por. galeria Magdalena Abakanowicz w Lozannie I
Na planie filmu ‚Abakany’ / On the set of ‚Abakany’ film, 1970
Pół Abakanowicz w Tate Modern
W 1969 roku Magdalena Abakanowicz rozpoczęła współpracę z awangardowym filmowcem Jarosławem Brzozowskim oraz kompozytorem Bogusławem Schäfferem nad filmem o swojej twórczości. Śmierć pierwszego z nich, jeszcze w tym samym roku, przerwała prace. Film dokończył Kazimierz Mucha wykorzystując już nagrany materiał i go uzupełniając. W efekcie film „Abakany” to połączenie informacji o artystce, wizyta w jej pracowni, ale też nadrealne ujęcia, gdzie jej charakterystyczne prace pojawiają się jak totemy na piaskach pustyni. Właśnie ten film mogli oglądać zwiedzający wystawę Magdaleny Abakanowicz w londyńskiej Tate Modern. Nie jest długi, wielu się przy nim zatrzymywało, przysiadało na ławce, aby obejrzeć w całości. W centralnym miejscu ekspozycji rozbrzmiewał język polski, bo film opatrzony był angielskimi napisami. Mam wrażenie, że był to jeden z kluczowych elementów tej ekspozycji. Nie jest filmem przygotowanym specjalnie „do wystawy”, pokazywanym gdzieś w oddzielnym pomieszczeniu. Sąsiadował z najważniejszymi pracami artystki. Nawet w katalogu towarzyszącym ekspozycji poświęcony jest mu krótki artykuł. Dla publiczności, która niekoniecznie zna Abakanowicz, mógł być kluczem do wejścia w świat jej twórczości, ale też otworzyć potencjalne drzwi do zupełnie niespodziewanych rzeczywistości. Tak jak jej dzieła.
O wystawie Magdaleny Abakanowicz w Tate mówiło się od dawna, w końcu to jedno z najważniejszych muzeów sztuki nowoczesnej na świecie. Zorganizowana tam duża prezentacja to jakby namaszczenie artysty/artystki, potwierdzenie miejsca w panteonie historii sztuki. Ale nie tylko. To też zapoznanie szerokiej publiczności z dziełami danego twórcy, to też otwarcie wielu dróg dalszej ich recepcji. Już na samym początku, we słowach wstępu do wystawy, dowiadujemy się, że prace Abakanowicz z lat 60. i 70. rzuciły wyzwanie dotychczasowym definicjom rzeźby. Potem czytamy o tym, że była liderką nowego podejścia do tkaniny. My to wiemy, ale dobrze, że teraz cały świat mógł to przeczytać. Nawet więcej, Evening Standard w tytule swojej recenzji napisał, że to skandal, że tak długo nie było tej wystawy. A to też coś znaczy. Covid pokrzyżował plany i musieliśmy czekać na nią jeszcze dłużej. Szczęśliwie terminy pozwoliły mi dotrzeć na samym początku jej trwania. Nie ukrywam, że byłem bardzo ciekawy i dosłownie pojawiłem się jako pierwszy zwiedzający w dniu jej udostępnienia dla publiczności. Była to frajda wpaść do pustych jeszcze sal i zaspokoić ciekawość, co i jak zostało pokazane. Opłaciło się, satysfakcja była duża, ale były też spore niespodzianki. Wystawa odbywała się w nowym skrzydle, niedawno dobudowanym do gmachu starej elektrowni przystosowanej na potrzeby muzealne. Wydaje mi się, że to tutaj znajduje się najwyższe pomieszczenie ekspozycyjne (nie licząc Hali Turbin), co oczywiście służy monumentalnym abakanom. To co lubię w monograficznych wystawach w obu galeriach Tate Modern i Tate Britain to ich klarowność. Potrafią w przejrzysty sposób ująć drogę twórczą, ale nie posuwają się przy tym do uproszczeń, wręcz przeciwnie, dają pole do dalszych dociekań. Trzymają się tradycyjnej chronologii, ale