por. galeria Tamara Łempicka w Villi la Fleur w Konstancinie I, galeria Tamara Łempicka w Villi la Fleur w Konstancinie II, galeria Tamara Łempicka w Villi la Fleur w Konstancinie III, post Czy warto pojechać na Tamarę Łempicką do Krakowa?, galeria Tamara Łempicka w Muzeum Narodowym w Krakowie I, galeria Tamara Łempicka w Muzeum Narodowym w Krakowie II, post Czy warto pojechać na Tamarę Łempicką do Lublina?, galeria Tamara Łempicka w Muzeum Narodowym w Lublinie I
Tamara Łempicka a art déco / Tamara de Lemipcka and Art Deco, wejście na wystawę / exhibition entrance, Villa la Fleur, Konstancin-Jeziorna, foto: artdone
Czy warto pojechać na Tamarę Łempicką do Konstancina?
Sezon na Tamarę Łempicką trwa. Wiosną i latem mieliśmy wystawę w Muzeum Narodowym w Lublinie (por. galeria Tamara Łempicka w Muzeum Narodowym w Lublinie I), o której już pisałem (por. post Czy warto pojechać na Tamarę Łempicką do Lublina?). Aktualnie mamy dwie wystawy – jedną w Muzeum Narodowym w Krakowie (por. post Czy warto pojechać na Tamarę Łempicką do Krakowa?), a drugą w Villi la Fleur w Konstancinie pod Warszawą. To dosyć nietypowa sytuacja, zamiast jednolitej wystawy, która pokazywana by była w kilku miejscach, mamy trzy wystawy, które bazują na podobnym materiale ekspozycyjnym. Prace Tamary Łempickiej, które można było zobaczyć w Lublinie zostały podzielone i rozjechały się w dwóch kierunkach. W obu przypadkach zostały uzupełnione, dlatego każda z tych wystaw zasługuje na oddzielną uwagę. Tym razem chciałbym zająć się wystawą, którą oglądać można w okolicach Warszawy. Nawet od mieszkańców stolicy wymaga ona sporej wycieczki. Czy warto wybrać się na wystawę w Villi la Fleur w Konstancinie?
Moim zdaniem warto, ale też dobrze być na nią przygotowanym, bo bardzo łatwo można być rozczarowanym. Plusy tej wystawy dotyczą trochę innych obszarów niż byśmy się spodziewali. Zacznijmy może od tego – dla mniej zorientowanych – że wystawa została zorganizowana w prywatnym muzeum, które działa już od ponad 10 lat. Mieści kolekcję Marka Roefler, który zbiera przede wszystkich dzieła polskich artystów okresu międzywojennego związanych z Paryżem. Kolekcja jest imponująca, nie brakuje tutaj dzieł wybitnych, spotkamy w niej wielu ważnych artystów (i artystek) z kręgu École de Paris, ale też dużo szerszą panoramę np. dzieła z nurtu art déco, włączając w to rzeźbę i rzemiosło artystyczne. Niedawno odremontowano drugą, stojącą obok willę i obecnie oba budynki wypełnione są zbiorami udostępnionymi publiczności. W podziemiach tej niedawno odnowionej willi można oglądać wystawę zatytułowaną „Tamara Łempicka a art déco”. Podstawą wystawy w Lublinie były obrazy sprowadzone z muzeów francuskich oraz prywatne zbiory polskich kolekcjonerów. Prawie wszystkie obrazy z tej pierwszej grupy pojechały do Krakowa i nie zobaczymy ich w Konstancinie. Wyjątkiem są dwa dzieła z Musée d’art moderne et contemporain w Saint-Étienne („Martwa natura z jajkami” z 1941 r. i „Kobieta w kapeluszu” z 1952 r.). Dodatkowo specjalnie na wystawę w Villi la Fleur sprowadzono „Portret Suzy Solidor” z 1933 roku z muzeum w Cagnes-sur-Mer. W tym roku obraz prezentowany był też na wystawie „Pionierki” w Muzeum Luksemburskim w Paryżu, poświęconej artystkom paryskim w latach dwudziestych. Był wizytówką wystawy i był reprodukowany na okładce katalogu oraz na plakacie. Trafił też na plakat promujący wystawę w Konstancinie, bo to obraz reprezentujący typowy styl Tamary Łempickiej. Niestety tak jak niewiele było podobnych obrazów w Lublinie, jeszcze mniej jest ich w Konstancinie. Nie ma się co dziwić. O wyzwaniu jakim jest zorganizowanie wystawy Tamary Łempickiej w Polsce pisałem już wcześniej, przy okazji wystawy lubelskiej. Jej