• Fokus na sztukę
    • Mistrzowie portretu
    • Zbliżenia
  • Sztuka we dwoje
    • Lustro duszy
    • Ciało i sztuka
    • Zabawmy się!
    • Odkrywając Picassa
    • Nowoczesne Boże Narodzenie
    • Na tropach piękna
    • Humor w sztuce
    • Patrząc na siebie
    • Wakacje we dwoje
  • ‚artdone’ video
  • Wyprawy ze sztuką
    • Wyprawy ze sztuką online
      • Bartłomiej Kiełbowicz. Sublimacja
      • Polska. Siła obrazu bis
      • Polska. Siła obrazu
    • Wyprawy: archiwum
      • Książęca Burgundia
      • Do Pragi z Rembrandtem
      • Milanówek ze Szczepkowskim
      • Rzym Rafaela
      • Willmann, Hockney i Wrocław
      • Od van Eycka do Bruegla
      • Noworoczna Holandia
      • Świąteczne Monachium
      • Leonardo w Paryżu
      • Lola van der W.
      • Po prostu Moskwa
      • Madrycka niespodzianka
      • Marina Abramović zaprasza
      • Lazurowe Wybrzeże
      • Od van Eycka do Ensora
      • Barcelona na weekend
      • Zdążyć przed Brexitem
      • Holenderskie zakamarki
      • Bruegel na życzenie
      • Bruegel i Schiele
      • New York, New York
      • Moore, Malczewski i zegary
      • Rokokowy Bauhaus
      • Petersburg i Siemiradzki
      • Paryż, ale nie tylko
      • Caravaggio w Mediolanie
      • Frida Kahlo zaprasza
      • Zobaczyć Petersburg
      • Od Luwru do Centrum Pompidou
      • Artystyczna Prowansja
      • Arcydzieła włoskiego renesansu
      • Berliński weekend
      • Bosch bez końca
      • Od Caravaggia do Pollocka
      • Szwajcaria po raz pierwszy
      • Lecimy na Boscha
      • Wizyta u państwa Litawińskich
      • Impresjoniści w Normandii
      • Wyprawa na Boscha
      • Karnawał w muzeach Wenecji i Wiednia
      • Jesienne Niemcy
      • Między Wenecją a Mediolanem
      • Paryż zawsze kuszący
      • Od Michała Anioła do Rembrandta
      • Spotkanie ‚Późny Rembrandt’
      • Wiedeń i Budapeszt 2015
      • Belgia 2014
      • Holandia 2014
      • Paryż i okolice 2014
      • Wystawa ‚Adoratio’
      • Belgia 2014 (maj)
      • Wykład ‚Magritte’
      • Paryż 2014 (marzec)
      • Holandia 2013
  • Wykłady w Zamku Królewskim
    • Wykłady w Zamku Królewskim 2020/21
    • Wykłady w Zamku Królewskim 2019/20
    • Wykłady w Zamku Królewskim 2018/19
    • Wykłady w Zamku Królewskim 2017/18
    • Wykłady w Zamku Królewskim 2016/17
    • Wykłady w Zamku Królewskim 2015/16
    • Wykłady w Zamku Królewskim 2014/15
    • Wykłady w Zamku Królewskim 2013/14
  • Autor / Author
  • ulubione linki / favourite links
  • Historia sztuki
    • Prehistoria / Mezopotamia / sztuka egejska / Etruskowie
    • Sztuka starożytnego Egiptu
    • Sztuka starożytnej Grecji
    • Sztuka starożytnego Rzymu
    • Sztuka wczesnochrześcijańska / wczesne średniowiecze
    • Romanizm
    • Gotyk
    • Polska – średnowiecze
    • Malarstwo włoskie XIII-XIV / malarstwo niderlandzkie XV
    • Renesans I
    • Renesans II
    • Renesans III / manieryzm
    • Barok I
    • Barok II
    • Barok III
    • Sztuka XVIII wieku
    • Polska – renesans / barok
    • Klasycyzm
    • Polska – czasy Stanisława Augusta / klasycyzm
    • Romantyzm
    • XIX wiek: akademizm / historyzm
    • Polska – XIX wiek
    • Realizm / prerafaelici
    • Impresjonizm / postimpresjonizm
    • Koniec XIX wieku: symbolizm / secesja
    • Polska – Młoda Polska
    • 1. połowa XX wieku I
    • 1. połowa XX wieku II
    • 1. połowa XX wieku III
    • Architektura XX wieku I
    • Sztuka polska XX wieku I
    • 2. połowa XX wieku I
    • Artyści współcześni (zagraniczni)
    • 2. połowa XX wieku II
    • Artyści współcześni (polscy)
    • Moda
    • Fotografia
    • Architektura XX wieku II
    • Sztuka polska XX wieku II

artdone

~ strona o sztuce, muzeach, wystawach

artdone

Category Archives: recenzje i opisy reviews and other texts

Fundacja Art Transfer zaprasza 2020/21

02 Środa Gru 2020

Posted by artdone in aktualności news, recenzje i opisy reviews and other texts

≈ 2 Komentarze

foto: Piotr Litwic

Pandemia nas zaskoczyła i zmieniła wiele przyzwyczajeń. Szczególnie kontakt ze sztuką jest ograniczony. Zwiedzanie muzeów i wystaw utrudnione (nie licząc artdone.pl), a wyjazdy trzeba było zawiesić, w tym Wyprawy ze sztuką niestety. Nasza aktywność w dużej części przeniosła się do internetu. Nie jesteśmy z tego zadowoleni, bo w przypadku sztuki to trochę jak lizanie loda przez szybę. Choć ma to też i dobre strony, o czym już kiedyś pisałem (por. post We dwoje lepiej, online gorzej?). W związku z tymi zmianami miałem przyjemność spędzić Wakacje we dwoje razem z Magdą Kąkolewską, prezeską Fundacji Art Transfer. Mieliśmy z tego wiele przyjemności i postanowiliśmy nasze spotkania kontynuować jako program Sztuka we dwoje. Ale obecna działalność online Fundacji Art Transfer jest dużo bogatsza i cały czas się rozwija. Postanowiłem zebrać aktualny program i polecić nie tylko nasze wspólne spotkania, ale też inne wykłady prowadzone przez Magdę i jej współpracowniczki: Ewę i Maję. Wszystkie odbywają się o godzinie 19.00 na platformie Zoom. A jest z czego wybierać! W najbliższym czasie można się spotkać prawie w każdy dzień tygodnia, choć oczywiście szczególnie zapraszam we wtorki.

Sztuka we dwoje
wtorki, godzina 19.00
prowadzący: Magdalena Kąkolewska & Przemysław Głowacki

cykl grudniowy: Na tropach piękna
01.12 – Leonardo da Vinci i idea piękna (Przemysław Głowacki)
08.12 – Damy i bohaterowie (Magdalena Kąkolewska)
15.12 – Estetyka maszyny (Przemysław Głowacki)

29.12 – Nowoczesne Boże Narodzenie (wykład bezpłatny)

cykl styczniowy: Odkrywając Picassa
05.01 – Kobiety w życiu Picassa (Magdalena Kąkolewska)
12.01 – Picasso i rzeźba (Przemysław Głowacki)
19.01 – Picasso. Rysunek i grafika (Magdalena Kąkolewska)
26.01 – Picasso i ceramika (Przemysław Głowacki)

Marzyciele i poszukiwacze
poniedziałki, godzina 19.00
prowadząca: Magdalena Kąkolewska

cykl: W stronę rzeźby
17.01 (wyjątkowo w niedzielę) – Auguste Rodin (1840-1917) por. galeria Rodin i taniec w Paryżu I
25.01 – Constantin Brâncuși (1876-1957) por. video Constantin Brancusi 2018
01.02 – Alexander Calder (1898-1976) por. galeria Alexander Calder poruszony I
08.02 – Alberto Giacometti (1901-1966) por. galeria 50 lat temu zmarł Alberto Giacometti I
15.02 – Henry Moore (1898-1986) por. galeria Henry Moore i natura I,
22.02 – Barbara Hepworth (1903-1975) por. galeria Barbara Hepworth. Retrospektywa I

W ogrodzie sztuki
czwartki, godzina 19.00
prowadząca: Ewa Szachowska

10.12 – Claude Monet. Mój ogród jest moim najpiękniejszym arcydziełem por. video Claude Monet’s House & Garden, Giverny
17.12 – Maria Sibylla Merian. Królowa motyli por. galeria Maria Sibylla Merian i inne kwiatki I
07.01 – Celnik Rousseau i jego egzotyczna dżungla por. galeria Szczery Henri Rousseau I
14.01 – Jan Stanisławski. Pochwała chwastów i czarnego bzu
21.01 – Stanisław Wyspiański. Kościół porośnięty bratkami i nasturcją
28.01 – Lucian Freud. Rośliny, które na nas patrzą por. galeria Zwierzęcy Lucian Freud I

Ponad wszelkimi podziałami
piątki, godzina 19.00
prowadząca: Maja Wolniewska

08.01 – Bruno Schulz
15.01 – Mela Muter
22.01 – Andrzej Wróblewski por. galeria Andrzej Wróblewski. Z obu stron I
29.01 – Tamara Łempicka por. galeria Wszystkie światy Tamary Łempickiej I

Wokół stołu
środy, godzina 19.00
prowadzące: Magdalena Kąkolewska & Ewa Szachowska

06.01 – Kontekst religijny i kulturowy por. galeria Jedzenie w Victoria and Albert Museum
13.01 – Miejsca i obyczaje por. galeria Jedzenie i fotografia w Berlinie
20.01 – Jedzenie i trunki por. galeria Martwe natury w Hadze
27.01 – Zastawa stołowa


Aby wziąć udział w spotkaniu należy z odpowiednim wyprzedzeniem wypełnić formularz rejestracyjny oraz wykupić bilet przelewając odpowiednią kwotę na konto Fundacji (Volskwagen Bank 51 2130 0004 2001 0611 2361 0001). Przed spotkaniem otrzymuje się link na platformę Zoom (trzeba mieć zainstalowany potrzebny program). Jedno spotkanie kosztuje 27 zł. Można też wykupić cały pakiet. Ułatwia to organizację, a cena zazwyczaj jest w takiej ofercie niższa. Można też pomyśleć o propozycjach Fundacji Art Transfer jako o prezencie świątecznym. Taki podarunek dobrze będzie wyglądał pod naszą choinką, ale może komuś z naszych bliskich sprawi przyjemność? I będzie miłą niespodzianką? Więcej szczegółów i aktualne informacje na stronie Fundacji Art Transfer.

Choć przede wszystkim chciałem tutaj zebrać najbliższe plany Art Transferu to przecież na stronie artdone.pl można też znaleźć wiele innych propozycji. Polecam moje wykłady nagrywane przez Warszawską Szkołę Filmową (i dzięki jej uprzejmości udostępnione za darmo wszystkim chętnym), które można znaleźć w zakładce ‘artdone’ video. Obecnie co tydzień (w każdy piątek) publikowany jest kolejny wykład poświęcony sztuce XX wieku, a dostępny jest już cykl o wieku XIX. Warto zaglądać do zakładki Wyprawy ze sztuką, bo choć wyjazdy są zawieszone, to co jakiś czas spotykamy się online lub pojawia się nowe nagranie. Najbliższe wirtualne zwiedzanie poświęcone będzie wystawie Bartłomiej Kiełbowicz. Sublimacja, która niestety musiała się teraz zamknąć w Lublinie. Cały czas trwają Wykłady w Zamku Królewskim 2020/21, a to nie koniec propozycji i pomysłów. Kolejne już niedługo!

życzę zdrowia i spokojnych przygotowań do Świąt

do zobaczenia online

Przemysław Głowacki (artdone)

foto: Piotr Litwic

Share this:

  • Udostępnij
  • Facebook
  • Twitter
  • E-mail
  • Drukuj
  • LinkedIn
  • Pinterest
  • Tumblr
  • Reddit

Dodaj do ulubionych:

Lubię Wczytywanie...

We dwoje lepiej, online gorzej?

28 Poniedziałek Wrz 2020

Posted by artdone in aktualności news, recenzje i opisy reviews and other texts

≈ 4 Komentarze

foto: Piotr Litwic

Mamy dość zajęć online! Spotkań, zebrań, warsztatów, wykładów itp. Na słowo webinarium dostajemy wysypki. Po kilku miesiącach od pojawienia się wirusa i wprowadzeniu restrykcji związanych z pandemią z ochotą wracamy do aktywności w realnym świecie. Nawet uczniowie – o paradoksie! – mówią, że chcą wrócić do szkoły, a nie do zajęć zdalnych. Szczególnie dotkliwie odczuwamy ograniczenia w kontakcie ze sztuką. Muzea i galerie powracają do działalności, ale zwiedzających jest ciągle jak na lekarstwo. Niepokój nadal nam towarzyszy i powstrzymuje przed społecznymi aktywnościami. Podróże są mocno ograniczone. W ramach Wypraw ze Sztuką udało się nam w sierpniu pojechać do od dawna planowanego Rzymu na wielką wystawę Rafaela (por. galeria Rafael Santi 1520-1483 I), ale nie da się niestety organizować dalszych wyjazdów w obecnej niepewnej sytuacji. Rozpoczął się nowy rok szkolny i akademicki, ale powrót do normalności nie jest w pełni możliwy. Nasza niechęć do aktywności online sięga zenitu. Czy jednak słusznie?

foto: Piotr Litwic

Kiedy rozpoczęła się ta zaskakująca sytuacja, dystansowanie społeczne było bardzo restrykcyjne. Wielu z nas zostało prawie zupełnie odizolowanych w domu pracując zdalnie. Muzea zamknięte, wykłady i inne spotkania odwołane. Ja co jakiś czas przemierzałem mocno opustoszałe ulice stolicy w drodze na nagranie w Warszawskiej Szkole Filmowej. Przygotowane wtedy wykłady pojawiają się teraz na kanale YouTube artdone. W efekcie powstał materiał, którego – mam wrażenie – ciągle jest niewiele w języku polskim. Bardzo jestem wdzięczny władzom uczelni, iż zgodziły się na jego publiczne udostępnienie z myślą o popularyzacji wiedzy o sztuce. Część instytucji kultury przerwała swoją działalność, ale część próbowała „co się dało” przenieść do internetu. Swoje wykłady o artystkach zaczęła od kwietnia do czerwca prowadzić online Magdalena Kąkolewska, prezeska Fundacji Art Transfer. A ja zacząłem brać w nich udział jako słuchacz. I muszę przyznać, że stały się stałym punktem programu w moim tygodniowym, pandemicznym, postawionym na głowie grafiku. „Niedzielne wykłady Magdy” zastąpiły kontakt ze sztuką na żywo, wyjazdy, zwiedzanie wystaw i muzeów. Kiedy się skończyły, w niedzielne wieczory czegoś brakowało. Przyjemnie było uczestniczyć w cyklu, którego sam nie przygotowałem. W normalnej sytuacji, w zwyczajowym zagonieniu byłoby to bardzo trudne. A tak bez wychodzenia z domu, co tydzień, poznawałem kolejne postacie fascynujących artystek. Pustka po ich zakończeniu nie trwała długo. Latem postanowiliśmy z Magdą przygotować wspólny cykl spotkań online Wakacje we dwoje.

foto: Piotr Litwic

Na Wakacje we dwoje pojechaliśmy razem z innymi parami. Wybraliśmy artystów, których łączyła nie tylko sztuka, ale też bliskie relacje osobiste. Dołączyli do nas słuchacze, od których dostaliśmy bardzo pozytywne recenzje. Przy okazji udało mi się napisać tutaj dwa uzupełniające teksty – Spotykając Christo i Jeanne-Claude oraz Georgia O’Keeffe ponad niebem. Postanowiliśmy z Magdą kontynuować nasz pomysł jako cykl Sztuka we dwoje. W paźdzerniku spotkania zatytułowaliśmy Patrząc na siebie i zajmiemy sie na nich autoportretami z różnych epok. Pracujemy nadal nad formułą, tematyka jest sprawą otwartą, ponieważ chcemy zajmować się tematami, które szczególnie nas fascynują. Wakacyjny pomysł był świetnym polem do eksperymentu, wspólne prowadzenie regularnych spotkania było wyzwaniem. Przyniosło nam to jednak wiele radości i satysfakcji, dlatego zapraszamy na ciąg dalszy. Osobiście byłem zaskoczony jak ciekawe okazało się takie zderzenie. Zderzenie par artystycznych, ale też skonfrontowanie naszych wrażeń i opinii. Oboje z Magdą uwielbiamy poznawać nowych artystów i dzieła, rozmawiać o sztuce dawnej, nowoczesnej czy współczesnej. Okazało się, że przygotowywanie kolejnych tematów przynosiło nie tylko nowe odkrycia, ale też otwierało zupełnie nowe perspektywy na wydawałoby się znane zagadnienia. Oczywiście wykorzystanie internetowej przestrzeni niesie ze sobą różne niedogodności. Zaczynając od technicznych. Nikt nie będzie wiedział, jak nerwowe było półgodziny przed pierwszym wykładem Wakacji we dwoje, kiedy łącza i platformy odmówiły nam współpracy. A przecież w innych sytuacjach wszystko było w porządku. Na szczęście byliśmy razem w siedzibie Fundacji Art Transfer i udało się sytuację opanować, poprowadziliśmy spotkanie z jednego komputera. Później już łączyliśmy się z własnych domów bez większych problemów. Nie przeszkodziły nam wyjazdy wakacyjne. Magda dwa razy dołączyła się znad morza, ja byłem obecny wirtualnie na jednym ze spotkań z wyprawy do Rzymu. Nic nie zastąpi spotkania na żywo, bezpośredniego kontaktu. Ma ono swoje niezaprzeczalne zalety i trudno z tym dyskutować. Ale kontakt online to nie tylko wady. Obecnej sytuacji cały czas towarzyszy niepewność. Niedługo, jak co roku, rusza mój cykl w Zamku Królewskim w Warszawie (w tym roku ja też zajmę się artystkami! por. post Wykłady w Zamku Królewskim 2020/21 „Kobiety świata sztuki”). Jednak już kilkoro słuchaczy napisało mi, że nie zdecyduje się na uczestnictwo w sali wykładowej. Nie ma też pewności, czy w pewnym momencie nie trzeba będzie tych wykładów i tak przenieść do internetu. Każda sytuacja ma swoje plusy i minusy. Dlatego z Magdą zapraszamy na spotkania online. Bez wychodzenia z domu i bez zagrożenia, które wielu z nas nadal odczuwa. „Niedzielne wykłady Magdy” również powracają online i są częścią większego programu przygotowanego przez Fundację Art Transfer. Można go znaleźć na jej stronie internetowej. Zachęcam też do zaglądania na kanał YouTube artdone, gdzie już dostępne są wykłady o sztuce XIX wieku, a niedługo pojawią się nagrania poświęcone sztuce XX wieku. Tego typu forma, choć też pozbawiona bezpośredniego kontaktu i wymuszona przez pandemię, również ma swoje plusy. Przede wszystkim jednak mam nadzieję, że spotkamy się online we wtorkowe wieczory, aby poznawać Sztukę we dwoje. Wszyscy razem, choć online.

Przemysław Głowacki (artdone)

foto: Piotr Litwic

Share this:

  • Udostępnij
  • Facebook
  • Twitter
  • E-mail
  • Drukuj
  • LinkedIn
  • Pinterest
  • Tumblr
  • Reddit

Dodaj do ulubionych:

Lubię Wczytywanie...

Georgia O’Keeffe ponad niebem

11 Sobota Lip 2020

Posted by artdone in recenzje i opisy reviews and other texts

≈ Dodaj komentarz

Tagi

abstrakcja abstraction, Georgia O'Keeffe, pejzaż landscape

Georgia O’Keeffe, Niebo z płaską białą chmurą / Sky with Flat White Cloud, 1962, National Gallery of Art, Waszyngton / Washington

Przyglądając się sztuce XX wieku odkryjemy zaskakująco dużo dzieł, które znajdują się na granicy abstrakcji. To fascynujący wątek widoczny u wielu artystów, którzy dążąc do sztuki nieprzedstawiającej nie zerwali zupełnie związków z inspirującą ich rzeczywistością. Mam na myśli dzieła, które na pierwszy rzut oka wydają się nam w pełni abstrakcyjne, ale kiedy poznamy okoliczności ich powstania czy opisowy tytuł mówimy sobie – a! o to chodzi! Czasami inspiracje otaczającym światem są wyraźnie widoczne, ale też od razu widzimy ścieżkę syntezy i uproszczenia, którą podąża autor.


Do tej kategorii niejednoznacznych dzieł należy seria obrazów namalowanych w latach 60. przez Georgię O’Keeffe (por. galeria Georgia O’Keeffe w stulecie debiutu I), o których chcę opowiedzieć. Ta amerykańska malarka kojarzona jest przede wszystkim ze wspaniałymi przestawieniami kwiatów, które dominowały w jej międzywojennym okresie twórczości. We wszystkich momentach odnajdziemy u niej jednak prace, które określilibyśmy jako nieprzedstawiające. Pojawiają się bardzo wcześnie, ponieważ Georgia O’Keeffe uważana jest za jedną z pierwszych abstrakcjonistek, szczególnie na gruncie amerykańskim. Trzeba przy tym pamiętać, że sama artystka nigdy nie uważała, że tworzy czystą sztukę abstrakcyjną.


Właściwie pierwsze ważne prace Georgii O’Keeffe już są jednymi z jej najbardziej radykalnych, chociaż są tylko niewielkimi rysunkami. Tworzy je nie mając nawet trzydziestu lat. Patrząc na drogę prowadząca do ich powstania zaczynamy myśleć o takich artystach jak Wassily Kandinsky (por. galeria Wassily Kandinsky z Paryża I), František Kupka czy Arthur Dove. Wszyscy dążyli do abstrakcji inspirując się światem natury, ale też starając się oddać jej duchowy aspekt. W efekcie redukowali świat zewnętrzny szukając uniwersalnych form dla oddania rytmu życia. Wyraźne analogie w ich procesie twórczym, to nie tylko kwestia inspiracji, ale też podobnych poszukiwań w różnych kręgach artystycznych. Patrząc na wczesne abstrakcje Georgii O’Keeffe automatycznie przychodzą na myśl odrobinę wcześniejsze prace Františka Kupki, choć wiemy, że nie mogła ich wtedy znać. Bezpośredni wpływ mogły mieć na nią prace niewiele od niej starszego amerykańskiego malarza Arthura Dove’a, który najnowsze idea sztuki nowoczesnej przywiózł z Paryża. Miała też okazję zapoznać się z książką Wassily’ego Kandinsky’ego „O duchowości w sztuce” z 1910 roku. Jej tekst dość szybko przedrukował właściciel galerii „291” w Nowym Jorku, przyszły mąż Georgii O’Keeffe – Alfred Stieglitz. Do niego trafiły te wczesne, radyklane rysunki młodej artystki. Od razu rozpoznał ich wyjątkowość i wystawił w swojej galerii. Reszta przeszła do historii sztuki, nie tylko amerykańskiej. Kariera jednej z najoryginalniejszych artystek XX wieku właśnie wtedy się rozpoczęła.


Można by wymieniać następne momenty w twórczości Georgii O’Keeffe, kiedy mniej lub bardziej zbliżała się do sztuki nieprzedstawiającej. Jak choćby trochę późniejsza seria akwarel z lat 1916-17. Wydają się bliskie malarstwu pejzażowemu, jednak i tak zostaną później uznane za prekursorskie wobec abstrakcji ‘color field painting’ – malarstwa płaszczyzn barwnych – rozwijającej się po II wojnie światowej w Stanach Zjednoczonych. Ich intensywny kolor wykracza daleko poza mimetyczne ukazanie krajobrazu. Sięga do naszego wnętrza i działa na emocje widza. Bo u Georgii O’Keeffe paradoksalnie spotkają się barwa, plama, kreska, synteza, realizm i abstrakcja.


Pomińmy kolejne prace o podobnym charakterze, aby dojść do lat powojennych, gdzie nasila się dążenie do uproszczenia formy owocując coraz bardziej intrygującymi dziełami. Jedną z ważnych inspiracji dla tego okresu będą podróże. Choć zaskoczeniem może być fakt, że bardziej wpływała na artystkę sama podróż niż jej destynacje. W okresie blisko trzydziestoletniego związku ze Stieglitzem Georgia podróżowała mało i właściwie nie opuszczała kontynentu amerykańskiego. Tak jakby stosowała się do poglądu męża, że należy pozostać w domu i tutaj tworzyć nowoczesną sztukę amerykańską. On sam, blisko związany z Nowym Jorkiem, nie towarzyszył jej w nielicznych wojażach. Nie brał też udziału w jej wyprawach do Nowego Meksyku, który coraz bardziej ją fascynował. Po śmierci męża w 1946 roku postanowiła przenieść się tam na stałe. Oraz zaczęła coraz częściej jeździć, a właściwe latać, do odległych zakątków globu: do Francji, Hiszpanii, Peru, krajów Dalekiego Wschodu. Od końca lat 50-tych widzimy jak intensyfikuje się w jej malarstwie inspiracja tymi podróżami. Trzeba pamiętać, że podróże samolotowe w tamtym czasie wyglądały inaczej niż obecnie. Odrzutowce dopiero zaczynały być wprowadzane do użytku, dominowała flota śmigłowa.


Samolot od momentu wynalezienia był w sztuce symbolem nowoczesności. Artystów fascynował jako maszyna, ale też zachwycał nową perspektywą widzenia świata. Dobrze widzimy to u twórców związanych z awangardą np. rosyjską. Szczególny typ przedstawienia wykształcili włoscy malarze inspirujący się założeniami futuryzmu w okresie międzywojennym. Ta ich tematyka, sposób ujęcia widoków z samolotu zyskał nawet własne określnie – aeropittura (aeropiktura). Podobnie czarowi powietrznych podróży uległa Georgia O’Keeffe.


Kwintesencją podniebnych wrażeń Georgii O’Keeffe jest seria obrazów namalowanych przede wszystkim w pierwszej połowie lat 60-tych, choć artystka będzie też później wracała do tego ujęcia. To jeden z ostatnich tematów, któremu się poświęci. Podeszły wiek, ale przede wszystkim problemy ze wzrokiem uniemożliwią jej pracę pod koniec życia. Wiele obrazów wtedy namalowanych nosi tytuł „Niebo ponad chmurami”. Dobrze oddaje on widok, który ją inspirował. Ona sama tak wspomina jedną z podróży: „Pewnego dnia kiedy wracałam samolotem do Nowego Meksyku, niebo poniżej było przepięknie białe i solidne. Wyglądało to tak bezpiecznie, że wydawało mi się, że mogę po nim iść aż do horyzontu, gdyby tylko drzwi były otwarte. Niebo ponad było jasno błękitne. Było to tak cudowne, że nie mogłam się doczekać, aby wrócić do domu i malować.” Na niektórych obrazach z tej serii widzimy wyraźnie unoszące się chmury. Czasami ich warstwa zamienia się w śnieżnobiałą powierzchnię poniżej kopuły nieba i linii horyzontu. Patrząc na te obrazy możemy przenieść się do bezkresnej stratosfery, ale też w świat poetyckiej abstrakcji.



Miłą inspiracją do napisania tego tekstu jest kolejne spotkanie z cyklu Wakacje we dwoje. Mój wspólny projekt online z Magdaleną Kąkolewską prezentuje najciekawsze pary świata artystycznego. Związek Georgii O’Keeffe i Alberta Stieglitza na pewno jest szczególnie interesujący. Ona – wybitna malarka, on – równie świetny fotografik. Bardzo rzadko się zdarza, aby takie indywidualności stworzyły tak długo trwająca relację. Po więcej zapraszam online we wtorek o godzinie 19.00. Więcej informacji o cyklu wykładów tutaj.

Przemysław Głowacki (artdone)

Georgia O’Keeffe, Niebo z Księżycem / Sky with Moon, 1966, kolekcja prywatna / private collection, Szwajcaria / Switzerland

Share this:

  • Udostępnij
  • Facebook
  • Twitter
  • E-mail
  • Drukuj
  • LinkedIn
  • Pinterest
  • Tumblr
  • Reddit

Dodaj do ulubionych:

Lubię Wczytywanie...

Spotykając Christo i Jeanne-Claude

29 Poniedziałek Czer 2020

Posted by artdone in aktualności news, recenzje i opisy reviews and other texts

≈ Dodaj komentarz

Tagi

Christo, Jeanne-Claude

por. post Wakacje we dwojeChristo and Jeanne-Claude, Owinięty Reichstag. Projekt dla Berlina / Wrapped Reichstag. Project For Berlin, 1992, litografia offsetowa / offset lithograph, Muzeum Narodowe w Warszawie / National Museum in Warsaw


Pamiętam, kiedy w 1998 roku  miała miejsce wystawa Christo i Jeanne-Claude w Muzeum Narodowym w Warszawie. Odbyła się w związku z tym, że artyści przekazali wcześniej swoje prace do zbiorów muzeum. Przy tej okazji przyjechali do Polski. Pamiętam, że mówiło się, że może opakują Pałac Kultury i Nauki. Brzmiało mało prawdopodobnie. Z drugiej strony patrząc na ich dorobek wydaje się, że nie było dla nich rzeczy niemożliwych. Szczególnie zapadła mi w pamięć jedna wypowiedź Christo. Bardzo podkreślał, że nie działa sam, że jego pełnoprawną partnerką w tworzeniu sztuki jest Jeanne-Claude. Rzeczywiście większość ich projektów i instalacji jest podpisana imionami obojga. Działo się tak nawet po 2009 roku, kiedy Jeanne-Claude zmarła. Konceptualne konotacje land artu zakładają, że obecność artysty wcale nie jest konieczna do stworzenia dzieła. A sama wykonana praca nie jest najważniejsza, liczy się cały proces powstania. Tak też traktowali to Christo i Jeanne-Claude, datując swoje instalacje od roku pierwszego pomysłu do momentu realizacji. A okres ten potrafił być bardzo długi – kilka, kilkadziesiąt lat. 


Pamiętam też, że myślałem sobie na warszawskiej wystawie Christo i Jeanne-Claude, jakby to było wspaniale zobaczyć instalację stworzoną przez nich. Jednak ich prace były długo przygotowywane, bardzo rzadko realizowane, często w odległych miejscach na świecie. Wątpiłem, że się uda. Nawet nie przypuszczałem jak zaskakująca okaże się przyszłość. Kolejna wielka instalacja, ostatnia za życia Jeanne-Claude, zrealizowana została w Nowym Jorku w 2005 roku (por. galeria Christo i Jeanne-Claude. Bramy w Nowym Jorku). Nie było wtedy szansy, abym tam pojechał. W tym czasie trwały też przygotowania do stworzenia instalacji ponad rzeką w amerykańskim stanie Kolorado oraz nad mastabą na pustyni w pobliży Abu Dhabi. Nie wyglądało, że któryś z tych projektów będę w stanie zobaczyć. Aż nagle w 2016 roku okazało się, że Christo tworzy wielki projekt na jednym z jezior na północy Włoch (por. galeria Tajemnica Jeziora Iseo I). Proces przygotowań był zaskakująco krótki, trwał tylko dwa lata. Ale pomysł zrealizowania ewangelicznego marzenia chodzenia po wodzie sięgał jeszcze 1970 roku. Tu była moja szansa, dotarcie tam nie było łatwe, ale się udało! (por. galeria Christo & Jeanne-Claude na Jeziorze Iseo I). Eskapada dostarczyła wrażeń, które udowodniły mi jak kompleksowa i wielowarstwowa jest sztuka Christo & Jeanne-Claude. Było to jedno z najbardziej fascynujących przeżyć, które szybko przekroczyło granice estetycznej percepcji. Byłem zachwycony, że się udało, ale to nie był koniec. Okazało się, że artysta, mimo swojego podeszłego wieku, nie przestawał zadziwiać witalnością. W 2018 roku oglądałem w Londynie majestatycznie unoszącą się mastabę na jeziorze w Hyde Parku (por. galeria Mastaba w Londynie).


Kolejnym projektem miało być opakowanie w 2020 roku Łuku Triumfalnego w Paryżu (por. galeria Christo & Jeanne-Claude. Łuk Triumfalny 1962-2020 I). Planowaliśmy w ramach Wypraw ze Sztuką wycieczkę. Nauczony byłem już swoimi doświadczeniami z Włoch i podróż autokarem wydawała się optymalna. Bylibyśmy niezależni od publicznego transportu. Gdyby nie doszło do powstania instalacji, to byśmy wykorzystali czas na zwiedzanie podparyskich zamków. Wszystko wydawało się obmyślone. Nie przewidzieliśmy koronawirusa. Realizacja projektu została przełożona na następny rok. Nie było wyboru – pomysł na naszą wyprawę też musiał zostać przesunięty. W maju zasmuciła nas wiadomość o śmierci Christo (por. galeria Christo (1935-2020)). Mimo tego nie odwołano paryskiej instalacji. Pozostaje tylko trzymać kciuki, aby słynna francuska budowla we wrześniu 2021 zniknęła pod fałdami tkaniny. Byłoby to wspaniałe podsumowanie artystycznej drogi Christo & Jeanne-Claude. I jeszcze jedna okazja, aby się z nimi spotkać.


Koronawirus nie tylko zatrzymał artystyczne przedsięwzięcia, ale też na pewien czas uniemożliwił pracę muzeów, utrudnił działania edukacyjne, odwołane zostały wszystkie wykłady dotyczące sztuki. Zmusił do poszukiwania innych form kontaktu, które by zapewniły bezpieczeństwo. Dlatego na wakacje 2020 roku razem z Magdaleną Kąkolewską, prezeską Fundacji Art Transfer, przygotowaliśmy wspólny projekt spotkań ze sztuką online. Wybraliśmy na lipcowe spotkania pary artystyczne do omówienia, a potem dotarło do nas, że nie ma lepszej pary artystycznej na inaugurację niż Christo & Jeanne-Claude. Magda miała szczęście być w Nowym Jorku w czasie realizacji słynnych ‘Bram’. Ja zawsze chciałem wrócić do moich wspomnień ze spotkania na ‘Pływających pomostach’ we Włoszech. To tym projektom poświęcimy nasz pierwszy wykład z cyklu Wakacje we dwoje. Zapraszamy!

Przemysław Głowacki (artdone)

Christo, Bramy (Projekt dla Central Parku, New York City) / The Gates (Project for Central Park, New York City), 2004

Share this:

  • Udostępnij
  • Facebook
  • Twitter
  • E-mail
  • Drukuj
  • LinkedIn
  • Pinterest
  • Tumblr
  • Reddit

Dodaj do ulubionych:

Lubię Wczytywanie...

Muzeum (nie tylko) Narodowe po pandemii

10 Środa Czer 2020

Posted by artdone in aktualności news, Kraków, Muzeum Narodowe w Krakowie National Museum in Krakow, Muzeum Narodowe w Warszawie National Museum in Warsaw, Polska Poland, recenzje i opisy reviews and other texts, Warszawa Warsaw, wystawy exhibitions

≈ 6 Komentarzy

2020 rok już zapisał się wyjątkowo w historii, a przecież nie dobrnęliśmy nawet do jego połowy. To co się dzieje będzie miało wpływ na wiele aspektów życia społecznego, w tym szczególnie kulturalnego. Również po ugaszeniu epidemii. Powoli rysują się pewne skutki, ale być może ich skali nawet nie podejrzewamy. Refleksji można mieć wiele, ale dobrze trzymać się konkretów. Do napisania tego tekstu skłoniły mnie dwie bezpośrednie przyczyny. Pierwszą był tekst „Śpiąca królewna. Pusto w programie Muzeum Narodowego” Piotra Sarzyńskiego, który ukazał się 7 czerwca na stronie Polityki. Dość krótki, a mocno mnie zaskoczył. Jest w nim kilka tez, które dziwią mnie u tak wytrawnego krytyka. Myślę, że warto pokusić się o polemikę. Liczę, że dla zaglądających na moja stronę będzie to ciekawa forma. Dobrze mieć dwie opinie i wyrobić sobie własne zdanie. Mniej wprowadzonych w temat od razu ostrzegam, że z Muzeum Narodowym w Warszawie czuję się mocno związany, choć od dawna już tam nie pracuję. Kilkanaście lat pracy w tej instytucji dało mi doświadczenie dość rzadkie w naszym kraju. Po prostu wiem od podszewki jak działa duże muzeum. Jest to typ instytucji, który jest bardzo szczególny. Może taką wyjątkową specyfikę mają też np. teatry? Ale nie wiem, w teatrze nie pracowałem.
Artykuł Piotra Sarzyńskiego dotyczy aktualnego programu wystaw warszawskiego Muzeum Narodowego, więc trudno, abym nie zareagował. Wystawy to oczywiście mój konik – proszę spojrzeć na moją stronę! Reasumując tekst z Polityki – nudno jest w MNW, wystaw nie ma.
Zacznijmy od sprawy podstawowej, którą o dziwo ciągle trzeba weryfikować. W powszechnym przekonaniu przygotowanie wystawy wygląda w sposób następujący – dwie osoby chodzą i rozwieszają obrazy. Kurator i ktoś techniczny, bo przecież trzeba wbić gwoździe. Wiem, żartuję. Ale można się zdziwić jak niedaleko od tej wizji jest powszechne wyobrażenie. Dla przykładu – o tym jak szybko i sprawnie można zrobić dużą wystawę był przekonany poprzedni dyrektor prof. Jerzy Miziołek. W negatywnej ocenie jego działalności wyraźnie się z Piotrem Sarzyńskim zgadzamy. Polecam zajrzenie do mojego tekstu Czego nie widać w Muzeum Narodowym w Warszawie, gdzie dość dokładnie sprawę omawiam. Niestety nie da się uniknąć przywoływania jej w aktualnym kontekście. Chciałbym, abyśmy teraz porównali dwie liczby. Po pierwsze średni okres kadencji dyrektora, odnoszę się też do zagranicznych przykładów, trwa cztery lata. Po drugie minimalny okres przygotowania wystawy, czyli dwa lata. Minimalny. W normalnej rzeczywistości. Duże wystawy, porządne wystawy są przygotowywane dłużej. Z tego porównania wynika nam, że dyrektor ledwo zdąży otworzyć wystawy, które sam zaplanował, a już żegna się ze stanowiskiem. To czego każde muzeum potrzebuje to stabilności. Nie tylko zresztą muzeum. Można oczywiście nie przyjmować tego do wiadomości. Tak robił poprzedni dyrektor. Od w biegu przygotowanych pokazów po kuriozum jakim były arcydzieła Leonarda, o czym już więcej pisałem w tekście Skandal w Muzeum Narodowym w Warszawie. Każde muzeum wymaga pewnych standardów, a w przypadku Muzeum Narodowego spodziewamy się zachowania ich najwyższego poziomu. Dlatego trudno oczekiwać, że nowy dyrektor po sześciu miesiącach od objęcia stanowiska będzie otwierał nowe ekspozycje, które sam zaplanował. Niestety poprzedni dyrektor pozostawił po sobie pogorzelisko i efekty tego będziemy odczuwać jeszcze długo. Choć chcielibyśmy jak najszybciej oglądać świetne wystawy. Im dłużej Jerzy Miziołek był na stanowisku, tym bardziej taka możliwość się oddalała. Trudno to nazwać „wystawowym hamulcem” obecnego dyrektora, jak czytamy w Polityce. To po prostu nieubłagana muzealna logika.


Jest sprawa, którą bardzo słusznie Piotr Sarzyński podnosi, to kwestia kompetencji obecnego zarządu Muzeum Narodowego w Warszawie. Cytuję: „w czteroosobowej dyrekcji muzeum nie mamy ani jednego historyka sztuki, są za to dyplomowani: kulturoznawca, polonistka, muzykolożka i historyczka”. Dla jasności – od grudnia zeszłego roku jest nowy dyrektor „zaimportowany z Krakowa doc. Łukasz Gaweł”. Czemu o docencie czytamy w Polityce to nie wiem, wszak już takich nie mamy, więc albo doktor, a lepiej grzecznościowo profesor, bo habilitację na UJ w sumie ma. Łukasz Gaweł jest pełniącym obowiązki dyrektora, co jest tu kwestią znaczącą. I to on jest w tym spisie owym kulturoznawcą. Nie historyk sztuki, ale w miarę blisko. Jest specjalistą w zarządzaniu dziedzictwem kulturowym oraz publicznymi instytucjami kultury, a to już chyba coś z dużym muzeum ma wspólnego. Do tego wcześniej był wicedyrektorem Muzeum Narodowego w Krakowie, a to jakby nie było muzeum sztuki. Dodam też, że na półce mam książkę jego autorstwa „Stanisław Wyspiański. Na chęciach mi nie braknie…”, a tam głownie o sztuce jest. Przy okazji – polecam – wydana w 2017 roku. Choć to ciągle z Łukasza Gawła historyka sztuki nie czyni. Dodam od razu, że nowego dyrektora nie znam, raz widziałem go tańcującego razem z innymi pracownikami muzeum na balu karnawałowym. Tak jak emocjonalnie z instytucją jestem związany, z Łukaszem Gawłem nie. Dla jasności. Idźmy dalej w naszej analizie, którą podsunął redaktor Polityki. Dwa następne stanowiska to Zastępca ds. Zarządzania oraz Zastępca ds. Komunikacji i Programów Publicznych. W tym przypadku nie oczekujemy, aby byli to historycy sztuki, jak długo będą dobrze zarządzać i się komunikować. Jolanta Hercog i Anna Kościelna–Kuflyuk sprowadzone zostały przez nowego dyrektora i to dość normalna procedura, że wybiera on swoich najbliższych współpracowników. Jakiś czas temu była dość szeroka dyskusja, również na gruncie polskim, kto powinien być dyrektorem dużego muzeum sztuki. Historyk sztuki czy dobry menedżer? Muzea potrzebują nowoczesnego podejścia. Jednak w praktyce osoba oderwana od świata sztuki, moim zdaniem, może wyrządzić sporo szkód na stanowisku dyrektora. Czy Łukasz Gaweł ma coś wspólnego ze sztuką i czy ma w tym względzie doświadczenie to już pozostawiam do indywidualnej oceny. W dyskusji, o której wspomniałem wyłaniał się idealny model duetu sprawnego menadżera i drugiej osoby – historyka sztuki – która by służyła mu swoimi kompetencjami. I teraz dochodzimy do ostatniego stanowiska – Zastępcy Dyrektora ds. Naukowych. To właśnie ma być ta podpora merytoryczna. I tutaj napotykamy na niespodziankę, na stanowisku tym jest obecnie dr Katarzyna Wagner, która z wykształcenia jest… historykiem. Niby blisko, a jednak nie to samo. Ma ona jak najbardziej doświadczenie w muzealnictwie. Wcześniej pracowała w Muzeum Warszawy. Jednak muzeum to jest, znowu patrząc na jego profil, muzeum… historycznym. To trochę tak jakby do kopalni w Wieliczce wysłać specjalistę od węgla. To kopalnia i to kopalnia. Ale w piecu nie napalimy. Napotykamy jeszcze jedną niespodziankę, Katarzyna Wagner zdobyła swoje stanowisko za czasów dyrektora… Jerzego Miziołka. Czyli to ona częściowo firmowała wszystkie wpadki poprzedniej dyrekcji. A przynajmniej swojego szefa nie powstrzymała przed co bardziej kuriozalnymi decyzjami. Ma rację Piotr Sarzyński, że z wykształceniem w zarządzie MNW coś nie gra. Z drugiej strony, czy bardziej nie liczą się kompetencje? Czy nie sięgamy po jego teksty w Polityce o sztuce i wystawach, choć z wykształcenia jest socjologiem?
Na podsumowanie tego wątku pozwolę sobie przytoczyć cytat z Polityki z lutego 2019 roku: „(…) silnie utrwalone, acz błędne przekonanie, że dyrektorem muzeum powinien być historyk sztuki. Zapomina się, że największe muzea przypominają dziś duże zakłady pracy o skomplikowanej materii zarządzania, a ich prowadzeniem powinni zajmować się doświadczeni menedżerowie. Desygnujący zadania merytoryczne i programowe w ręce doświadczonych muzealników, a sami skupiający się na inwestycjach, budżecie, zatrudnieniu, infrastrukturze. Taki podział władzy obowiązuje dziś już w wielu instytucjach kultury (teatry, opery) i funkcjonuje zazwyczaj bardzo sprawnie.” Autorem tych słów jest Piotr Sarzyński.


Teraz zajmijmy się przez chwilę programem wystaw warszawskiego muzeum. Rzeczywiście za wiele tu nie znajdziemy. W tej chwili pustka. Z oficjalnych zapowiedzi mamy na sierpień wystawę fotografii związaną z wojną 1920 roku. W Polityce czytamy, iż to „wybór dziwaczny i ewidentnie podszyty politycznym programem rocznicowym”. Nie da się ukryć – jest rocznica. Być może Piotr Sarzyński nie pamięta, że z tej okazji miała być duża wystawa poświęcona wojnie polsko-bolszewickiej i jej zobrazowaniu w sztuce. Zapowiadał to Jerzy Miziołek, a skończyło się tak jak inne jego zapowiedzi. Ostrzegałem, że ten upiór będzie nam tutaj wracał. Mogło być ciekawie, przedsmak tego widzieliśmy w jednej z sal wystawy „Krzycząc: Polska! Niepodległa 1918” (por. galeria Niepodległość w Muzeum Narodowym w Warszawie I). W efekcie zapowiadana jest wystawa, którą trzeba przygotować bardzo szybko, bo rocznica nie poczeka. W jej opisie czytamy „Nasza wystawa jest próbą wyjścia poza eksploatowaną w dyskursie historycznym ilustracyjną funkcję fotografii. (…) Pokazujemy niemal wyłącznie odbitki z epoki, naświetlone i wywołane równie dawno, jak wydarzenia, które przedstawiają. Ich stan zachowania i formaty są świadectwem technologicznego zaawansowania fotografii tamtego czasu.” Przypominam, że Muzeum Narodowe w Warszawie jest muzeum sztuki i dobrze by było, abym takim pozostało, bo swoich zbiorów nie zmieni. Fotografia już od jakiegoś czasu za sztukę jest uważana, więc tutaj tkwi pomysł wyjścia z tej sytuacji. Piotr Sarzyński pisze też o instalacji upamiętniającej Jana Pawła II. W zapowiedziach jej nie ma. Ale jest rocznica, to i pewnie instalacja będzie. Módlmy się tylko, aby była lepsza niż większość pomników ku czci Papieża-Polaka. Piotr Sarzyński martwi się, co zobaczą turyści po otwarciu granic. Ja bym się nie martwił. Polska i tak z Janem Pawłem II się kojarzy, a to, że zobaczą na oryginalnych fotografiach jak biliśmy się z „ruskimi” i broniliśmy Europy przed nawałą bolszewicką to chyba im się przyda.
Teraz przejdźmy do dużych wystaw, z których tylko jedna zapowiadana jest obecnie na stronie internetowej MNW. „Polska. Siła obrazu” miała otworzyć się 16 kwietnia tego roku. Wcześniej pokazywana była w Luwrze. Nie tym paryskim, tylko jego oddziale w Lens (por. galeria Polska w Louvre-Lens). Ale była tam sukcesem, takim realnym, w sensie frekwencji i zainteresowania publiczności oraz pozytywnych recenzji. Nawet jeżeli było to wydarzenie na prowincji to jednak wydarzenie. Zaistnieliśmy ze swoimi najlepszymi obrazami z XIX wieku. Luwr to jednak Luwr. Z polskiej perspektywy to ogromny sukces, bo takich wydarzeń mamy ciągle za mało za granicą. Czy tylko dlatego, że „Francuzi mają o naszym kraju mgliste pojęcie” jak pisze Piotr Sarzyński? Nie wiem czy to wystarcza, aby wystawa odniosła sukces. Początkowo miała być tylko tam prezentowana. Pomysł przeniesienia jej w zmodyfikowanej formie do Polski uważam za świetny. Piotr Sarzyński pisze, że będzie banalna dla polskiego widza. Mi się wydaje, że mamy ciągle za mało porządnych wystaw sztuki polskiej. A szczególnie takich, które mówią o naszej tożsamości narodowej i jej kształtowaniu, które „opowiadają o kulturotwórczej i mitotwórczej roli polskiego malarstwa”. To znowu cytat z zapowiedzi wystawy. Zobaczymy dużo dzieł ze zbiorów MNW, w tym bardzo znane, którymi chcieliśmy się pochwalić we Francji, ale będzie też dużo prac z magazynów i innych kolekcji. Dla jednych banalne, dla innych duchowa uczta spotkania z polską sztuka. Druga wielka wystawa, na którą czekają wszyscy miłośnicy sztuki zniknęła z oficjalnych zapowiedzi. Mam na myśli monograficzną prezentację Anny Bilińskiej-Bohdanowicz. Kto pamięta wystawy Olgi Boznańskiej czy Aleksandra Gierymskiego? Takiej klasy wystawa jest szykowana od 2016 roku. Niestety jej bohaterka, która przedwcześnie zmarła, nie miała szansy rozwinąć swojego talentu. Gdyby dostała taką szansę, to być może byłaby tak samo znana i doceniana jak tamci artyści. Czas aby ją w pełni zauważyć. Wystawa miała otworzyć się w październiku tego roku, ale się nie otworzy. A nawet Jerzy Miziołek ze swoimi kompetencjami walca nie ośmielił się jej zagrozić. Mam jednak dobre wieści, wystawa obecnie planowana jest w terminie od 17 marca do 23 czerwca 2021 roku. Czy wtedy ją zobaczymy? Mam nadzieję, choć nikt nie jest w stanie tego zagwarantować. Dlaczego wystawę trzeba było przełożyć? Nie chodzi tylko o ogrom pracy w nią włożony. Zaplanowane są wypożyczenia z kolekcji prywatnych, z zagranicy, to są setki umów, ustaleń, wszystko musi być zapięte na ostatni guzik. Nie można ryzykować w tak niepewnym czasie.


No właśnie, w moim dotychczasowym tekście jakby czegoś brakowało. Mamy epidemię? Wirusa? Na pewno zapomniał o tym Piotr Sarzyński pisząc swój tekst, uskarżając się, że nie może iść na nową wystawę do Muzeum Narodowego w Warszawie. Trochę to przypomina zachowanie rozkapryszonego dziecka, które nie może obejrzeć wieczorynki i nie jest wstanie zrozumieć, że prąd wyłączyli. Sprawa jest jednak bardziej złożona. Na początku napisałem, że były dwa bezpośrednie powody, dla których postanowiłem napisać ten tekst. Pierwszym był artykuł w Polityce, który tak dobrze posłużył jako osnowa dla mojego wątku. Drugim bezpośrednim powodem była niedawna decyzja dyrektora Muzeum Narodowego w Krakowie o zamknięciu Gmachu Głównego w związku z wykryciem u części pracowników koronawirusa. Kilka dni temu w Korei POWTÓRNIE zamknięto szkoły, parki, teatry, galerie i muzea. Do tej pory kraj ten był postrzegany jako jeden z najlepiej radzących sobie z epidemią. Jak napisałem wcześniej – muzea potrzebują stabilności. A już na pewno programy wystaw. Otwieranie nowych ekspozycji jeszcze z innego powodu w tej sytuacji nie ma sensu. Bo ktoś je musi oglądać, bez strachu o swoje zdrowie. Chociaż zezwolono na otworzenie się muzeów w Polsce, to frekwencja jest minimalna. A przyciąganie publiczności atrakcyjnymi propozycjami jest, delikatnie mówiąc, nieroztropne. W tytule mojego tekstu jest kardynalny błąd – my nie jesteśmy po pandemii. Niezależnie od tego jak bardzo byśmy chcieli wrócić do normalności, wyjść na ulicę i pojechać na wakacje. To nie jest jeszcze moment na ambitne plany i nadganianie utraconego czasu. W całej Europie muzea, albo już się otworzyły, albo się do tego szykują. Jednak jaki będzie efekt tego zbiorowego odmrażania trudno przewidzieć. Muzea różnie radzą sobie z kontynuowaniem programu wystawowego: część wystaw została całkiem odwołana, część przedłużona nawet do jesieni, część trzyma się swojego terminarza. Ja nie chcę, aby nowe wystawy były otwierane, bo nie będę miał szansy ich zobaczyć. Raz, dwa razy w miesiącu jeżdżę, aby je oglądać. Od marca nigdzie nie byłem i nie zamierzam na razie nigdzie się ruszać. To jest czas na oglądanie ekspozycji stałych w muzeum w pobliżu. I to indywidualnie lub bardzo małymi grupkami, licząc, że i te ekspozycje nie zostaną zamknięte w popłochu, tak jak to właśnie miało miejsce w Krakowie. Wiem, że to przykre, ale rozsądek i bezpieczeństwo powinny zwyciężyć.
Wracając raz jeszcze do tekstu Piotra Sarzyńskiego. Znajdziemy tam możliwe powody, dla których MNW jest śpiącą królewną. Napiszmy je jednak bez znaku zapytania. „Sprzątanie nowej dyrekcji po poprzedniku. Poważne finansowe turbulencji, które nie pozwalają na normalny program ekspozycyjny.” Przecież muzea na całym świecie są w dramatycznej sytuacji ekonomicznej, to dlaczego w Polsce ma być inaczej? A może Muzeum Narodowe w Warszawie wcale nie jest śpiącą królewną? Może warto zajrzeć na jego kanał YouTube, gdzie bardzo szybko po zamknięciu bramy, zaczęły pojawiać się nowe wideo i od tego czasu jest ich już prawie 50. Muzeum też słabo chwali się tym, że jako jedno z pierwszych wprowadziło lekcje online. I nawet nie mam pretensji, że się tym nie umie pochwalić, bo tutaj znowu powraca nam Jerzy Miziołek i zgliszcza, które zostawił. Szczególnie w działach zajmujących się promocją, gdzie na odbudowę nie wystarcza pół roku. Łatwo się niszczy, trudniej buduje. Z przyjemnością mogę napisać, że zrealizowano już ponad 850 lekcji w okresie epidemii, w tym spotkania online dla szkół w Nowym Jorku i Australii. A co najważniejsze są to zajęcia darmowe! To jest realne wsparcie naszego systemu edukacji. Tak właśnie powinny zachowywać się instytucje publiczne kultury w tak trudnym czasie. Na początku dość ogólnikowo pisałem o skutkach jakie będzie miała pandemia na różne aspekty życia. To są konkrety. Musimy zmienić nasze myślenie o muzealnictwie, bo może się okazać, że nie jest to ostatnia epidemia, z jaka będziemy mieli do czynienia. Oczywiście, że też bym chciał jak najszybciej wrócić do zwiedzania realnych sal wystawowych. Nic nie zastąpi kontaktu z dziełami sztuki. Jednak dotychczasowa sytuacja pokazała nam, że muzea musza się przystosować do nowych warunków. Widzimy wyraźnie, że poprzez rzeczywistość online z kulturą też można obcować, że może przynosić nam to satysfakcję, różnego rodzaju emocje i wiedzę. Do tej pory w pełni tego nie docenialiśmy, a teraz jesteśmy do tego zmuszeni. Już słychać głosy w środowisku muzealników na świecie, że po epidemii trudno będzie w pełni wrócić do systemu wielkich wystaw, które jedna po drugiej były otwierane w światowych stolicach. Że nadchodzi czas wystaw korzystających z własnych zbiorów. Że nadchodzi czas muzeów, które potrafią się komunikować ze swoimi widzami na różnych płaszczyznach. W takim kontekście Muzeum Narodowe w Warszawie trudno nazwać śpiącą królewną. Skromny program wystaw i ich przesunięcia interpretuję jako wyraz rozsądku obecnej dyrekcji. To cecha, która ostatnio rzadko była widywana u włodarzy stołecznej placówki. Jeżeli mam rację, to dobrze by było, aby Łukasz Gaweł nie był tylko pełniącym obowiązki dyrektora. Zgodnie z zasadami taki stan rzeczy może trwać do grudnia tego roku. Trudno jest znaleźć rozsądnego i kompetentnego szefa dla tak skomplikowanwej placówki. Więc może warto go nie zmieniać. Wtedy jest szansa, że za dwa, trzy lata pójdziemy na porządne wystawy w Muzeum Narodowym w Warszawie. Stabilność i rozsądek potrzebne są nie tylko w czasie pandemii.

Przemysław Głowacki (artdone)

Anna Bilińska-Bohdanowicz, Wizerunek własny (nieskończony) / Self-Portrait (unfinished), 1892, Muzeum Narodowe w Warszawie / National Museum in Warsaw

Share this:

  • Udostępnij
  • Facebook
  • Twitter
  • E-mail
  • Drukuj
  • LinkedIn
  • Pinterest
  • Tumblr
  • Reddit

Dodaj do ulubionych:

Lubię Wczytywanie...

Bernini. Apollo i Dafne / Filmowe Wyprawy ze Sztuką

16 Sobota Maj 2020

Posted by artdone in galeria gallery, Galleria Borghese, recenzje i opisy reviews and other texts, Rzym Rome, Włochy Italy

≈ 10 Komentarzy

Tagi

barok baroque, Gian Lorenzo Bernini, rzeźba sculpture

Gian Lorenzo Bernini, Apollo i Dafne / Apollo and Daphne, 1622-25, Galleria Borghese, Rzym / Rome, foto: artdone

Epidemia koronawirusa spowodowała, że niestety zostaliśmy odcięci od możliwości bezpośredniego obcowania ze sztuką. Chociaż reguły kwarantanny są rozluźniane, to nadal ten kontakt jest mocno utrudniony. Są jednak i dobre strony, przekonaliśmy się, że internet daje nam możliwości, które do tej pory nie w pełni docenialiśmy. ‘Wyprawy ze sztuką’ polegające na wyjazdach i zwiedzaniu musiały zostać zawieszone. Nic nie zastąpi wspólnego spotkania na wystawie czy w muzeum, jednak postanowiliśmy poszukać innej formuły wspólnego cieszenia się sztuką. Stąd pomysł na ‘Filmowe Wyprawy ze Sztuką’.
Tematem filmu jest jedna z najsłynniejszych rzeźb czasów baroku – ‘Apollo i Dafne’ autorstwa Gian Lorenza Berniniego. Przyglądamy się jej z wielu stron, dosłownie i w przenośni. Przede wszystkim chciałem, aby spojrzeć na rzeźbę w taki sposób, jak to zaplanował artysta. Pomogły w tym ujęcia wideo, które kilka lat temu nagrałem w Villi Borghese. Cieszę się, że mogły być wykorzystane i omówione w takim opracowaniu. Początkowo miał być dość krótki materiał, w efekcie wyszedł dłuższy. Mam nadzieję, że tylko z korzyścią dla tematu. Można posłuchać o okolicznościach powstania rzeźby, inspiracjach Berniniego, ale też sięgnąć do mitologicznej historii, którą przedstawił. Starałem się zasygnalizować późniejszą recepcję rzeźby i możliwe jej interpretacje. Również te bardziej współczesne. Jest to arcydzieło, które nie traci na swojej wartości i nadal fascynuje widzów, tak jak to było w XVII wieku. Liczę, że zebrany materiał ikonograficzny pozwoli zobaczyć omawianą rzeźbę w szerszym kontekście. Sięgnąłem do najnowszych opracowań, w tym ostatniego monumentalnego opracowania twórczości Berniniego przygotowanego przy okazji niedawnej wystawy w Rzymie (por. galeria Genialny Gian Lorenzo Bernini I) oraz do katalogu wystawy „Caravaggio & Bernini” (por. galeria Caravaggio, Bernini i sztuka baroku I).
Przy okazji realizacji filmu miałem przyjemność współpracować z całym zespołem ‘Wypraw ze Sztuką’. Nie tylko była to frajda, ale też kształcące doświadczenie. Teraz przedstawiamy efekt naszej pracy uczestnikom ‘Wypraw ze Sztuką’, ale też zabieramy na wycieczkę do Rzymu wszystkich chętnych. Choć nie jest to rzeczywista podróż, to liczymy, że dostarczy wielu wrażeń i niespodzianek. Jak choćby będzie okazją do wysłuchania fragmentów „Metamorfoz” Owidiusza, które były bezpośrednim źródłem tematu dla Berniniego. Okazuje się, że antyczna poezja może być nadal bardzo atrakcyjna, szczególnie w interpretacji Karola Wałkowskiego. Liczę, że zdobyte doświadczenia będzie można wykorzystać przy następnych projektach online. Planujemy kolejne filmy z serii ‘Filmowe Wyprawy ze Sztuką’. Pomysły na nie są różne, nie ma jednej już ustalonej formuły, dlatego cenimy sobie wszystkie uwagi i komentarze. Na kanale ‘artdone’ YouTube pojawiają się też regularnie moje wykłady nagrywane dla Warszawskiej Szkoły Filmowej. Po serii poświęconej impresjonizmowi (por. post Impresjonizm. Wykłady) przyszedł czas na umieszczenie nagrań poświęconych postimpresjonizmowi. Wszystkim życzę zdrowia i bezpieczeństwa.

Przemysław Głowacki (artdone)

Share this:

  • Udostępnij
  • Facebook
  • Twitter
  • E-mail
  • Drukuj
  • LinkedIn
  • Pinterest
  • Tumblr
  • Reddit

Dodaj do ulubionych:

Lubię Wczytywanie...

‚Uczeń i nauczyciel’ Rembrandta

14 Wtorek Kwi 2020

Posted by artdone in recenzje i opisy reviews and other texts, The J. Paul Getty Museum

≈ 4 Komentarze

Tagi

barok baroque, Gerrit Dou, Jan Lievens, malarstwo painting, Rembrandt, sztuka holenderska dutch art

Rembrandt i / and Gerrit Dou, Młody uczeń i jego nauczyciel / A Young Scholar and his Tutor, ok. / ca. 1631, J. Paul Getty Museum, Los Angeles

Uczeń i nauczyciel Rembrandta

Rembrandt to fascynujący artysta ze względu na różnorodność oraz głębię swojej twórczości. Geniusz, którego dzieła nie straciły aktualności, nadal zachwycają i poruszają oglądających. Jednak prace artysty przysparzają też sporo zamieszania w historii sztuki, a badacze mają niejeden twardy orzech do zgryzienia. Często w muzeach przy obrazach widzimy podpisy – naśladowca, uczeń, warsztat, krąg Rembrandta. O co chodzi? Co te dzieła mają wspólnego z artystą? Czasami na pierwszy rzut oka widać, że są dość słabe, że ich autorem nie mógł być utalentowany malarz. Często jednak są to świetne obrazy! Ponieważ zagadnienia związane z twórczością mistrza z Lejdy są tak skomplikowane, to przyjrzymy się konkretnemu przypadkowi. Rozwiążemy zagadkę jednego z takich wybitnych obrazów. Pójdziemy szlakiem badaczy, którzy podobnie jak Sherlock Holmes, odkrywają zagadki historii sztuki, abyśmy lepiej rozumieli Rembrandta.


Obraz od którego rozpoczniemy, który będzie dla nas punktem wyjścia, jest obecnie własnością J. Paul Getty Museum w Los Angeles. Jest całkiem sporych rozmiarów i przedstawia dwie postaci. Młodego chłopca w bogatym stroju w turbanie na głowie oraz stojącego za nim skromniej ubranego, leciwego mężczyznę. Ten drugi wskazuje w kierunku wielkiej księgi, która leży na pierwszym planie. Wyraźnie pokazuje coś chłopcu, którego wzrok podążą za jego palcem. Łatwo można się domyślić, że mamy do czynienia z przedstawieniem ucznia i jego nauczyciela. Czy wiemy kto został tutaj przestawiony? A przede wszystkim, kto jest autorem tego wspaniałego dzieła? Co ma ono wspólnego z Rembrandtem?



Obraz bardzo rzadko opuszcza Los Angeles. W XXI wieku stało się tak do tej pory tylko dwa razy, w obu przypadkach został wypożyczony na wielkie wystawy wczesnej twórczości Rembrandta, najpierw w 2002 roku, a ostatnio w 2020 (por. galeria Młody Rembrandt I).

Young Rembrandt. Rising Star, widok wystawy / exhibition view, Museum De Lakenhal, Lejda / Leiden, foto: artdone

Kiedy jednak sięgniemy do najważniejszego kompendium wiedzy o malarstwie Rembrandta, którego autorem jest profesor Ernst van de Weterig, ostatniego korpusu obrazów artysty, to nie znajdziemy tam pracy ze zbiorów Getty’ego. Jeżeli przeczytamy podpis pod obrazem w muzeum to okaże się, że jest on określony jako warsztat mistrza. Co by oznaczało, że obraz pochodzi z bardzo bliskiego kręgu artysty, został namalowany przez kogoś z nim bezpośrednio związanego, ale nie przez niego samego. Kiedy weźmiemy obraz pod lupę prawda okaże się dużo bardziej skomplikowana i odkryjemy zaskakującą historię, która kryje się za tym arcydziełem.


Aby rozwikłać tajemnicę musimy do naszej opowieści dodać drugi obraz, bardzo podobny. Znajduje się on szczęśliwie w tych samych zbiorach w Los Angeles. Dlaczego szczęśliwie? Obrazy trafiły tam w różnym czasie, jednak już od XVII wieku były razem w jednej z kolekcji angielskich. Na krótko w XX wieku zostały rozdzielone, istniało niebezpieczeństwo, że bezpowrotnie, ale znowu są razem. Drugi obraz ma właściwie identyczną kompozycję. Również przestawia młodego chłopca we wspaniałym stroju i wskazującego na księgę starszego nauczyciela. Obraz jest też dziełem wybitnej klasy. Prace mają bardzo podobne wymiary i obie malowane są na płótnie. Jednym słowem nie ma wątpliwości, że stanowią parę tzw. pendants. Czym się różnią? Przede wszystkim inny jest kontakt między postaciami. Nauczyciel choć kładzie rękę z palcem wskazującym na księdze, to patrzy się w naszą stronę. Chłopiec, jakby zamyślony, kieruje wzrok w daleki punkt poza obrazem. Jego strój podkreśla status społeczny i jest wyjątkowo bogaty. Jednak od ubioru chłopca z pierwszego obrazu różni się nie tylko kolorystyką, ale też swoim charakterem. Turban na głowie zastąpiony został wieńcem laurowym. Stroje nauczycieli w obu obrazach są tylko pozornie skromne. Kiedy się przyjrzymy obaj mężczyźni mają ubiór podbity futrem, a na drugim obrazie na szyi nauczyciela widzimy łańcuch ze złotym medalionem. W efekcie jednak ich ciemne stroje stanowią tło dla kolorowych, przepysznych ubiorów chłopców. Kontrast widoczny jest też w twarzach postaci. Oba obrazy są okazją do zestawienia młodzieńczego wyglądu uczniów i poważnego, naznaczonego dojrzałością, oblicza ich nauczycieli. Z jednej strony niesie to oczywisty przekaz – nauczyciel jest symbolem mądrości, którą dzieli się ze swoim podopiecznym. Z drugiej strony takie skontrastowanie młodości i starości w sztuce już renesansu, a potem baroku pojawia się często. Jest to okazja, aby malarz zaprezentował pełnię swoich możliwości w oddaniu różnych fizjonomii człowieka. Podobnie okazją do pochwalenia się swoim talentem i umiejętnością oddania iluzji jest strój obu chłopców. Współcześnie trudno jest to nam ocenić, ale nie są oni ubrani w stroje ze swojej epoki. Dla widza z XVII wieku byłoby oczywistym, że są to stroje fantastyczne. Można je uznać za rodzaj kostiumu. W przypadku pierwszego chłopca, tego w turbanie, można by powiedzieć, że to strój orientalizujący. W przypadku drugiego, w wieńcu na głowie, że mamy do czynienia z ubiorem antykizowanym. Jeżeli oba obrazy uznamy za portrety pojawia się pytanie – kto został na nich przedstawiony? Stroje wskazują na kogoś wyjątkowo wysoko postawionego. Istniała teoria, że chłopiec w wieńcu to nie kto inny jak syn namiestnika Niderlandów Fryderyka Henryka, książę Wilhelm II Orański. A jego nauczyciel to słynny dyplomata holenderski i poeta Jacob Cats. Obecnie ten pomysł został odrzucony, ale i tak szukając zleceniodawcy musimy sięgnąć do najwyższych kręgów władzy ówczesnej Europy. Poza pytaniem o tożsamość postaci, pojawia się drugie – w jakie role się wcielają? Skoro ich stroje wyglądają jakby były kostiumami. Nie ulega wątpliwości, że mamy do czynienia z popularną wtedy formą portretu – portretem historyzującym inaczej portretem w kostiumie historycznym. Trzeba pamiętać, że w tym czasie słowo historyczny oznaczało nie tylko odniesienie do przeszłości, ale też do Biblii lub mitologii. To jeszcze bardziej rozszerza nam pole możliwych odpowiedzi. Zamiast jednej zagadki mamy już dwie. Teraz wróćmy do pytania o autora kompozycji.


Tradycyjnie oba obrazy uważane były za dzieła Rembrandta. Tak określano je w XVIII-wiecznych opisach. W przeszłości wszystkie dzieła kojarzące się z jego stylem były mu przypisywane. Rembrandt był rozpoznawalnym artystą i jego prace zajmowały prestiżowe miejsce w każdych zbiorach. Zmiana atrybucji nastąpiła wraz z odkryciem na drugim obrazie monogramu i daty, słabo widocznych, umieszczonych na oparciu krzesła. Rok 1631 i inicjały IL to był przełom, bardzo konkretne informacje. Dlatego oba obrazy są datowane na ten okres. A inicjał mógł oznaczać tylko jednego malarza z bliskiego kręgu Rembrandta – Jana Lievensa. Od tego momentu zaczęto oba dzieła przypisywać właśnie jemu. Na razie zignorowano subtelne różnice w sposobie malowania i ujęcia postaci wskazujące, że choć obrazy są podobne, to jednak nie wyszły spod tego samego pędzla.


Kim był Jan Livens? Malarzem i grafikiem rok młodszym od Rembrandta, podobnie jak on urodzonym w Lejdzie. Mieli wspólnego w Amsterdamie nauczyciela – Pietera Lastmana, ale uczyli się u niego w różnym czasie. Obiegowa opinia głosi, że Rembrandt po powrocie z Amsterdamu do Lejdy założył razem z Lievensem swój pierwszy warsztat. Specjaliści zwracają uwagę, że nie ma na to dowodów źródłowych i wydaje się to mało prawdopodobne. Relacje pomiędzy nimi musiały być jednak bardzo bliskie, świadczą o tym ich dzieła. Czy byli przyjaciółmi? Rywalami? Od połowy lat 20. do początku lat 30. obserwujemy wiele analogii między pracami obu artystów. Relacje między nimi to jeden z najbardziej fascynujących, ale też zagadkowych rozdziałów dziejów malarstwa. Historia naszych obrazów rzuca dodatkowe światło na to zagadnienie. Jan Lievens w swoim czasie był uznawany za wybitnego twórcę, zdobywał prestiżowe zamówienia, po jego śmierci pamięć o nim powoli bladła. A znajomość z Rembrandtem okazała się zabójcza dla jego sławy. Zniknął w cieniu słynniejszego ‘mistrza z Lejdy’. Historia sztuki przypomniała sobie o nim i jego znaczeniu stosunkowo niedawno.


Wróćmy do naszych obrazów. Zatrzymaliśmy się w momencie kiedy po odkryciu monogramu Lievensa oba zostały mu przypisane. Zorientowano się w pomyłce w okresie międzywojennym. Drugi obraz musiał być namalowany przez innego artystę z bliskiego kręgu Rembrandta. Ale kogo? Po II wojnie światowej pojawiły się propozycje. Wśród nich padło nazwisko Gerrit Dou. Propozycja początkowo wydawała się mało prawdopodobna. Czy osiemnastoletni, początkujący malarz mógł być autorem obrazu o tak wysokiej klasie? Prestiżowego zamówienia z kręgów władzy? Kim był Gerrit Dou? Pierwszym uczniem Rembrandta. Pierwszym z wielu następnych, których na naukę będzie przyjmował. Znamy dokładną datę kiedy Dou pojawił się w lejdejskim warsztacie. W 1628 roku miał 14 lat, jego mistrz 21. Będzie się tu uczył przez 3 lata, a więc koniec tej edukacji zbiega się z datą namalowania naszego obrazu. Atrybucja przyjmowana była z rezerwą, ponieważ nie jest to kompozycja początkującego malarza. Później Gerrit Dou zrobi karierę stając się założycielem tzw. „szkoły lejdejskiej”. Rembrandt około 1631 opuszcza swoje rodzinne miasto, a Dou zaczyna specjalizować się w niewielkich, zazwyczaj rodzajowych, obrazach na desce malowanych niezwykle precyzyjnie. Zupełnie nie pasuje to do naszego obrazu, z jednym wyjątkiem – szczegółowości i gładkości stylu. Postać chłopca i jego strój malowane są właśnie w taki sposób. Problemem dla specjalistów był brak pewnych obrazów Gerrita z wczesnego okresu. Wiadomo, że później mocno odszedł od stylu Rembrandta, przejmując tylko niektóre z cech jego twórczości, ale znacząco je przekształcając. Zanim Dou zaczął uczyć się u Rembrandta dość wcześniej zaczął swoja artystyczną edukację. Być może w wieku 18 lat mógł już namalować taki obraz, przynajmniej częściowo? Ta atrybucja nadal przyjmowana jest z pewną ostrożnością. Potrzeba więcej części w naszej układance.


Nawet gołym okiem widać, że obraz nie jest jednolity. Świadczyć to może o bardziej skomplikowanym procesie jego powstania. Czyżby obraz miał więcej niż jednego autora? W kręgu Rembrandta zdarzało się to dosyć często. Część malowana jest stylem, który kojarzy się z Gerritem Dou (przede wszystkim młodzieniec i jego strój). Trochę inaczej ujęta jest postać nauczyciela, a zupełnie inne formy ma tkanina na pierwszym planie, na której leży księga. Farba nakładana jest tutaj swobodnie, a floralny wzór jakby wyciśnięty w wilgotnej farbie. Taki sposób malowani spotykamy… we wczesnych obrazach Rembrandta. Czyżbyśmy za szybko odrzucili udział samego mistrza w powstaniu obrazu? Kolejnych części tej układanki dostarcza zdjęcie rentgenowskie obrazu, które wyraźnie pokazuje, że pierwotna wersja obrazu, kryjąca się pod warstwą farby, jest inna niż finalny efekt.


Głębsza warstwa jest inna od widocznej i przywodzi na myśl sposób malowania Rembrandta z przełomu lat 20. i 30. Przyjrzyjmy się teraz konkretnym różnicom, ich analiza może doprowadzić nas do kolejnych wniosków. Wyraźną różnicą jest sposób ujęcia głowy nauczyciela. Pierwotnie beret nie był założony tak głęboko i odsłaniał czoło oraz mocno oświetloną łysinę. Podobny sposób ujęcia widzimy na innych obrazach Rembrandta z tego czasu np. u Jeremiasza czy na studiach głów starców. Ten efekt zastosował też Lievens w swoim obrazie. Korekta wprowadzona w widocznej warstwie farby spowodowała, że bardziej skupieni jesteśmy na chłopcu. Czy ta zmiana mogła być wprowadzona na życzenie zamawiającego, który uznał, że trzeba mocniej zaakcentować portretowanego młodzieńca?


Znaczącą zmianą jest pozbycie się elementów z tła obrazu. Oryginalnie para miała być ujęta na tle architektonicznego łuku. We wczesnych pracach Rembrandta użycie w tle architektury jest bardzo częste. Dawało mu to możliwość różnicowania światłocienia, dodawało też „historyczności” przedstawieniu. W obrazie Lievensa pozostał element w tle – jest to ukryty w cieniu monumentalny fotel. Zmiany są też w układzie rąk. Dłoń chłopca została zupełnie zamalowana. Ręka nauczyciela została zmodyfikowana, teraz jest mocniej skierowana w dół, wcześniej miała ułożenie potęgujące głębię i wyraźniej wskazywała na księgę. Zmian jest sporo. Jakie ogólne wnioski z nich płyną? Obraz pierwotnie był bardziej śmiały w kompozycji i ujęciu przestrzennym, bardziej barokowy, ale część tych efektów została złagodzona przez drugiego malarza, który przemalował dużą jego część. To dosyć dobrze pasuje nam do teorii, że autorem pierwszej, nieskończonej wersji był Rembrandt, a później nad obrazem pracował jego uczeń. Czy to jeszcze Rembrandt zmienił układ dłoni nauczyciela? Czy nad jego twarzą pracował może Jan Lievens? Takie sugestie pojawiają się wśród badaczy. Zastanawiające jest to, że prawdopodobnie w momencie porzucenia obrazu w niewielkim stopniu namalowana była najważniejsza postać, czyli chłopiec w turbanie. Rembrandt rzadko portretował dzieci. Jeden z nielicznych obrazów o tym temacie, powstały już pod koniec życia, jest również nieskończony. Czyżby Rembrandt nie miał cierpliwości do malowania dzieci? Wyjątek robił tylko dla swojego syna Tytusa?


W naszym obrazie Rembrandt był bardziej zainteresowany ujęciem postaci nauczyciela, a jego poza przywodzi na myśl inne jego prace. Najlepszym punktem odniesienia jest rycina z 1631 roku przestawiająca mężczyznę w futrzanej czapie. Ustawienie ciała jest identycznie, tylko w wersji graficznej dużo mniej udane. Nawet geniuszowi może się zdarzyć wpadka. Zauważmy też, że tkanina pojawiająca się na rycinie jest, mimo innej techniki, podobna do tej z obrazu, widzimy taki sam ornamentalny wzór. Ten element na obrazie pozostał z oryginalnej wersji, reszta jest w dużej części przemalowana.


Mało widzimy z pracy Rembrandta, choć on jest autorem koncepcji. Czy znamy podobne przypadki porzucania przez niego obrazów? Tak, i to w dość dużej liczbie. Obecnie coraz więcej obrazów, których przypisanie Rembrandtowi było dyskutowane, okazuje się wynikiem pracy różnych artystów. Dodatkowo potwierdzenie braku cierpliwości artysty znajdujemy w jednym z jego wczesnych życiorysów. Biograf pisze, że porzucał swoje obrazy w połowie wykonane. To świetnie pasuje do naszego obrazu, a zjawisko musiało być na tyle częste, że nawet zaobserwowali je współcześni malarzowi. Pytanie dlaczego tak się działo? Jaka była przyczyna, że Rembrandt nie dokończył sam takiego prestiżowego zamówienia? Zanim się z tym pytaniem zmierzymy, musimy wrócić do zagadki tożsamości postaci w obu obrazach.
Przełom w określeniu, kto został namalowany na obu omawianych obrazach nastąpił w latach 80. ubiegłego wieku. Wtedy zaproponowano, na podstawie badań źródłowych, identyfikację, która przyjmowana jest do dzisiaj. Obrazy zapewne przestawiają synów Fryderyka V Wittelsbacha, elektora Palatynatu Reńskiego. Na krótko koronowany był na króla Czech, jednak jego panowanie skończyło się tak szybko, że zyskał przydomek Zimowego Króla. W tym czasie został pozbawiony też władzy nad Palatynatem i przebywał na wygnaniu w Holandii u swojego bliskiego kuzyna Fryderyka Henryka. Matką chłopców była Elżbieta Stuart, siostra króla Anglii Karola I. Para rezydowała w Hadze, tam gdzie dwór namiestnikowski. Jednak ich dość liczne potomstwo mieszkało w Lejdzie. Tam starsi synowie mogli się uczyć na słynnym uniwersytecie. Warto dodać, że rodzice chętnie zamawiali portrety swoich dzieci w formule portretu w kostiumie historycznym. Znamy taką kompozycję z 1628 roku, jej autorem jest Cornelis van Poelenburgh. Siódemka dzieci ukazana jest w scenie nawiązującej do mitu o Atalancie i Meleagrze. Wtedy jeszcze żył najstarszy syn Fryderyk Henryk, ale umrze on niedługo w wieku 15 lat. Na obrazie Gerrita van Honthorsta z 1631 roku spotykamy czwórkę najstarszych dzieci jako Dianę i myśliwych. W obu przypadkach użyto kostiumu mitologicznego. Na obrazie autorstwa Jana Lievensa sportretowany został Karol Ludwik, który w tym czasie, z racji śmierci brata, był najstarszym potomkiem „zimowej” pary królewskiej. Znamy też tożsamość jego nauczyciela, był nim niemiecki polityk i uczony Volrad von Plessen. Po pokoju westfalskim książę odzyska tytuł elektorski i ziemie utracone przez ojca. Na drugim obrazie ukazany został jego, następny w kolejności, młodszy brat Rupert Reński, który później weźmie czynny udział w angielskiej wojnie domowej. Nie znamy imienia jego nauczyciela. A co z rolami, w które wcielili się młodzi książęta? Poszukać trzeba wśród słynnych par – uczeń i nauczyciel. Karol Ludwik nosi wieniec laurowy wskazujący na antyczny kostium. W tym przypadku na myśl przychodzi od razu jeden wzorzec dla przyszłego władcy – Aleksander Wielki, a parą dla niego jest jego nauczyciel Arystoteles. Rupert ubrany w egzotyczny strój mógł zostać przedstawiony w roli biblijnej, często stosowano taki zabieg dla historii pochodzących ze Starego Testamentu. Rembrandt będzie też często używał fantazyjnego, orientalizującego stroju dla podniesienia atrakcyjności swoich prac. W tym przypadku możemy mieć do czynienia z prorokiem Samuelem i jego nauczycielem arcykapłanem Helim.


Ustaliliśmy już, że zamówienie na portrety pochodziło z prestiżowego kręgu dworu haskiego i skierowane było do dwóch lejdejskich malarzy – Jana Lievensa i Rembrandta. Czy jesteśmy w stanie domyślić się czegoś więcej o okolicznościach powstania obu obrazów? Może naprowadzi nas to na trop, dlaczego Rembrandt przerwał pracę? W tym momencie przychodzi na myśl jedna postać – Constantijn Huygens. Był on pisarzem, poetą, uczonym i przede wszystkim sekretarzem namiestnika Niderlandów Fryderyka Henryka. A co dla nas najważniejsze był koneserem sztuki. Trzy lata wcześniej odwiedził Lejdę, aby spotkać się z młodymi malarzami i poznać ich obrazy. Później opisał swoje wrażenia i jest to jedna z najważniejszych relacji dotyczących twórczości Rembrandta. Wydaje się on idealnym pośrednikiem przy okazji tego zamówienia. Jego udział mógłby wyjaśnić też niecodzienny charakter zamówienia u dwóch malarzy równocześnie. Czy Huygens zaplanował to zamówienie jako rodzaj konkursu pomiędzy artystami? Nie jest to wykluczone. Jako znawca antyku pamiętał dobrze o rywalizacji pomiędzy greckimi malarzami Zeuksisem i Parrazjosem, którą opisał Pliniusz Starszy. W Holandii w podobnym konkursie malarskim niewiele wcześniej wzięli udział Jan van Goyen, Françoisem Knibbergen i Jan Porcellis. Już w czasie swojej wizyty w Lejdzie Huygens przeciwstawił twórczość Lievensa i Rembrandta. Pierwszego cenił jako portrecistę, ale wyżej postawił Rembrandta za umiejętność pokazania emocji i ekspresji postaci. Dotyczyło to jednak niewielkich obrazów, w których się wtedy specjalizował. Lievens miał więcej doświadczenia, wcześniej pracował już na dużych formatach, Rembrandt dopiero zaczynał. Dla obu nowością było wybrane podłoże – płótno – wcześniej malowali głównie na desce. Może znawca sztuki chciał w praktyce sprawdzić możliwości obu, ciągle jeszcze młodych malarzy. Okres lejdejski Rembrandta w dużym stopniu charakteryzuje się analogiami z twórczością Jana Lievensa. Można pokusić się o stwierdzenie, że był to rodzaj rywalizacji. Znajdujemy co najmniej dwie pary dzieł, w których wyraźnie to widać.


„Wskrzeszenie Łazarza” mogło by być świadectwem, że był to rodzaj przyjacielskiego współzawodnictwa. Wersja Lievensa jest wcześniejsza. Rembrandt pracował nad swoja z dużą zawziętością, dwa razy zmieniał koncepcję. Wybrał też większy format, tak jakby chciał prześcignąć kolegę. Musiał jednak doceniać jego dzieło, skoro zakupił je do własnej kolekcji sztuki. Drugi przypadek to scena ukazująca Chrystusa na krzyżu. Obrazy obu artystów powstały w 1631 roku i są nieprzypadkowo podobne. Specjaliści podejrzewają, że były wynikiem konkursu zorganizowanego przez Huygens. Być może nagrodą miało być namalowanie obrazów dla dworu haskiego. W latach 1632-1646 Rembrandt namaluje siedem obrazów układających się w serię Pasji Chrystusa, będzie to jedno z jego najbardziej prestiżowych i ambitnych zamówień. Dlaczego więc porzucił drugi z konkursów, poddał się walkowerem? Niestety na to pytanie nie ma przekonującej odpowiedzi.


Wiemy, że Rembrandt nie był łatwym zleceniobiorcą, szczególnie jeżeli chodzi o portrety. Mamy dowody, że miewał problemy z dostosowaniem się do wymagań zamawiających. Czy doszło do konfliktu i to był powód przerwania pracy? W czasie kiedy malowane były oba obrazy, Rembrandt myślał już o opuszczeniu Lejdy na stałe. Wszedł w spółkę z Hendrickiem van Uylenburghiem i w jego domu w Amsterdamie urządził swój warsztat. Zaczął specjalizować się w portretach i to przyniosło mu rozkwit kariery. Czy rodzący się sukces w Amsterdamie spowodował, że nie miał już czasu na skończenie zamówienia i zdecydował się je zostawić w rękach swojego zdolnego ucznia? Te pytania musza na razie pozostać bez jednoznacznej odpowiedzi. A Jan Lievens? Również opuścił Lejdę, w 1632 roku wyjechał do Anglii. Czy można go nazwać nauczycielem Rembrandta? W sensie formalnym na pewno nie. Był przecież młodszy od niego. Długo uważano, że wszystkie osiągnięcia w tym czasie zawdzięczał Rembrandtowi, że to on uczył się od początkującego geniusza. Obecnie na sprawę patrzymy inaczej, widzimy wzajemne wpływy. Lievens był odrobinę młodszy, ale dużo wcześniej zaczął karierę. Warto zwrócić uwagę, że w przypadku naszej pary obrazów to on dostał zadanie sportretowanie starszego z książąt. Czy Rembrandt poczuł się za mało doceniony i to zniechęciło go do pracy? Różne możliwości przychodzą do głowy.
Praca historyka sztuki bywa podobna do poszukiwań detektywa. Korzysta z badań o proweniencji dzieł, szuka w tekstach źródłowych, ważnym elementem są odkrycia technologiczne, prześwietlenia obrazów, badanie materiałów malarskich. Czasami trzeba opierać się na poszlakach, ale dzięki nim można stworzyć przekonującą teorię. Historia opracowania dwóch obrazów z Los Angeles wydaje się dobrym tego przykładem.

Przemysław Głowacki (artdone)

Jan Lievens, Książę Karol Ludwik i jego nauczyciel jako Aleksander Wielki i uczący go Arystoteles / Prince Charles Louis with His Tutor as Alexander Instructed by Aristotle, 1631, J. Paul Getty Museum, Los Angeles

Share this:

  • Udostępnij
  • Facebook
  • Twitter
  • E-mail
  • Drukuj
  • LinkedIn
  • Pinterest
  • Tumblr
  • Reddit

Dodaj do ulubionych:

Lubię Wczytywanie...
← Older posts

statystyka / statistics

  • 3 170 744 odsłon / views

WPISZ SWOJ EMAIL ABY OTRZYMYWAC INFORMACJE O NOWYCH POSTACH

Dołącz do 4 332 obserwujących.

Facebook

Facebook

archiwum / archives

polecane wpisy / recommended posts:

Sztuka we dwoje

Wczesny Rembrandt. Studium przypadku

Lekcja plastyki w TVP

Kobazan Live

Sztuka współczesna

Fotografia

Video wykłady

Bernini. Apollo i Dafne

Impresjonizm. Wykłady

Postimpresjonizm. Wykłady

AKTUALNE WYSTAWY / CURRENT EXHIBITIONS:

Kolekcja Merrill C. Berman w Nowym Jorku

Hilma af Klint w Malmö

Luca Giordano w Neapolu

Rysunki holenderskie we Frankfurcie

Rzeźba w Warszawie

Frida Kahlo w San Fracisco

Malarstwo polskie w Poznaniu

Paula Rego w Dublinie

Jerzy Nowosielski w Warszawie

Andy Warhol w Kolonii

Sophie Taeuber-Arp w Bazylei

Pierre Soulages w Chemnitz

Rembrandt i orient w Poczdamie

Jan Cybis w Warszawie

Mitologia w Madrycie

Impresjonizm rosyjski w Baden-Baden

Hofer / Metzner / Meyerowitz / Newton w Berlinie

Holenderski portret w Amsterdamie

Nadchodzące wystawy / Forthcoming exhibitions:

Nam June Paik w Chicago

Muraliści meksykańscy w Nowym Jorku

Dora Maar w Los Angeles

Christo & Jeannne-Claude w Paryżu

Meta

  • Zarejestruj się
  • Zaloguj się
  • Kanał wpisów
  • Kanał komentarzy
  • WordPress.com

Społeczność / Community

TAGI

abstrakcja abstraction akt nude Alberto Giacometti Albrecht Dürer Andy Warhol Anton van Dyck architektura architecture Auguste Rodin autoportret self-portrait awangarda avant-garde barok baroque Claude Monet David Hockney design Edgar Degas Edvard Munch Egon Schiele ekspresjonizm expressionism Eugène Delacroix fotografia photography Francis Bacon Francisco Goya grafika prints Gustav Klimt Henri de Toulouse-Lautrec Henri Matisse ikonografia iconography impresjonizm impressionism instalacja installation art Kazimierz Malewicz Kazimir Malevich kolaż collage kostiumologia fashion Leonardo da Vinci Lucian Freud malarstwo painting manieryzm mannerism Max Beckmann Oskar Kokoschka Oświecenie enlightenment Pablo Picasso Paul Cézanne Paul Gauguin Paul Klee pejzaż landscape Peter Paul Rubens Pierre-Auguste Renoir Pierre Bonnard Pieter Bruegel Starszy the Elder pop art portret portrait postimpresjonizm Post-Impressionism Rafael Santi Raphael realizm realism Rembrandt renesans renaissance romantyzm romanticism rysunek drawing rzemiosło craft rzeźba sculpture secesja Art Nouveau starożytność ancient art surrealizm surrealism symbolizm symbolism sztuka holenderska dutch art sztuka polska polish art Tycjan Titian video art Vincent van Gogh Wassily Kandinsky XIX 19th Century XVIII 18th Century XX 20th Century XXI 21st Century Édouard Manet średniowiecze Middle Ages

KATEGORIE

Albertina Amsterdam Austria Bazylea Basel Belvedere Berlin Centre Pompidou Fondation Beyeler Francja France Frankfurt nad Menem galeria gallery Haga The Hague Hiszpania Spain Holandia The Netherlands Kraków Kunsthaus Zürich Kunsthistorisches Museum Leopold Museum Londyn London Madryt Madrid Musée d'Orsay Muzeum Narodowe w Warszawie National Museum in Warsaw National Gallery London Niemcy Germany Nowy Jork New York Paryż Paris plakaty wystaw exhibition posters Polska Poland recenzje i opisy reviews and other texts Royal Academy of Arts Szwajcaria Switzerland Tate Britain Tate Modern UK USA Warszawa Warsaw Wiedeń Vienna wystawy exhibitions Włochy Italy Zurych Zurich

ostatnie komentarze / latest comments

Bronisława Gronkowsk… o Pop art kobiet I
artdone o Pop art kobiet I
Bronisława Gronkowsk… o Pop art kobiet I
artdone o Ciało w sztuce średniowiecznej…
Bronisława Gronkowsk… o Julio González, Pablo Picasso…
Bronisława Gronkowsk… o Ciało w sztuce średniowiecznej…
artdone o Alice Neel. Retrospektywa…
Bronisława Gronkowsk… o Alice Neel. Retrospektywa…
artdone o Michael Willmann w Warszawie…
ewa o Michael Willmann w Warszawie…
Bronisława Gronkowsk… o Irving Penn 100 lat IV
artdone o Ciało w sztuce średniowiecznej…
artdone o Marek Oberländer / Jan Le…
Bronisława Gronkowsk… o Ciało w sztuce średniowiecznej…
Bronisława Gronkowsk… o Jerzy Nowosielski u Staraków…

posty na Twitterze / Twitter posts

  • Sturtevant. Podwójne kłopoty I artdone.wordpress.com/2021/04/20/stu… 18 hours ago
  • Edvard Munch / Marlene Dumas II artdone.wordpress.com/2021/04/19/mar… 1 day ago
  • Musée d’Art et d’Histoire w Orange artdone.wordpress.com/2021/04/18/mus… 1 day ago
  • Diane Arbus. Na początku I artdone.wordpress.com/2021/04/18/dia… 2 days ago
  • Musée Pierre-de-Luxembourg w Villeneuve-lès-Avignon artdone.wordpress.com/2021/04/17/mus… 3 days ago
  • Francisco Goya. Portrety III artdone.wordpress.com/2021/04/15/fra… 5 days ago
  • Sturtevant w MoMie artdone.wordpress.com/2021/04/14/stu… 5 days ago
  • Pop art kobiet I artdone.wordpress.com/2021/04/13/pow… 6 days ago
Follow @artdoneblog
zBLOGowani.pl

stałe ekspozycje / permanent exhibitions:

Muzeum Berrgruen w Berlinie

Museum of Fine Arts w Bostonie

Herzog Anton Ulrich-Museum w Brunszwiku

Mauritshuis w Hadze

Muzeum XX. Czartoryskich w Krakowie

Mosigkau

National Gallery w Londynie

Fondation Pierre Gianadda

Józef Chełmoński w Radziejowicach

Muzeum Narodowe w Warszawie

Kolekcja Schulhof w Wenecji

Kunstkamera w Wiedniu

Blog na WordPress.com.

Anuluj

 
Ładowanie komentarzy...
komentarz
    ×
    loading Anuluj
    Wpis nie został wysłany - sprawdź swój adres email!
    Błąd sprawdzania e-mail, proszę spróbować ponownie
    Przykro nam, ale twój blog nie może udostępniać wpisów przez email.
    <span>%d</span> blogerów lubi to: