako symptom kryzysu mecenatu korporacyjnego). Cytaty pochodzą z mojego poprzedniego tekstu, w którym próbowałem przeciwstawić się krytyce jaka spotkała konkurs organizowany przez fundację Artystyczna Podróż Hestii (por. post Na sztandarach młodzi artyści i artystki). Przykro mi ponieważ żyjemy w rzeczywistości, która nie napawa optymizmem. Wiele spraw wymaga działania, protesty są na porządku dziennym, coraz więcej pojawia się zagrożeń. Jedną z największych bolączek naszej współczesności jest tworzenie przez środki masowego przekazu, przy udziale mediów społecznościowych, alternatywnych rzeczywistości. Służy temu rozprzestrzenianie się fake newsów, manipulowanie wypowiedziami. W efekcie dostajemy zafałszowany obraz świata, który został przez kogoś przygotowany. Rzetelność dziennikarska, wiarygodność mediów jest coraz bardziej wątpliwa. Dlatego tak ważnym jest, aby mieć prawo głosu i aby przeciwstawiać się takim praktykom. Dialog i dyskusja zostają zastąpione przez tworzenie podziałów i wzajemne antagonizowanie stron. W poprzednim tekście odnosiłem się przede wszystkim do wpisu Karoliny Plinty, zastępczyni redaktora naczelnego magazynu Szum, z jej prywatnego profilu na Facebooku. Tym razem powodem mojego tekstu jest długi artykuł, który zamieszczony został przez samo czasopismo. Smuci mnie nie tylko jego treść, ale chyba przede wszystkim poziom manipulacji faktami, który ma tam miejsce. Również w odniesieniu do mojego tekstu wielokrotnie tam przywoływanego. Przykre to wszystko, ponieważ nagle znalazłem się na linii frontu, na wojnie, a przecież rzecz dotyczy sztuki. W jednym okopie zostałem umieszczony z Jackiem Sosnowskim, który w swoim wpisie na Facebooku również bronił przed zarzutami Artystyczną Podróż Hestii. W jednym z komentarzy tak to uzasadniał: „Dlatego też osobiście angażuję się w tę dyskusję, bo wiem jak wielkie szkody zostały już wyrządzone takim brzdąkaniem. Nie jest ważna wyłącznie treść ale też forma. Można było powiedzieć „mam uwagi” a powiedziano „wypierdalać”.” Przykrym jest, że to „brzdąkanie” odbywa się na najniższym poziomie, w postaci wpisów i komentarzy internetowych, a szkody już są ogromne. Ale jeszcze gorszym jest, że obecnie w tej batalii mamy do czynienia z artykułem Szumu, który nie tylko nie podnosi poziomu dyskusji, ale stosuje zabiegi, które nie powinny być stosowane przez żadne szanujące się czasopismo. A jest to czasopismo poświęcone kulturze i sztuce.