typowe prace, którymi zyskała popularność, są w dużej części w rękach prywatnych i osiągają coraz bardziej zawrotne ceny na rynku aukcyjnym. Pozostają tym samym poza zasięgiem polskich, tak muzeów jak i kolekcjonerów. W Lublinie obawiałem się, czy ta luka za bardzo nie będzie wypełniona przez graficzne reprodukcje jej kompozycji, ale tak się nie stało. W Villi la Fleur jest podobnie, na wystawie pojawiają się te same wersje graficzne ważnych kompozycji, co w Lublinie. Można zobaczyć więcej grafik, ale są one umieszczone przed wejściem na wystawę, a jedna pozostała nawet w ekspozycji stałej w budynku obok. Znaczy to, że kuratorzy mieli świadomość, że nie można z ich liczbą przesadzić na samej wystawie. W wersjach graficznych pojawiają się tam: słynny „Autoportret w zielonym bugatti”, „La Polonaise” oraz „Kobieta w niebieskiej sukience”. Malarska wersja tej ostatniej w 2018 roku została w Nowym Jorku sprzedana przez dom aukcyjny Christie’s za ponad 9 milionów dolarów. Było o tym głośno, bo był to rekord ceny dzieła polskiego artysty/artystki. Ale w 2020 roku ten sam dom aukcyjny, jego filia londyńska, sprzedał „Portret Marjorie Ferry” za ponad 16 milionów funtów brytyjskich. Obraz wcześniej należał do potentata modowego Wolfganga Joopa. Rok wcześniej inny obraz – „La tunique rose” – został kupiony za pośrednictwem Sotheby’s za ponad 13 milionów dolarów. Oj trudno będzie podobny obraz, za taką cenę, kupić do polskiego muzeum! W naszych zbiorach publicznych mamy dwa dzieła malarskie Łempickiej i oba można zobaczyć na wystawie w Konstancinie. Są to „Martwa natura” z ok. 1949-50 r. z Muzeum Mazowieckiego w Płocku (nieobecna w Lublinie) oraz „Znużenie” z 1927 roku ze zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie. Ten drugi obraz, choć niewielkich rozmiarów, to prawdziwy klejnot wśród dzieł Łempickiej. Na wystawie podziwiać go można obok pracy podobnych rozmiarów, i równie urzekającej – „Postaci kobiety” z ok. 1924 roku z kolekcji Marka Roeflera. Obraz trafił na okładkę katalogu, niestety fatalnie wykadrowany i w okropnych kolorach. Dlatego warto zobaczyć oryginał.
Skoro wystawa w Villi la Fleur nie daje nam możliwości zobaczenia słynnych, reprezentatywnych dzieł Tamary Łempickiej, to dlaczego warto ją obejrzeć? Powodów jest kilka. Jeżeli ktoś był na wystawie w Muzeum Narodowym w Lublinie to musi się przygotować, że sporo obiektów się powtarza. Pewne wątki są podobnie przedstawione i jest to w pełni zrozumiałe m.in. oddzielne części wystawy kładą nacisk na martwe natury, portrety czy twórczość braci Jana i Joëla Martelów. Trzonem ekspozycji są eksponaty z kolekcji prywatnych, na czele ze zbiorami Marka Roeflera. Jego obiekty związane z Tamarą Łempicką są bardzo różnorodne. Jak choćby numery pisma „Die Dame”, na okładkach którego pojawiały się obrazy Łempickiej, co wydatnie przyczyniło się do jej popularności. Wśród obrazów znajdziemy sporo ciekawych prac, takich jak wczesne „Macierzyństwo” z 1922 r., które rozpoczynało też ekspozycję w Lublinie, „Pracownia” z ok. 1924 r. czy „Młodzieniec z książką” z ok. 1954 r. Nawet jeżeli nie są to kluczowe obrazy dla kariery Łempickiej, to wiele mówią o jej rozwoju i wrażliwości artystycznej. Takich obrazów z innych kolekcji jest więcej. Ważne miejsce na wystawie zajmują zbiory Henryka Burego, z nich pochodzą obrazy: „Starzec” z ok. 1928 r., dobrze pasujący do niego „Portret kobiety” z ok. 1933 r. czy „Hindus w turbanie” z ok. 1939 roku. Warto zwrócić też uwagę na niewielki „Portret króla Alfonsa XIII” z ok. 1934 r. z prywatnej kolekcji w Warszawie, który nie był pokazywany w Lublinie. Bo akurat sportretowanie hiszpańskiego monarchy przez Łempicką było znaczącym wydarzeniem w jej karierze.
Wystawa w porównaniu z lubelską odsłoną została uszczuplona o obrazy, które pojechały do Krakowa, ale z drugiej strony jest całkiem sporo dodatkowych prac. Dużym sukcesem jest sprowadzenie obiektów z prywatnych zbiorów amerykańskich Richarda i Anne Paddy. Wśród obrazów można zobaczyć m.in. „Wróżącą Cygankę” z ok. 1922 r. czy „Dziewczynę z bratkami” z ok. 1945 r. Szczególnie ważna jest wczesna „Ulica nocą” z 1923 r., gdzie widać jak Łempicka na początku kariery była pod wpływem nie tylko kubizmu, ale wręcz form bliskich ekspresjonizmowi. Kolejnym ważnym źródłem obiektów na wystawie są zbiory należące do Tamara de Lempicka Estate, czyli organizacji założonej przez jej spadkobierców, do której należą też prawa autorskie do prac artystki. I tutaj dochodzimy do najmocniejszej strony wystawy w Konstancinie – jej różnorodności. Poza obrazami z każdego okresu twórczości Tamary Łempickiej, mamy szansę zobaczyć obiekty bezpośrednio z nią związane. W Lublinie było ich mniej, a większość znajdowała się w gablocie przed samą wystawą. W Konstancinie są integralną częścią ekspozycji, jest ich dużo i dają możliwości poznania bardziej prywatnej strony artystki. A to przecież obszar, który mocno ekscytuje jej wielbicieli. Mamy szansę zobaczyć części jej garderoby, kapelusze, rękawiczki, torebkę, biżuterię, pudełko z farbami, listy i różnego rodzaju pamiątki rodzinne. Ten osobisty wątek jest uzupełniony przez obrazy, jak choćby portrecik dorosłej córki Kizette z 1954 r. (w Lublinie można było zobaczyć wcześniej malowane, większe jej wizerunki) czy równie niewielki portret pasierbicy Louisanne Kuffner (oba obrazy z kolekcji Richarda i Anne Paddy). Podobnie osobisty wydźwięk ma portret Gino Puglisiego z ok. 1953 r., który był wieloletnim przyjacielem Łempickiej (widzieliśmy go już w Lublinie). Ten wgląd w prywatne życie artystki umożliwiają nam też licznie prezentowane zdjęcia. Większość z nich pochodzi ze spuścizny artystki, co jeszcze bardziej potęguje nasz osobisty z nią kontakt. Oglądamy ją w różnych sytuacjach, wśród nich spotkanie z Salvadorem Dalím, wtedy kiedy oboje przebywali w Stanach Zjednoczonych chroniąc się przed II wojną światową. Enfant terrible surrealizmu wygląda tutaj jak nieśmiały uczniak w porównaniu z pewną siebie, dumną polską malarką. Wiele z prezentowanych zdjęć to portrety Tamary Łempickiej, kobiety eleganckiej i modnej, pozującej w najlepszych atelier fotograficznych. Legenda Łempickiej to nie tylko jej dzieła bijące obecnie rekordy cenowe na aukcjach. Tamara Łempicka to też wykreowany przez nią wizerunek i osiągnięty sukces przez kobietę-artystkę pochodzącą „gdzieś ze wschodu Europy”. Na tych zdjęciach dobrze widać, że była artystką światową o międzynarodowej sławie, o co świadomie dbała.
Bardzo mocną stroną wystawy w Konstancinie są rysunki. Wiele z nich pochodzi z kolekcji Marka Roeflera i widzieliśmy je już w Lublinie. Ale są też znaczące uzupełnienia. Pochodzą w dużej mierze z rodzinnej spuścizny artystki, w tym ołówkowa wersja „Autoportretu w zielonym bugatti”. Warto też wymienić „Autoportret” z 1939 roku ze zbiorów Richarda i Anne Paddy. To wyjątkowy rysunek, bo tak jak artystka świadomie kreowała swój wizerunek, tak zaskakująco rzadko sama się przestawiała w swojej sztuce. Duża liczba rysunków na wystawie pochodzi ze wszystkich faz twórczości artystki, również z młodzieńczego okresu i z mniej znanego okresu powojennego. Znowu dobrym słowem charakteryzującym ten zbiór będzie różnorodność – wielość tematów, technik, kreski, sposobów ujęcia, funkcji – to wszystko znajdziemy na wystawie. Generalnie mocną stroną wystawy jest zaprezentowanie mniej znanych aspektów twórczości Tamary Łempickiej. Sporo jest obrazów i rysunków z bardzo ciekawego wczesnego okresu, kiedy na początku pobytu artystki w Paryżu kształtował się jej charakterystyczny styl. Widać bliskie powinowactwo do jej francuskiego nauczyciela André Lothe’a na przykładzie jego trzech obrazów z kolekcji Marka Roeflera. Bardzo licznie reprezentowany jest okres późny, powojenny, kiedy Łempicka na wiele lat straciła zainteresowanie publiczności i zamawiających. W tym czasie zmieniała styl i eksperymentowała z różnymi formami przedstawiania, z których większość jest obecna na wystawie. Bogaty wybór obrazów z tego czasu to zasługa przede wszystkim prac z kolekcji Villi la Fleur, ale też dodatkowych, wypożyczonych specjalnie do Konstancina ze zbiorów Tamara Lempicka Estate.
Podobnie jak to było w Lublinie, twórczość i życie Tamary Łempickiej są przedstawione w Konstancinie w kontekście prac innych artystów. Mam wrażenie, że proporcje są tutaj bardziej na korzyść obiektów związanych bezpośrednio z artystką, niekoniecznie obrazów, ale też rysunków, pamiątek, zdjęć itp. W Villi la Fleur mamy rozdziały wystawy poświęcone kobietom-artystkom w środowisku awangardy, fenomenowi artystycznemu Montparnasse’u, jest też kącik sztuki art déco. Niektóre konteksty są trafione w dziesiątkę (np. wcześniej wspominane: pracownia bracia Martelów czy prace André Lothe’a), większość zestawień pochodzi z kolekcji własnej muzeum. Co do niektórych porównań mam wątpliwości, nie zawsze są do końca przekonujące i wtedy zaciemniają tło dla twórczości Łempickiej, zamiast je dopełniać. Szczególnie chodzi mi o prace malarskie, być może dlatego, że prezentowane prace Łempickiej pochodzą z różnych okresów i nie zawsze są łatwo rozpoznawalne. Za to bardzo podoba mi się uzupełnienie wystawy rzeźbami mniej lub bardziej bliskimi stylistyce art déco. Zwróciłem już na to uwagę w Lublinie, wśród autorów pojawiają się m.in. Jean Lambert-Rucki czy Joseph Csaky, których dużo więcej prac można zobaczyć w stałej ekspozycji Villi la Fleur. Atrakcji jest na wystawie dużo więcej. Koniecznie trzeba wymienić meble z apartamentu Łempickiej, w którym mieszkała w latach 30. w Paryżu. Zaprojektowane zostały przez jej siostrę Adrienne Gorską de Montaut. Meble były już pokazywane w Lublinie, a zazwyczaj można je oglądać w Villi la Fleur, gdyż Marek Roefler zakupił je na aukcji w paryskim Sotheby’s w 2020 roku. Wydaje mi się, że można było ich znaczenie lepiej podkreślić, jeżeli nie na samej wystawie, to koniecznie w miejscu ich stałej ekspozycji w budynku obok. To przecież ważna pamiątka po artystce, która trafiła do polskich zbiorów. Znaczącym elementem wystawy jest też film archiwalny z 1932 roku, ale nie mogę zdradzać wszystkich niespodzianek.
Na wystawie w Konstancinie pojawia się sporo prac Łempickiej i obiektów z nią związanych, których nie było w Lublinie. Ale też duża część prac kontekstowych jest zupełnie inna. W Lublinie oglądaliśmy ich wybór ze zbiorów publicznych i różnych kolekcji prywatnych. W Konstancinie podstawą są tutaj zbiory Marka Roeflera, a ponieważ zbiory są bogate, to było z czego wybierać. Trudno się też powstrzymać po obejrzeniu wystawy Tamary Łempickiej, aby nie zajrzeć na ekspozycje stałe. A jak się zajrzy, to można spędzić tam przynajmniej pół dnia. I to też ważny atut tej wystawy. Dzięki niej wielu będzie miało okazję wybrać się do Villi le Fleur i docenić to miejsce. Tych, którzy już tam byli nie muszę przekonywać o jego urokach. Proszę jednak pamiętać, że od niedawna są nie jedna, ale dwie wille wypełnione sztuką od fundamentów po dach. Trzeba podkreślić, nie tylko świetną kolekcję, ale też chęć kolekcjonera dzielenia się z innymi swoją pasją. Jak na prywatne muzeum wystawa Łempickiej jest – moim daniem – imponująca. Docenić trzeba liczne zagraniczne wypożyczenia, jej wielowątkowość i różnorodność. Kuratorom udało się pokazać artystkę jako ikonę art déco, ale z drugiej strony wyciągnąć ją z tego schematu. Odniesienie w tytule do art déco jest więc dość przewrotne. Przy okazji widać jak była to złożona tendencja w sztuce międzywojennej. A więcej podobnych tropów można odnaleźć na ekspozycjach stałych.
Wystawie towarzyszy katalog, który był już dostępny w Lublinie, w poprzednim tekście już o nim wspominałem (por. post Czy warto pojechać na Tamarę Łempicką do Lublina?). Z radością trzeba zauważyć, że wiele prac w nim uwzględnionych, których nie było w Lublinie, można teraz oglądać w Konstancinie. Jedyny minus to cena – wydawnictwa muzeum w Villi le Fleur są mocno drogie. Ale zawsze lepiej, że są niż by miało ich nie być. Sama wystawa podzielona jest na działy, ale trudno mówić o ich układzie, bo mieści się w jednej dużej przestrzeni. W sumie nie ma aż takiej dużej różnicy, z której strony zaczniemy ją oglądać. Jest jednak część poświęcona wczesnej twórczości, a potem działy ukazujące schyłkowy okres życia artystki. Z informacji praktycznych trzeba pamiętać, że wystawa jest czynna tylko w wybrane dni tygodnia. Można kupić bilety online, które dają pierwszeństwo wstępu. A jest już wielu, którzy uznali, że warto wybrać się do Konstancina. Niech nie zdziwi nas liczba zwiedzających. Na wystawie jest dużo obiektów, dość gęsto rozmieszczonych, taki jest ich charakter, często są to kameralne prace. To jednak nie ułatwia zwiedzania przy wysokiej frekwencji. Dlatego, jeżeli planujemy wycieczkę do Konstancina, aby lepiej poznać Tamarę Łempicką, to warto z tym nie zwlekać do ostatniej chwili.
Przemysław Głowacki (artdone)
Tamara Łempicka. Kobieta w podróży / Tamara de Lempicka. A Woman on a Journey – 18.03.2022-14.08.2022 – Muzeum Narodowe w Lublinie, Lublin (recenzja wystawy: Czy warto pojechać na Tamarę Łempicką do Lublina?)
…………………………
Łempicka – 09.09.2022-12.03.2023 – Muzeum Narodowe w Krakowie, Gmach Główny, Kraków / Cracow (recenzja wystawy: Czy warto pojechać na Tamarę Łempicką do Krakowa?)
Tamara Łempicka a art déco / Tamara de Lemipcka and Art Deco – 17.09.2022-17.12.2022 przedłużona / extended 12.03.2023 – Villa la Fleur, Konstancin-Jeziorna (recenzja wystawy: Czy warto pojechać na Tamarę Łempicką do Konstancina?)
Villa la Fleur, widok ogrodu / garden view, Konstancin-Jeziorna, foto: artdone