nie w sposób restrykcyjny. Nie inaczej było w przypadku wystawy Abakanowicz. Nie chodzi tylko o przejrzystość opowieści, ale też o świetną dramaturgię ekspozycji. Dobrego materiału dostarcza w tym przypadku sama artystka. Jej prace są efektowne nie tylko w salach muzealnych. Doskonale prezentują się na licznie pstrykanych zdjęciach przez zwiedzających, umieszczonych potem w mediach społecznościowych. I mówię to bez cienia sarkazmu. Taką mamy obecnie kulturę wizualną. A przecież chcemy, aby Abakanowicz jeszcze lepiej zafunkcjonowała w świadomości światowej publiczności. Jej wystaw mogliśmy oglądać wiele, ale ostatnio głównie w Polsce. Na ile mi możliwości pozwalały, pokazywałem je na mojej stronie. Od niewielkich pokazów np. w BWA w Olsztynie (por. galeria Magdalena Abakanowicz w Olsztynie I), aż po duże wystawy chociażby w Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku w 2013 roku (por. galeria Magdalena Abakanowicz w Orońsku) i w 2019 roku (por. galeria Magdalena Abakanowicz w Centrum Rzeźby Polskiej I). Ta ostatnia wystawa pokazywana była wcześniej w Rydze. Jednak tak naprawdę zagranicznych wystawa Abakanowicz ostatnio nie było dużo, ekspozycja w Tate to zmieniła.
Wystawa bardzo dobrze ukazała początek kariery i drogę Magdaleny Abakanowicz do stworzenia przełomowych abakanów. Pierwsza sala skupiła się na pracach z lat 1955-65. Dwa obrazy zawieszone na ścianach, dwie malowane tkaniny umieszczone w przestrzeni prowadziły ku tkanym, prostokątnym tapiseriom wiszącym na ścianie, tak jak dekoracje w dawnych wnętrzach. Było więcej przykładów użytkowego traktowania tkaniny z początków kariery Abakanowicz. Od razu też widzimy jak abstrakcyjne formy ewoluują od organicznych ku bardziej geometrycznym. Motywy te łatwo połączyć z abstrakcyjnym ekspresjonizmem czy informelem, jak to zrobił recenzent Guardiana, bo to język uniwersalny dla sztuki powojennej. To co jest ekscytującego to pojawienie się tkaniny, do tej pory traktowanej użytkowo, dekoracyjnie. Akcja została zawiązana, mamy już podstawowe elementy, z których – dosłownie i w przenośni – Abakanowicz utka przełomowe formy. Na końcu pierwszej sali eksponowane były trzy rysunki z połowy lat 60., a po drugiej stronie tej samej ściany witały nas w kolejnej sali prace na papierze z lat 90. Chronologicznie poznajemy jednak wcześniejszy okres, druga sala poświęcona była inspiracjom – po przeciwnej stronie dominowało ogromne zdjęcie pracowni artystki. Druga część wystawy to „Świat organiczny”, z którego artystka korzystała i który sama tworzyła, właśnie takie obiekty tutaj były zgromadzone. Świat kreacji naturalnej i artystycznej przenikają się w przestrzeni pracy Abakanowicz. Przyroda od początku była jej inspiracją, z drugiej strony w swoich dziełach artystka będzie potrafiła oddać strukturę naturalnego świata, który nas otacza. Rozwieszone na ścianach tkaniny tracą restrykcyjne, sztuczne formy prostokątne na rzecz obłych, nieregularnych kształtów. Nadal jednak sztywno i tradycyjnie przylegają do ścian. Niektóre obiekty umieszczono wysoko nad naszymi głowami, czego nie lubię, ale w tym przypadku rozumiem, że chodziło o to, aby nas otoczyły. Jesteśmy jak embrion w kokonie pracowni artystki. Przechodząc do kolejnej sali napotykamy maskę z Papui-Nowej Gwinei ze zbiorów