Szum, konflikt, kryzys

Jaki jest obraz sytuacji stworzony w artykule magazynu Szum? Dobrze go oddaje pierwszy śródtytuł: „Konkurs, konflikt, kryzys”. Osią artykułu jest „konflikt na linii organizatorzy-osoby uczestniczące”, który „stopniowo narastał”. Jego wynikiem jest totalny kryzys imprezy w rzeczywistości wykreowanej przez czasopismo. Nawet kolejne etapy tego konfliktu zostają wymienione. Szum przedstawia nam dość spójną narrację, na ile słuszną za chwilę się zastanowimy. Na początku czytamy „była to jedna z najlepszych edycji tego konkursu, pełna interesujących postaw twórczych”. Tak samo na początku swojego wpisu ujęła to Karolina Plina: „19. i 20. edycja konkursu Artystyczna Podróż Hestii faktycznie wydają się należeć do najlepszych”. Tutaj budzi się nasza wątpliwość, skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle? Odpowiedź jest jasna, na wysokim poziomie są prace samych uczestników, ale nie konkurs, który je wskazuje. Celem konkursu jest wyłonienie ciekawych artystów i tak się właśnie dzieje – według zgodnej opinii Szumu i jego wice-naczelnej. Co jest w związku z tym nie tak? Punktem zwrotnym miał być dzień ogłoszenia zwycięzców na ostatniej gali finałowej w Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Jeden z członków jury – mało zrozumiale, o czym już pisałem – mówił o potencjalnym końcu konkursu. Najważniejsze jednak według Szumu były kuluarowe wypowiedzi uczestników i uczestniczek. Dzień później ukazuje się wpis Karoliny Pliny, który magazyn określa mianem najgłośniejszej wypowiedzi oraz pisze o dosadnych słowach swojej pracownicy. „Chujanie artystów/ek”, „brandzlowanie jubileuszem” (brandzlować = onanizować się), „chowanie kasy do kieszeni”, „pokazywanie środkowego palca artystom przez Hestię”. W mojej ocenie jest to zbiór wulgaryzmów i brak kultury, dodatkowo wzmocniony bezpodstawnymi oskarżeniami, które mogą wyrządzić (i wyrządziły) nieodwracalne szkody wizerunkowe organizatorowi konkursu. Dla Szumu są to „dosadne słowa”. Dla tych mniej wprowadzonych w temat tylko przypomnę, że pod tym wpisem rozpętała się burza, a właściwie nagonka na konkurs i jego organizatorów. Jak to w internecie. W dalszej części artykułu Szumu czytamy „obaj autorzy [ja i Jacek Sosnowski] konsekwentnie przedstawiali wpis Plinty jako oficjalne stanowisko redakcji Szumu”. I teraz zaczyna się już robić bardzo nieprzyjemnie i smutno. Tekst Szumu nie tylko manipuluje faktami oraz kreuje swoją wizję rzeczywistości. W tym tekście spotykamy po prostu nie prawdę i to nie ten jedyny raz. Czekam na informację, w którym miejscu chociaż raz napisałem, że wpis Plinty jest oficjalnym stanowiskiem Szumu. Musiałem to robić wielokrotnie ponieważ tak rozumiem słowo „konsekwentnie”. Szum zarzeka się, że publiczna wypowiedź Plinty nie jest jego stanowiskiem. Ale pisze też, że zamiast oficjalnego oświadczenia APH, prezeska fundacji zabierała głos w mediach społecznościowych (pod swoim nazwiskiem, z własnego profilu) i powołuje się na jej wypowiedź. To ja już się zgubiłem, czy wypowiedzi z prywatnego profilu mają coś wspólnego z instytucją, dla której się pracuje, czy jednak nie? Wróćmy do obrazu sytuacji, który kreuje magazyn. Wpis Pliny oraz tekst Szumu ma być wyłącznie reakcją na „ruch inicjujący zmiany pochodzący od dołu – od artystów i artystek”, tak jak to miało miejsce w przypadku kontrowersji związanych z innymi konkursami. Duża część tekstu Szumu to wypowiedzi samych artystów i artystek, czym zajmiemy się za chwilę. Jak mantra powracają dwie sytuacje – zrzutka jednego z uczestników na transport pracy konkursowej oraz zezłomowanie pracy przez inną uczestniczkę, również ze względu na brak środków na jej transport. Zdjęcie resztek jej dzieła na wysypisku śmieci jest główną ilustracją całego tekstu. Czy Wam się serce nie kraje patrząc na nie? Piszę to bez złośliwości. Jesteśmy przyzwyczajeni, do tego, że dziełu sztuki należny jest szacunek, że powinno trwać w odpowiednich warunkach. W tym przypadku kto zawinił? Artystka? Ktoś inny musi być za to odpowiedzialny. Szum osiąga zamierzony efekt, z troską pochylamy się nad losem młodych artystów. Historia zezłomowanej pracy jest też kanwą artykułu Gazety Wyborczej, który ukazał się wczoraj (21.07.2021). Na szczęście jest on bardziej wyważony niż tekst Szumu, choć nie jest przypadkiem, że skupia się właśnie na tej historii. Czy Szum nie mógł zilustrować artykułu zdjęciem z ostatniej wystawy finałowej, której ekspozycja zebrała prawie same pochwały? To by przypomniało, że 30 młodych artystów zaistniało w Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Lepsze jest jednak zdjęcie zniszczonej pracy. Kreowana przez Szum wizja wydaje się bardzo zideologizowana, nie pisze tego w formie zarzutu. Bardziej martwi mnie, w jaki sposób ustawiona została linia konfliktu, promowanego przez pismo oraz w jaki sposób zostali scharakteryzowani jego uczestnicy. Z jednej strony uczestnicy konkursu to „w większości osoby niezamożne, które sytuacja pandemiczna pozbawiła jakiejkolwiek stabilności finansowej; dla których wycieczka do Warszawy i z powrotem jest poważnym wydatkiem”. Z drugiej strony mamy potężny, prywatny koncern ubezpieczeniowy, o którym „Dziennik Gazeta Prawna” (cytowany przez Szum) pisze „mimo pandemii COVID-19, ubiegły rok był udany dla ERGO Hestii. (…) zysk zwiększył się o ponad 30 mln zł, do ponad 317 mln zł”. Przy takim zestawieniu i przy tych oszałamiających kwotach wniosek jest oczywisty – jakżeż można nie zapłacić za podróż artyście na wystawę konkursową? Albo za transport jego/jej pracy? Szum cały czas nie przyjmuje do wiadomości, że firma prywatna nie ma w swoich celach finasowania artystów, że może robić ze swoimi pieniędzmi, co jej się żywnie podoba. Czy ja tutaj bronię ERGO Hestię, czy mam w tym interes? Nie mam żadnego. Bronię logiki i zasad racjonalności. Redakcja Szumu ma jednak z jakiegoś źródła informacje, że moje stanowisko podzielane jest przez kierownictwo fundacji APH. Chętnie poznam źródło tej informacji. Ale zaraz, w innym miejscu pada stwierdzenie, że „APH nie wydała żadnego oficjalnego komunikatu”. To znowu się zgubiłem. Dla jasności tylko napiszę, że oba moje teksty są moją własną inicjatywą, samodzielnie je napisałem i nie otrzymałem za to żadnego wynagrodzenia. W odróżnieniu od piszących w Szumie, którzy dostają swoje pensje od Fundacji Kultura Miejsca przy Wydziale Zarządzania Kulturą Wizualną Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Szum wypomina, że obaj z Jackiem Sosnowskim „akcentowaliśmy związek wydawcy Szumu z Akademią Sztuk Pięknych w Warszawie”. Może robiliśmy to nie bez powodu? Prywatna firma jest w sposób bezpardonowy atakowana przez przybudówkę publicznej uczelni wyższej, która narzuca jej w jaki sposób ma dysponować swoimi środkami. Coś tutaj jest postawione na głowie, a na pewno brak w tym logiki. Szum doskonale potrafi grać na emocjach czytelnika. Przecież nasza sympatia nie może być po stronie wielkiej, bogatej korporacji (nawet jeżeli racja jest po jej stronie), solidaryzujemy się z rozpoczynającymi swoją karierę artystami i artystkami, którym ta korporacja „pokazała środkowy palec”. A nie przepraszam, tego sformułowania nie mogę użyć, bo to z prywatnego profilu zastępczyni redaktora naczelnego. W tekście Szumu jest mowa o stawianiu ultimatum „wobec faktycznej niezamożności najmłodszych artystów i artystek” i to ma ukazywać „z całą mocą asymetrię zależności pomiędzy sztuką a biznesem”. Bezwzględne korpo – wyzyskiwany artysta. Do tego można sprowadzić rysowany nam przez Szum obraz. Ale ja cały czas nie mogę dojść, kiedy ta ERGO Hestia pokazała uczestnikom swojego konkursu ten środkowy palec? No nijak tego nie potrafię wymyślić.  