warszawskiego Muzeum Azji i Pacyfiku. To kluczowy artefakt ekspozycji, taki zwornik konieczny dla zrozumienia twórczości Abakanowicz. Maska była własnością artystki, ale odnosi nas nie tylko do jej podróży do Oceanii w latach 70. To sygnał fascynacji tak zwanymi kulturami prymitywnymi, pozaeuropejskimi, które obserwujemy w sztuce przez cały XX wieku. Początkowo były to tylko formalne zapożyczenia, ale z biegiem czasu artyści coraz bardziej świadomie korzystali z tego źródła. Do tego pokolenia należy już Abakanowicz. Przy wejściu do trzeciej sali wisiała praca zatytułowaną „W ciąży” sprowadzoną aż z kolekcji w Dallas. Tkanina przylegała do ściany, ale tak jakby chciała się od niej oderwać. Nawet bez sugerującego tytułu, jej waginalny kształt nie pozostawia wątpliwości co do interpretacji. To był początek drogi do największej sali wystawy, ale zanim się tam dotarło, trzeba było przebyć podłużną przestrzeń. Byliśmy świadkami narodzin abakanów i tutaj mogliśmy zobaczyć pierwszy z nich. Od 1967 roku Magdalena Abakanowicz zaczęła tworzyć trójwymiarowe obiekty i tym samym zerwała z wielowiekową tradycją płaskiej tkaniny dekoracyjnej. W 1969 roku artystka tak o tym mówiła: „Pasjonowało mnie po prostu to, co z tej tkaniny można zrobić: jak ukształtować powierzchnię w relief, jak zachowują się ruchome plamy z włosia, jak wreszcie może ta konstruowana powierzchnia nabrzmiewać i pękać.”
Magdalena Abakanowicz, Abakan czerwony / Abakan Red, 1969. Tate. Londyn / London
Trzecia część wystawy zabierała nas do „Włókiennego lasu”. Licznie zwisające z sufitu abakany tworzyły przestrzeń, w którą można było wejść i obejrzeć je z każdej strony. Ciemne ściany pogłębiały wrażenie tajemnicy i nastroju wieloznaczności. Aranżacja dawała poczucie obcowania z czymś uniwersalnym i wyjątkowym, ale też bliskim i zwyczajnym. To był kulminacyjny moment wystawy, choć jeszcze nie wielki finał. Tutaj dochodził do nas głos polskiego narratora z filmu „Abakany” (oznaczony jako piąty rozdział ekspozycji). W tym miejscu też odbywaliśmy podróż w czasie, dzięki prostemu zabiegowi scenograficznemu. Mieliśmy szansę zajrzeć do pierwszej sali wystawy przez wąską szczelinę w ścianie. To spojrzenie w przeszłość podkreślało jak ważna i innowacyjna była droga artystyczna Magdaleny Abakanowicz. Po przeciwnej stronie była druga szczelina w scenografii, która dawała możliwość refleksji dotyczącej dalszego rozwoju sztuki. Szczelina otwierała się na Wielką Halę Turbin, gdzie instalowane są co roku monumentalne dzieła współczesnych artystów. Nieprzypadkowo w czasie trwania wystawy Abakanowicz była to praca „Brain Forest Quipu”, której autorką jest chilijska artystka Cecilia Vicuña. Swoja formą nawiązywała do prekolumbijskiego kipu i podobnie jak abakany zwisała spod sufitu. Miała aż 27 metrów wysokości! Wróćmy na wystawę, obok abakanów z „Włókiennego lasu” mieliśmy część czwartą zatytułowaną „Skamieniały organizm”, do którego artystka porównywała używaną przez nią w tym czasie linę. Abakanowicz używała do tworzenia swoich prac nietypowych materiałów, często wtórnych, znajdowanych na brzegu Wisły. Zaczynała je łączyć i układać w kombinacje, które zamieniała w otaczającą widza przestrzeń. Widać to na filmie „Abakany”, ale można też było doświadczyć w tym miejscu na samej wystawie.
Wielkim finałem wystawy Magdaleny Abakanowicz w Tate Modern była kolejna przestrzeń, druga połowa największej sali ekspozycyjnej. To tutaj znajdowały się ikoniczny „Abakan czerwony” z 1969 roku oraz leżący na ziemi „Abakan pomarańczowy” z 1971 roku, oba ze zbiorów Tate, a także inne wielkoformatowe dzieła, w których Abakanowicz rozwijała swoje przełomowe pomysły. Ale nie tylko. Bardzo szybko zaczęła być sfrustrowana etykietką artystki wykorzystującej tylko tkaninę i włókno. Stąd sięgnięcie po nowe formy i nowe materiały. Jako kobieta musiała walczyć, aby być uznana jako pełnoprawna rzeźbiarka. W 1978 roku zaczęła swój cykl „Embrologia”, który pokazała na Biennale w Wenecji w 1980 roku. To był nowy początek, ale tego wątku wystawa londyńska już nie rozwijała. Tylko jego sygnałem było pokazanie prac z tego cyklu, które obecnie są własnością Tate. Można być rozczarowanym, że wystawa obejmowała połowę drogi twórczej naszej artystki. Jednak dzięki temu skupiła się na tym, co najważniejsze, co przełomowe i bardzo klarownie o tym opowiedziała. Abakanowicz zawsze będzie się kojarzyć z tkanina i jej twórczym, autonomicznym wykorzystaniem. A to jest dobry punkt wyjścia, aby poznać jej inne dokonania. Miejmy nadzieję, że inne światowe muzea wykorzystają tę ścieżkę w najbliższej przyszłości. W przypadku zwiedzających w Tate Modern mieli oni okazję zapoznać się z pełną biografią artystki wychodząc z wystawy. Ostatnie, podłużne pomieszczenie wypełnione było świetnie przygotowanymi informacjami dodatkowymi. Rzadko widzi się tak dobrze przygotowany materiał uzupełniający. Była to nie tylko biografia, ale też liczne zdjęcia, cytaty, filmy, które oddawały głos samej artystce. Muszę przyznać z satysfakcją, że wiele osób się tam zatrzymywało na dłużej. Świadczy to, że wcześniej obejrzane dzieła wzbudziły zainteresowanie i widzowie byli spragnieni pogłębienia tematu i lepszego poznania artystki. Na koniec, przy wyjściu można było zobaczyć rzeźbę „Anasta” z 1989 roku z serii „Gry Wojenne”. Jeszcze jeden sygnał, że twórczość Abakanowicz nie skończyła się na tym, co pokazały kuratorki na wystawie w Tate Modern.
Większość tego tekstu powstała w samolocie z Londynu do Warszawy zaraz na początku trwania wystawy, niestety z powodu różnych obowiązków nie miałem czasu go skończyć w czasie jej trwania. Dokończyłem go zaraz po obejrzeniu kolejnej jej odsłony w Lozannie i postanowiłem opublikować. Mam nadzieję, że dla tych, którzy dotarli do Londynu będzie to ciekawa powtórka, a dla tych, którzy jej nie widzieli, będzie to dobre sprawozdanie. Do wystawy wydany został katalog z kilkoma esejami, choć jak to często bywa w wydawnictwach Tate, nie wszystkie pokazywane prace są w nim reprodukowane. Publikacja dostępna jest też w języku polskim. Przez to, że tak późno udostępniam mój tekst, wiem już, że kolejna aranżacja w Lozannie bardzo różni się od tej londyńskiej. Ale to może materiał na kolejne sprawozdanie?
Przemysław Głowacki (artdone)
Magdalena Abakanowicz: Every Tangle of Thread and Rope – 17.11.2022-21.05.2023 – Tate Modern, Londyn / London
Magdalena Abakanowicz. Territoires textiles. Hommage à Elsi Giauque / Magdalena Abakanowicz. Textile Territories. Hommage to Elsi Giauque – 23.06.2023-24.09.2023 – Musée cantonal des Beaux-Arts, Lausanne / Lozanna
Magdalena Abakanowicz: Every Tangle of Thread and Rope – 27.10.2023-25.02.2024 – Henie Onstad Kunstsenter, Oslo
Magdalena Abakanowicz, Abakan pomarańczowy / Abakan Orange, 1971, Tate, Londyn / London