artdone, czyli 13 x Głowacki

Cały akapit tekstu Szumu poświęcony jest mojej skromnej osobie i wypełniony cytatami z mojego tekstu. Ale to nie koniec, dalej też ich nie brakuje, a moje nazwisko pada 13 razy. Jakże bym chciał mieć taką promocję w związku z moimi działaniami edukacyjnymi! Niestety takie poczynania mało kogo interesują. Walka, konflikt, sensacja – tylko to wzbudza większe zainteresowanie. Taką mamy rzeczywistość. Co takiego znajdziemy w poświęconym mi akapicie? Długie cytaty z moje tekstu – bardzo dziękuję. Stosunkowo niewiele komentarzy, które – jak mniemam – mają mój tekst ukazać we właściwym świetle. Tylko jakoś słabo ta krytyka wychodzi. W związku z tym Szum trochę zmanipuluje, poprzekręca fakty i wtedy rzeczywiście widać jakie to ja bzdury piszę. Nie ma w tym chęci zrozumienia moich intencji – szyderstwo lepiej się sprzedaje. Akapit zaczyna się od tego, że Szum przypomina, że jestem „stałym współpracownik kierowanej przez Kąkolewską Fundacji Art Transparent” i tutaj nawet pojawia się stosowny cytat z moje tekstu. Podobnie w odniesieniu do Jacka Sosnowskiego pokreślone zostają jego związki biznesowe i towarzyskie z APH. Odnoszę wrażenie, może błędne, że te powiązania są w oczach Szumu zarzutem, tak jakby odbierały nam one prawo do zabierania głosu, bo nie jesteśmy bezstronni. Tylko, że my to wyraźnie sami podkreślamy, a nawet więcej, to jest jeden z powodów dla którego się wypowiadamy. Bo znamy osoby bezpośrednio tworzące konkurs i widzimy, jak ich praca przez widzimisię jednej redaktorki i jednego pisma idzie na marne. Szkoda, że przy okazji Szum nie potrafi sprawdzić informacji, które podaje. Jacek Sosnowski nie jest członkiem jury konkursu, jak napisano, a ja współpracuję z Fundacją Art Transfer. Następnie Szum pisze o mnie tak: „Warto podkreślić, że jest to jego jedyny tekst „interwencyjny” – na blogu zamieszczane są najczęściej zdawkowe, choć bogato ilustrowane notki o kolejnych wystawach, przede wszystkim sztuki nowoczesnej i dawnej.” Nie są to notki o wystawach, zasadniczą częścią mojej strony są właśnie ilustracje, ale to już odpuśćmy. Ma rację Szum, że większość dotyczy sztuki nowoczesnej i dawnej. Ja tylko dorzucę, że na mojej stronie pojawiły się też dziesiątki relacji z wystaw sztuki współczesnej, w tym wystaw konkursowych (por. galeria Turner Prize 2016) i zazwyczaj są to wykonane przeze mnie osobiście zdjęcia. Redakcjo Szumu – nie jesteście monopolistą w zajmowaniu się sztuką współczesną. Bo to zdanie ma mnie wyraźnie zdyskredytować jako osobę wypowiadająca się o sytuacji sztuki współczesnej. Szkoda tylko, że autorzy? autorki? tekstu znowu mijają się z prawdą. Nie jest to mój pierwszy tekst interwencyjny. To prawda, że nie piszę wielu tekstów (nie jestem wieloosobową redakcją z jeszcze większym zastępem współpracowników). Recenzje oraz inne teksty pojawiają się na mojej stronie sporadycznie. Ale konsekwentnie są to też „teksty interwencyjne”. W 2014 roku dwa razy pisałem o okoliczność (niedoszłej) podróży tryptyku Memlinga do Włoch. W 2019 roku poświęciłem dwa teksty sytuacji w Muzeum Narodowym w Warszawie pod rządami dyr. Miziołka (por. post Skandal w Muzeum Narodowym w Warszawie oraz post Czego nie widać w Muzeum Narodowym w Warszawie). Rok później nieśmiało miałem nadzieję, że kolejna dyrekcja tej instytucji może nie będzie jeszcze gorsza (por. post Muzeum (nie tylko) Narodowe po pandemii). Również w 2020 roku, zaraz po emisji pierwszej lekcji plastyki na kanale TVP VOD, napisałem obszerną analizę tego materiału wyliczając jego błędy (por. post Szkoła z TVP: klasa 7 (Plastyka – Lekcja 1). Ten wpis ma zyskał prawie 120 tysięcy wejść – czasami udaje się edukować na szerszą skalę (choć właśnie przy okazji sensacji i prostowania andronów). Czy wystarczy przykładów moich tekstów interwencyjnych? Zwraca uwagę, że z tej skromnej liczby aż trzy dotyczą Muzeum Narodowego w Warszawie. Dlaczego? Bo jest to instytucja, w której wiele lat pracowałem i nadal czuję się z nią związany, a więc zależy mi na niej i osobach tam pracujących. To chyba też wyjaśnia dlaczego zabrałem głos w sprawie konkursu APH.

Idźmy dalej. Pragnę uspokoić Szum, że nie jest nadużyciem stwierdzenie, że cytowane zdanie „mecenas daje i stawia warunki, a jak się nie podoba, to nie ma przymusu brania udziału w jego przedsięwzięciach” streszcza moją perspektywę. Szkoda, że redakcja Szumu cały czas nie jest w stanie zrozumieć jego treści. Za to wyjątkowo wredną manipulacją jest komentarz do tego zdania: „Mecenas jest więc wyłączony spod krytyki niejako z definicji.” Tego nigdzie nie napisałem. Czy to prywatne czy publiczne przedsięwzięcia podlegają krytyce, ważne w jaki sposób się to robi („mam uwagi” versus „wypierdalać”). W tym samym miejscu Szum cytuje moją wypowiedź o chowaniu pieniędzy do kieszeni z wpisu Plinty. Nie przeszkadza Szumowi, że ich własna pracownica oskarża ERGO Hestię o oszukiwanie uczestników konkursu i de facto ich okradanie. A przepraszam, to na prywatnym profilu było, to się nie liczy. W tym samym akapicie raz jeszcze Szum dopuszcza się karygodnej manipulacji wkładając w moje usta ironiczne stwierdzenie „młodzi artyści i artystki, którzy podważają reguły konkursu, nie wiedzą, co czynią”. Nigdzie nie napisałem, że uczestnicy konkursu nie wiedzą co czynią krytykując go. Napisałem „zaczynają swoją drogę artystyczną i o pewnych mechanizmach po prostu nie wiedzą”, ale z komentarzem Szumu takie stwierdzenie nabiera zupełnie innego wydźwięku. Co więcej napisałem, że to rozumiem. Na moją tezę można znaleźć dowody nawet w zgromadzonych przez Szum wypowiedziach. Jeden z uczestników bulwersuje się, że na dostarczenie swojej pracy miał tylko tydzień. Po prostu nie wie, że wystawy w takich miejscach jak MSN zmieniają się szybko, że nie ma gdzie przechowywać prac i dłuższy okres jest po prostu niemożliwy. Nie chcę przytaczać większej liczby przykładów, bo rozumiem, że młodzi ludzie muszą się dopiero o takich rzeczach dowiedzieć. Konkurs APH jest do tego okazją. Za to nie mogę uwierzyć jak oderwany jest od środowiska młodych artystów i artystek Szum, w imieniu których przecież występuje. W swoim tekście pisze tak o uczestnikach: „wyglądają wspaniale na grupowym zdjęciu, tworzą ciekawe i poruszające prace, chociaż wiedzą, że w 95% przypadków wystawa konkursowa była ich pierwszą i ostatnią w tym miejscu”. Redakcjo Szumu – 95% osób na tym zdjęciu jest przekonanych, że ich praca wybrana w konkursie APH jest pierwszą z wielu, które jeszcze zaprezentują w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Nikt przy zdrowych zmysłach rozpoczynających swoją karierę nie zakłada porażki! Tym bardziej, że właśnie zostali finalistami konkursu APH, zostali wyróżnieni wśród setek innych studentów! Szumie! Ogarnij się! Złap kontakt z rzeczywistością!

Rachunek sumienia

Zajmijmy się teraz częścią tekstu Szumu, który składa się z wypowiedzi finalistów konkursu, czyli uczestników ostatniej wystawy w MSNie. Gazeta usłużnie i wyraźnie nas informuje, że zwróciła się do młodych artystów i artystek, ponieważ „szanuje ich podmiotowość”, dodaje też, że „nikt dotychczas tego nie zrobił”. Tak na wszelki wypadek trzeba zwerbalizować swoje kryształowe intencje. Dowiadujemy się też, że z możliwości wypowiedzi skorzystało 2/3 uczestników wystawy (jedna się potem wycofała, ale to pomijam dla klarowniejszych rachunków). Tutaj pojawia się moja wątpliwość. Skoro konkurs jest tak beznadziejny jak to sugeruje Szum, to dlaczego 1/3 zainteresowanych nie korzysta z możliwości skrytykowania go? Tym bardziej, że mogą to zrobić anonimowo. Ponad połowa wypowiedzi zamieszczonych przez Szum nie jest opatrzona nazwiskami. Otrzymujemy jednak zapewnienie, że wszystkie są autoryzowane. Teraz ja pozwolę sobie na pewną manipulację. Słaba ona będzie, bo dokładnie napiszę, na czym ma polegać. Otóż wybrałem pozytywne fragmenty wypowiedzi uczestników wystawy, a pominąłem krytykę konkursu. Okazuje się, że aż 9 osób, czyli prawie połowa z przepytanych przez Szum miała coś dobrego o imprezie do powiedzenia. Teraz mam prośbę – proszę (na chwilę) zapomnieć, co zostało wcześniej powiedziane, co napisała Plinta, jakie były pod jej postem komentarze, co napisał Szum.

  • „Członkowie jury występują przed publicznością ze swoimi wykładami, a potem sytuacja się odwraca i prace przedstawiają uczestnicy konkursu. To bardzo równościowa formuła, w dodatku prezentacje uczestników są jawne, wszyscy mogą siebie nawzajem posłuchać – co też zapewnia większą transparentność. APH to przybudówka firmy ubezpieczeniowej, której dobrze robi taki PR. Chociaż rozmowę z członkami jury wspominam dobrze.” (Grażyna Monika Olszewska) [pierwsza część wypowiedzi dotyczy innego konkursu – przyp. artdone]
  • „Zgłosiłam się ze względu na prestiż konkursu i możliwość wystawy w MSN.” (artystka 1)
  • „Jeśli chodzi o warunki współpracy, to nie mogę nic złego powiedzieć, tak samo jeśli chodzi o sprawy organizacyjne. Jestem z nich zadowolona.” (artystka 2)
  • „Możliwość udziału w wystawie stanowiła dla mnie główną motywację do wzięcia udziału w konkursie. Zgłaszając swoją pracę, byłam świadoma zasad i warunków (…) Jestem mile zaskoczona współpracą z zespołem odpowiedzialnym za realizację wystawy. Bliskie spotkania z ekipą montującą wciąż wspominam z ekscytacją, miałam okazję spędzić kilka dni w muzeum, wieszając swoją pracę. Transport obszernej i kłopotliwej instalacji był dla mnie sporym wyzwaniem i kosztem. Tymczasem wiele z polskich konkursów ma znacznie gorsze warunki uczestnictwa.” (Anna Rutkowska)
  • „Finaliści APH są wybierani spośród dużej liczby artystów-studentów, a wystawa w takim gronie już jest wyróżnieniem” (artystka 3)
  • „Bogna Świątkowska i Sebastian Cichocki [członkowie jury – przyp. artdone] stają na głowie, żeby uczynić panującą na rozmowie stresującą atmosferę bardziej przyjazną. (…) Nie zgadzam się z tym, że kwestia podzielenia nagród na dwie edycje była niespodzianką, to akurat było dość jasne od ogłoszenia wyników 19. edycji w szczycie pandemii (…)” (artystka 5)
  • „Wiadomość o tym, że byłam finalistką dotarła nawet do znajomych niezainteresowanych sztuką współczesną. Organizatorzy skutecznie angażują pracowników jednego z niewielu muzeów, z którymi warto współpracować w naszym kraju. Z tego, czego się dowiedziałam, proces selekcji finalistów był ciężki i dołożono wielu starań, aby był jak najlepszy: nie oceniano tylko zgłaszanego projektu, ale też zrobiono internetowy research, brano pod uwagę inne działania studentów.” (Ewelina Węgiel)
  • „Tym, co wywarło na mnie szczególne wrażenie, jest kontakt ze stroną organizującą. Anna Palacz, Maja Wolniewska i Maciej Maćkowiak stworzyli cudownie ciepłą i towarzyską atmosferę, która pozwoliła poniekąd zapomnieć o stresie, jaki wywołuje »pompa« całego wydarzenia. Ich dostępność, rady i otwartość były bardzo wspierające. (…) Praca kuratorska, forma prezentacji wystawy, były na bardzo wysokim poziomie.” (Sylwia Marszałek-Jeneralczyk)
  • „Muszę jednak przyznać, że moje doświadczenia współpracy z APH są mimo wszystko bardzo pozytywne. Widzialność i wsparcie, jakie otrzymałam od kadry APH, są czymś, za co jestem ogromnie wdzięczna. APH jest jedną z niewielu prywatnych instytucji, która regularnie wspiera i inwestuje w młodych artystów. (…) Żadna inna ogólnopolska instytucja nie zapewnia młodym absolwentom szkół artystycznych (zwłaszcza tym, którzy nie mieszają w Warszawie) takiej szansy bycia dostrzeżonym. (…) inicjatywa APH wciąż zasługuje na szacun za swoje lata pracy i zaangażowanie.” (artystka 8)

Jaki obraz konkursu wyłania się po przeczytaniu tych fragmentów? Czy rzeczywiście tak negatywny jak chce to ukazać Szum? Oczywiście nie namawiam, aby na stałe zapomnieć o krytycznych uwagach. Jest ich dużo więcej, jeżeli popatrzymy na objętość tekstu. Pochwały w tym morzu negatywów są ledwo widoczne. Jednak niezadowolenie studentów dotyczy kilku bardzo konkretnych spraw i to one zajmują prawie całą objętość ich krytycznych uwag.

  • sprawa połączenia obu finałów i przyznania jednej puli nagród
  • brak zwrotu kosztów transportu prac
  • brak pieniędzy na przyjazd
  • uwagi dotyczące ekspozycji dzieła na wystawie
  • krytyka formy przesłuchań finalistów

Do części spraw już odnosiłem w moim poprzednim tekście, gdzie próbowałem tłumaczyć skąd takie, a nie inne zasady. Oraz podkreślałem, że ostateczna decyzja w takich sprawach należy do organizatora. Dla jasność – można mieć uwagi, można mieć postulaty, ale nie można żądać ich spełnienia. Jeżeli komuś te warunki nie odpowiadają, to nie bierze udziału w konkursie. Sprawę formuły prezentacji pracy przed jury skwituje tak – nie ma idealnej i nie ma optymalnej. Każda będzie podlegać krytyce, wiemy to z innych podobnych konkursów. Widać to też po całym wachlarzu propozycji, które padają ze strony uczestników – od rozszerzenia po całkowitą likwidację przesłuchania. Bardzo wiele frustracji wśród uczestników spowodował brak znajomości zasad konkursu. Są głosy rozsądku, Grażyna Monika Olszewska mówi „przeczytałam nowy regulamin dotyczący dwóch edycji, więc nie byłam zaskoczona”. Jednak w efekcie dołącza ona do krytyków konkursu mówiąc, że to nieuczciwe, że uczestnicy nie uzyskali informacji i uzasadnienia „z ust organizatorów”. Mówi też: „wiadomo, że mało kto czyta regulaminy”. No tak, wiadomo. Ile to razy bez zaglądania kliknęliśmy zgodę na stosowanie jakiegoś regulaminu. Tylko, że kiedy jadę na wakacje i wpłacam zaliczkę za kwaterę przez pośrednika to czytam jego regulamin. Ostatnio właśnie tak zrobiłem. Dlaczego? Bo chcę wiedzieć, co może się wydarzyć, szczególnie w sytuacjach kryzysowych. A teraz przecież taką mamy. Może należy po prostu wyciągnąć wniosek, że są takie przypadki, kiedy regulamin należy przeczytać? Dodam tylko, że regulamin konkursu APH krótki nie jest, ale da się w miarę szybko przeczytać. Nie przypomina tekstów drobnym maczkiem, które np. dostajemy od banków i nie da się w nich zorientować. Uwagi dotyczące odpowiedniej ekspozycji prac na wystawie można łatwo wyjaśnić. Artysta chce, aby jego/jej praca była jak najlepiej zaprezentowana. W taki sposób jak sobie to zaplanował. Każdy kurator zbiorowej wystawy sztuki współczesnej wie, że jest ona kompromisem. MSN ma bardzo trudną, wielką przestrzeń wystawową w Muzeum nad Wisłą. Zmieścić tam 30 różnych prac nie jest łatwo. Jedni będą zadowoleni, inni niestety nie. Szkoda tylko, że Szum zajmujący się sztuką współczesną i jej wystawami jakoś na to nie zwraca uwagi. Za to z ochotą publikuje pretensje młodych artystów, dla których zazwyczaj jest to pierwsza poważna wystawa. W wypowiedziach artystów, wpisie Plinty i artykule Szumu pojawiają się jeszcze postulaty związane z wypłacaniem artystom pieniędzy. Można je zsumować w dwa wnioski:

  • artyści i artystki powinni otrzymywać wynagrodzenie za swoją pracę, czyli również za udział w wystawie
  • nagrody powinny być w postaci pieniężnej, szczególnie w warunkach covidowych

Wynagrodzenie za udział w wystawie to oczywiście sprawa dużo szersza. Zgadzam się z Agnieszką Polską, którą cytuje Szum, która mówi, że „obietnica rozpoznawalności” dzięki wystawie nie powinna „zastąpić zapłaty za wykonaną pracę”. Bo udział w wystawie jest dla artysty pracą. Z tekstu zrozumiałem, że obecnie w Polsce jest to już normą i zawsze tak się dzieje („artyści i artystki otrzymują wynagrodzenie za swoją pracę; że zostały wprowadzone minimalne stawki za udział w wystawach”). Stąd postulat takiej stawki za udział w wystawie finałowej dla studentów i wpisanie tego do regulaminu jest jak najbardziej zasadny. Skoro tylko w przypadku wystawy konkursowej ERGO Hestii artyści owej minimalnej stawki nie otrzymują. Być może dobrym pomysłem by było, aby swój udział miało Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Tam odbywa się wystawa, a więc MSN jest też jej beneficjentem. Dziwię się zresztą, że skoro obecnie (po rewolucji, o której pisze Szum) MSN wypłaca wynagrodzenie wszystkim artystom, którym organizuje wystawy, sam tego nie zaproponował i nie przeprowadził. Mam wrażenie, że ERGO Hestia chętnie by się dostosowała do standardów swojego partnera. Sprawa nagród w postaci pieniężnej, a nie rezydencji to kolejny obszerny temat do dyskusji. Tylko – jeszcze raz przypomnę – taki jest wybór mecenasa. Można dyskutować, ale do niego należy ostatnie słowo. Jak dyskutuje Szum? Dowalając bezpardonowo tej złej korporacji. W podsumowaniu artykułu czytamy, że „polskie środowisko artystyczne jest już znacznie dalej niż obecne kierownictwo Fundacji APH”. Szkoda, że Szum, nie chce napisać, jakie są powody takiej, a nie innej formuły nagród. Szkoda, bo przesłanki, którymi kieruje się APH są jasne. Wystarczy trochę dobrej woli, wystarczy przeczytać Rozmowę z Magdaleną Kąkolewską, którą przeprowadził… Szum. Prezeska fundacji APH mówi tam „jesteśmy ciekawi zetknięcia się artysty z czymś dla niego zupełnie nowym (…) Dlaczego ich wysyłamy? Wiemy, jak może kręcić podróż. Każdy, kto doświadczył bezpośredniego kontaktu ze sztuką światowego formatu, wie, co to znaczy, jaką to daje energię.” Potem jest mowa o tym jak APH „obserwuje i wspiera” swoich finalistów, nie tylko tych nagrodzonych, jak organizuje im wystawy itp. Tego Szum nie chce przypominać.

Uważny czytelnik znajdzie w wypowiedziach uczestników konkursu wiele ciekawych fragmentów. Czego by APH nie robiła i tak jednak w relacjach zebranych przez Szum będzie źle. Jednej uczestniczce w ostatniej chwili pozwolono ze względu na stan zdrowia zaprezentować swoją pracę online, łamiąc przy tym regulamin. Mimo tego należy ona do grona najbardziej zaciekłych krytyków konkurs. Druga w swojej wypowiedzi ma pretensje (i słusznie!) o to, że musiała przyjeżdżać z zagranicy, choć komuś innemu pozwolono na prezentację online. Co ważne mówi, że była to „jedyna sytuacja, która ją w konkursie zabolała” i że „nie żałuje, że przyjechała na finał”. Dołącza w efekcie do krytykujących konkurs, ponieważ dopiero w dniu ogłoszenia wyników dowiedziała się o liczbie nagród. Tak źle i tak niedobrze. Szum zaciera rączki. A przecież zbiera tylko opinie. Formułowane jednak po wpisie Plinty, która młodym artystom i artystkom wyraźnie powiedziała jak są wyzyskiwani. Domyślam się, że w dniu ogłoszenia wyników wielu jego uczestników było rozżalonych. Wielu dopiero wtedy dowiedziało się, że zamiast czterech nagród będą dwie. Zapewne pojawiały się i inne wątpliwości dotyczące różnych aspektów konkursu. Jeżeli choć trochę zna się historie innych konkursów to wiadomo, że ten rodzaj imprezy wywołuje wiele kontrowersji i dyskusji. Konkurs Artystyczna Podróż Hestii nie jest wyjątkiem. Jaką rolę jednak odegrał następnego dnia wpis Plinty? Na ile przyczynił się do eskalacji i wypaczenia tych opinii? To już pozostawiam każdemu do oceny. Szum wypowiedzi artystów podsumowuje takim zdaniem: „Warto podkreślić, że krytyce nie podlegała w zasadzie tylko jedna kwestia – zdecydowana większość osób bardzo dobrze wspomina codzienny kontakt z koordynatorkami konkursu.” Wydaje się Wam, że to pozytywna wypowiedź na podsumowanie? Że jednak Szum dostrzegł coś dobrego? Miłą atmosferę tworzoną przez osoby, które przeprowadzają konkurs? Otóż przy okazji dowiedzieliście się podprogowo, że WSZYSTKIE INNE KWESTIE PODLEGAŁY KRYTYCE UCZESTNIKÓW. Zdanie prosto z goebbelsowskiego podręcznika propagandy.

W stronę krytyki artystycznej przyszłości

Po wypowiedziach finalistów APH Szum w swoim tekście rysuje nam kontekst sytuacji, powołuje się na różne kontrowersje dotyczące międzynarodowych imprez. Miesza przy tym pojęcia, nie bierze pod uwagę, kto jest organizatorem konkursów itp. Choćby brytyjską Turner Prize firmuje galeria Tate, co tłumaczy, dlaczego w ostatniej edycji wypłacono stypendia artystom. Tate to publiczne muzeum, a nie firma prywatna stojąca za konkursem APH. Przy okazji dowiadujemy się, że „Agnieszka Polska zrezygnowała z udziału w Sydney Biennale. Powodem była współpraca Biennale z Transfield Holdings, firmą zarządzającą przymusowymi obozami dla osób ubiegających się o azyl w Australii”. Potem jest o wyrzuceniu koncernu paliwowego BP z konkursu National Portrait Gallery w Londynie oraz rezygnacji ze sponsoringu nagrody Turnera przez przedsiębiorstwo autobusowe, którego prezes prowadził kampanię na rzecz zakazu „promocji homoseksualizmu”. Co to ma wspólnego z konkursem APH? Co to ma wspólnego z konkursami w Polsce? A! Może są to przykłady tych okropnych korporacji, które zatruwają świat sztuki? Szum nas zapewnia „problem, jaki wiąże się z konkursem APH, jest zupełnie innego rodzaju niż podane wcześniej przykłady kontrowersji”. To po co było pisać o nich? Dowiadujemy, że ERGO Hestia aż taka zła nie jest, nie jest koncernem paliwowym ani nie prowadzi homofobicznej kampanii, a nawet coś dobrego można o niej powiedzieć („w jury konkursu zachowano gender balance”). Potem następuje taka przedziwna figura, z której wynika, że w tym roku wygrały tylko kobiety, ponieważ… nie ma wynagrodzeń za udział w wystawie. Tak rozumiem połączenie tych dwóch różnych wątków. Bełkot po prostu. Wcześniej przeczytałem „Te słabo zawoalowane (i miernie zriserczowane) groźby nie byłyby godne uwagi, gdyby nie dwie kwestie. Po pierwsze, tak sformułowane wypowiedzi mogą łatwo wywołać „efekt mrożący” w odniesieniu do zagadnień art brandingu, sponsoringu korporacyjnego czy działaności biznesowej mecenasa” [zachowuję oryginalną pisownię – przyp. artdone]. Wcześniejszy akapit dotyczy wypowiedzi Jacka Sosnowskiego oraz moich, więc chyba gdzieś musiałem grozić magazynowi Szum? Gdzie? W jaki sposób? Magazynowi, który pisze o miernym „riserczu”, a sam nie umie poprawnie napisać nazwy fundacji, z którą współpracuję i któremu mylą się nazwiska jurorów konkursu, o którym pisze! Jedna z uczestniczek (ta od zezłomowanej pracy ze zdjęcia) w swojej wypowiedzi również zarzuca mi, że o coś ją oskarżam. A ja ciągle nie mogę w moim tekście znaleźć tych oskarżeń. W Szumie czytamy też: „Wizja mecenatu, jaka wyłania się z tekstów Przemysława Głowackiego czy Jacka Sosnowskiego, jest nie tylko archaiczna i coraz mniej popularna na świecie, ale też – jak widać – kontrskuteczna”. Dla jasności – w moim tekście nie proponuję żadnej wizji mecenatu. Po prostu wykazuję obłudę, hipokryzję i brak logiki w działaniach Plinty i Szumu. Na ile skuteczne będą to działania będzie można ocenić, kiedy ERGO Hestia wycofa się z organizacji konkursu, a inni korporacyjni mecenasi zniechęcą się atmosferą hejtu, który stworzył Szum. Na pewno startujący artyści na tym skorzystają. Całkowitym kuriozum jest zdanie, które odkrywczo stwierdza, że z tekstów Jacka Sosnowskiego i mojego wynika, że „problemem nie jest oddolny sprzeciw artystów i artystek, ale wpis Karoliny Plinty na jej prywatnym profilu facebookowym.” Jak możemy nie pochylić nad losem młodych artystów? Ależ my jesteśmy okropni. A może rozumiemy, że przez niszczenie i chamski atak niczego się nie uzyska? Tak! Problemem jest wpis Plinty, a teraz artykuł Szumu, które tworzą atmosferę hejtu. Na pewno nie przyczyniają się do rzeczowej dyskusji o prawdziwych problemach startujących artystów, tylko robią z tego sensację.

W artykule znajdziemy obszerny fragment, który „rozprawia się” z moim akapitem, w którym pisałem, że konkurs jest platformą, dzięki której artyści mogą być zauważeni, mogą wzbudzić zainteresowanie rynku sztuki. Szum konstatuje, że są to przypadki jednostkowe, a za nimi „rozpościera się szara materia pominiętych i niedocenionych, którzy muszą jednak funkcjonować jako tło dla kilku gwiazd”. Gratuluję wnikliwego obrazu świata artystycznego! A potem czytamy: „dlatego właśnie dojrzałe demokracje zbudowały system rozmaitych osłon, które mają chronić słabszych, mniej zaradnych, mniej uprzywilejowanych, systemowo „pechowych”.” Ale co ma piernik do wiatraka? Czy rozmawiamy o konkursie organizowanym przez prywatną korporację czy o mechanizmach osłony dla startujących artystów? To są dwie różne sprawy. Następnie Szum z lubością pisze o setkach uczestników konkursu APH, którzy nie zostali zauważeni. Ta okropna formuła konkursu, gdzie tylko nieliczni są wygranymi, a reszta przegranymi. To jak redaktorzy Szumu kompletnie nie rozumieją procesów, o których piszą w głowie się nie mieści. Gdyby napisali o tym jak po konkursie APH utrzymuje kontakt ze swoimi finalistami (nie tylko laureatami nagród!), ile zorganizowała im wystaw, może by więcej rozumieli. Wyjątkowo irytujący jest paternalistyczny ton artykułu, który nasila się pod jego koniec. Czytamy m.in., że „rozwiązaniem zaistniałej sytuacji nie jest likwidacja konkursu APH, tylko jego głęboka reforma”. Przy takich stwierdzeniach to tylko można tarzać się ze śmiechu, gdyby tylko sytuacja była śmieszna. Swoimi działaniami na pewno Szum przyczynia się do „głębokiej reformy” konkursu. Szum pyta też ex cathedra o „dojrzałość mecenatu korporacyjnego w Polsce po 32 latach przemian”. A może należy zapytać o dojrzałość polskiej krytyki artystycznej na przykładzie artykułu Szumu i wypowiedzi Plinty? W roli proroka i demiurga stawia się pismo, które publikuje anonimowe wypowiedzi jako głos w dyskusji. Które podpisuje artykuł pretendujący do miana poważnego i opiniotwórczego jako „redakcja”. Czy ja mam Was uczyć, że „redakcja” to może zredagować notkę o wystawie z materiałów prasowych. Z kim ja teraz prowadzę dialog? Czyje są to argumenty? Jakub Banasiak? Karolina Plinta? Piotr Policht? Aleksy Wójtowicz? Wszyscy razem? Jeszcze ktoś inny? Przecież to urąga podstawowym zasadom dziennikarstwa. A może ponieważ tekst jest słaby, niespójny, powierzchowny i pełen błędów to nikt się nie chciał się pod nim podpisać? Czytelnicy wytykają Wam te błędy w komentarzach i Wy bez mrugnięcia okiem edytujecie tekst na swojej stronie nawet nie pisząc, że wprowadziliście zmiany. To jest profesjonalizm? Chyba najpierw warto zrobić własny rachunek sumienia zanim zacznie się atakować i niszczyć pracę innych. Jeżeli tak wygląda krytyka artystyczna w Polsce, to ja nie widzę dla niej żadnej przyszłości.

Drodzy młodzi Artyści i Artystki,

pozwolę sobie na koniec zwrócić się do Was. Szum zarzucił mi, że traktuję Was przedmiotowo. Pragnę Was zapewnić, że nawet jeżeli moje bezpośrednie powody napisania obu tekstów były inne, to ani na chwilę nie straciłem Was z oczu. Dlaczego? Bo ja z racji swojego zawód zajmuje się Sztuką, czyli właśnie Artystami i Artystkami, którzy ją tworzą. Wszystko jedno czy nie żyją od 500 lat czy dopiero mają stworzyć swoje najlepsze dzieła. Szum pisze, że potraktowałem Was jak „zmanipulowaną gówniarzerię”. To nie moje określenie. Sami możecie ocenić, kto Was tak nazwał i kto Was tak potraktował. Mądrość ludowa mówi, że trudno rozpoznać wilka w owczej skórze. Czy rzeczywiście „kiedy światła zgasły, autorzy i autorki świetnych, zaangażowanych prac stali się ciężarem, niewdzięcznikami, roszczeniową młodzieżą, którą się strofuje, a nie z którą się rozmawia.” Łatwo takie zdanie napisać. Łatwo się oskarża i wywołuje sensację. Buduje się długo. Hipokryzja redakcji Szumu polega na tym, że mówią Wam, że formuła współzawodnictwa się przeżyła, a sami ją tworzą. Nie tylko jako członkowie składów jury podobnych imprez. Cała krytyka artystyczna jest konkursem. Kto wygra pozytywną ocenę, a kto zostanie spławiony negatywną? A może w ogóle recenzji nie będzie? Ile przy tym Szum rozda stypendiów w brzęczącej gotówce pochylony nad Waszym losem? Ile rezydencji w Nowym Jorku Wam zafunduje? Zapytacie, jaki można mieć interes w rozkręcaniu takiej spirali nienawiści? Popatrzcie na liczbę lajków pod wszystkimi postami związanymi z tą sprawą na profilu Szumu, czy liczbę komentarzy. Porównajcie jakie zainteresowanie budzą inne posty, które czasami nie mają ani jednej reakcji. Dużo łatwiej i chętniej czyta się chamski, ale krótki wpis Plinty niż ten mój długi tekst. Drodzy Artyści i Artystki, zwracam się nie tylko do uczestników ostatniego finału, ale też do tych, którzy wzięli wcześniej udział w konkursie. Nie tylko do tych, którzy zdobyli nagrody. Czy rzeczywiście Wasze doświadczenia były negatywne? Pewnie był stres, były emocje, ale może coś Wam one dały? A może jednak udział w konkursie pomógł Waszej karierze? A może nie? A i tak wspominacie go dobrze? Myślę, że warto w tym momencie zabrać głos, wykazać się odwagą cywilną, nawet za cenę narażenia się Szumowi. A może moja pozytywna opinia o konkursie nie jest słuszna? Nie brałem w nim udziału. Jeżeli nie mam racji, to nikt nie będzie żałował, kiedy konkurs Artystyczna Podróż Hestii zniknie ze świata polskiej sztuki.

Przemysław Głowacki (artdone)

Wystawa finałowa 15. edycji konkursu Artystyczna Podróż Hestii, widok wystawy / exhibition view, Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie (MSN), Warszawa / Warsaw

Share this:

  • Udostępnij
  • Facebook
  • Twitter
  • E-mail
  • Drukuj
  • LinkedIn
  • Pinterest
  • Tumblr
  • Reddit

Dodaj do ulubionych:

Lubię Wczytywanie…

Christian Boltanski (1944-2021)

14 Środa Lip 2021

Posted by artdone in aktualności news

≈ Dodaj komentarz

Tagi

Christian Boltanski

por. galeria Christian Boltanski w Centre Pompidou I, galeria Christian Boltanski w Centre Pompidou II, video Christian Boltanski ‚Shadow Theater’ 1984-1997, video Christian Boltanski ‚Théâtre d’ombres (Theatre of Shadows)’ 1984-97, video Christian Boltanski ‚Between-Times’ 2003, video Christian Boltanski ‚The Eyes’ 2011 / ‚The Last Dance’ 2004, video Christian Boltanski ‚Heart’ 2005

Didier Plowy, Portret Christiana Boltanskiego / Portrait of Christian Boltanski, 2010


Christian Boltanski, Départ – Arrivée / Departure – Arrival, 2015

Share this:

  • Udostępnij
  • Facebook
  • Twitter
  • E-mail
  • Drukuj
  • LinkedIn
  • Pinterest
  • Tumblr
  • Reddit

Dodaj do ulubionych:

Lubię Wczytywanie…
← Older posts

statystyka / statistics

  • 3 630 631 odsłon / views

WPISZ SWOJ EMAIL ABY OTRZYMYWAC INFORMACJE O NOWYCH POSTACH

Dołącz do 5 055 obserwujących.

Facebook

Facebook

archiwum / archives

polecane wpisy / recommended posts:

Fokus na sztukę

Sztuka we dwoje

Wczesny Rembrandt. Studium przypadku

Lekcja plastyki w TVP

Kobazan Live

Sztuka współczesna

Fotografia

Video wykłady

Bernini. Apollo i Dafne

Impresjonizm. Wykłady

Postimpresjonizm. Wykłady

AKTUALNE WYSTAWY / CURRENT EXHIBITIONS:

Kolekcja Merrill C. Berman w Nowym Jorku

Hilma af Klint w Malmö

Luca Giordano w Neapolu

Frida Kahlo w San Fracisco

Malarstwo polskie w Poznaniu

Paula Rego w Dublinie

Jerzy Nowosielski w Warszawie

Andy Warhol w Kolonii

Sophie Taeuber-Arp w Bazylei

Pierre Soulages w Chemnitz

Rembrandt i orient w Poczdamie

Jan Cybis w Warszawie

Mitologia w Madrycie

Impresjonizm rosyjski w Baden-Baden

Hofer / Metzner / Meyerowitz / Newton w Berlinie

Holenderski portret w Amsterdamie

Nadchodzące wystawy / Forthcoming exhibitions:

Nam June Paik w Chicago

Muraliści meksykańscy w Nowym Jorku

Dora Maar w Los Angeles

Christo & Jeannne-Claude w Paryżu

Meta

  • Zarejestruj się
  • Zaloguj się
  • Kanał wpisów
  • Kanał komentarzy
  • WordPress.com

Społeczność / Community

TAGI

abstrakcja abstraction akt nude Alberto Giacometti Albrecht Dürer Andy Warhol Anton van Dyck architektura architecture Auguste Rodin autoportret self-portrait awangarda avant-garde barok baroque Claude Monet design Edgar Degas Edvard Munch Egon Schiele ekspresjonizm expressionism Eugène Delacroix fotografia photography Francis Bacon Francisco Goya grafika prints Gustav Klimt Henri de Toulouse-Lautrec Henri Matisse ikonografia iconography impresjonizm impressionism instalacja installation art Kazimierz Malewicz Kazimir Malevich kolaż collage kostiumologia fashion Leonardo da Vinci Lucian Freud malarstwo painting manieryzm mannerism Max Beckmann Oskar Kokoschka Oświecenie enlightenment Pablo Picasso Paul Cézanne Paul Gauguin Paul Klee pejzaż landscape Peter Paul Rubens Pierre-Auguste Renoir Pierre Bonnard Pieter Bruegel Starszy the Elder pop art portret portrait postimpresjonizm Post-Impressionism Rafael Santi Raphael realizm realism Rembrandt renesans renaissance romantyzm romanticism rysunek drawing rzemiosło craft rzeźba sculpture secesja Art Nouveau starożytność ancient art surrealizm surrealism symbolizm symbolism sztuka holenderska dutch art sztuka polska polish art Tycjan Titian video art Vincent van Gogh Wassily Kandinsky William Turner XIX 19th Century XVIII 18th Century XX 20th Century XXI 21st Century Édouard Manet średniowiecze Middle Ages

KATEGORIE

aktualności news Albertina Amsterdam Austria Bazylea Basel Belvedere Berlin Centre Pompidou Fondation Beyeler Francja France Frankfurt nad Menem galeria gallery Haga The Hague Hiszpania Spain Holandia The Netherlands Kraków Leopold Museum Londyn London Madryt Madrid Metropolitan Museum of Art Musée d'Orsay Muzeum Narodowe w Warszawie National Museum in Warsaw National Gallery London Niemcy Germany Nowy Jork New York Paryż Paris plakaty wystaw exhibition posters Polska Poland recenzje i opisy reviews and other texts Royal Academy of Arts Szwajcaria Switzerland Tate Britain Tate Modern UK USA Warszawa Warsaw Wiedeń Vienna wystawy exhibitions Włochy Italy Zurych Zurich

ostatnie komentarze / latest comments

Bronisława Gronkowsk… o Vilhelm Hammershøi. Światło i…
Bronisława Gronkowsk… o Henri-Edmond Cross malujący sz…
Bronisława Gronkowsk… o Japoński Vincent van Gogh…
Bronisława Gronkowsk… o Fotografia bez impresjonizmu w…
Bronisława Gronkowsk… o Fotografia bez impresjonizmu w…
Iwona o Czy warto pojechać na Tamarę Ł…
Bronisława Gronkowsk… o Czy warto pojechać na Tamarę Ł…
Bronisława Gronkowsk… o Czy warto pojechać na Tamarę Ł…
Bronisława Gronkowsk… o NOMUS. Kolekcja w działaniu w…
Bronisława Gronkowsk… o Félix Vallotton. Malarz niepok…
Bronisława Gronkowsk… o Henri-Edmond Cross malujący sz…
Bronisława Gronkowsk… o Giacomo Balla w domu i na wyst…
artdone o Drezdeński splendor w Łazienka…
Bronisława Gronkowsk… o Drezdeński splendor w Łazienka…
Bronisława Gronkowsk… o Rembrandt i amsterdamskie port…

posty na Twitterze / Twitter posts

  • Mieszane uczucia. Liwia Bargieł & Bartłomiej Kiełbowicz artdone.wordpress.com/2022/05/19/mie… 14 hours ago
  • Jerzy Krawczyk w Zachęcie I artdone.wordpress.com/2022/05/19/jer… 1 day ago
  • Bill Viola ze światła II artdone.wordpress.com/2022/05/17/bil… 2 days ago
  • Vincent van Gogh. Autoportrety II artdone.wordpress.com/2022/05/16/vin… 4 days ago
  • Małgorzata Pawlak & Mikołaj Kowalski w Galerii m² artdone.wordpress.com/2022/05/15/mal… 4 days ago
  • Dorothea Tanning. Niewidzialne drzwi I artdone.wordpress.com/2022/05/13/dor… 1 week ago
  • Misterium Światła w Muzeum Narodowym w Szczecinie II artdone.wordpress.com/2022/05/10/med… 1 week ago
  • Vilhelm Hammershøi. Światło i cisza III artdone.wordpress.com/2022/05/08/vil… 1 week ago
Follow @artdoneblog
zBLOGowani.pl

stałe ekspozycje / permanent exhibitions:

Muzeum Berrgruen w Berlinie

Museum of Fine Arts w Bostonie

Herzog Anton Ulrich-Museum w Brunszwiku

Mauritshuis w Hadze

Muzeum XX. Czartoryskich w Krakowie

Mosigkau

National Gallery w Londynie

Fondation Pierre Gianadda

Józef Chełmoński w Radziejowicach

Muzeum Narodowe w Warszawie

Kolekcja Schulhof w Wenecji

Kunstkamera w Wiedniu

Blog na WordPress.com.

  • Obserwuj Obserwujesz
    • artdone
    • Dołącz do 5 055 obserwujących.
    • Already have a WordPress.com account? Log in now.
    • artdone
    • Dostosuj
    • Obserwuj Obserwujesz
    • Zarejestruj się
    • Zaloguj się
    • Zgłoś nieodpowiednią treść
    • Zobacz witrynę w Czytniku
    • Zarządzaj subskrypcjami
    • Zwiń ten panel
 

Ładowanie komentarzy...
 

    loading Anuluj
    Wpis nie został wysłany - sprawdź swój adres email!
    Błąd sprawdzania e-mail, proszę spróbować ponownie
    Przykro nam, ale twój blog nie może udostępniać wpisów przez email.
    %d blogerów lubi to: