Elie Nadelman – polski prekursor Art Deco / Elie Nadelman – Polish Precursor of Art Deco, widok wystawy / exhibition view, Wejman Gallery, Warszawa / Warsaw, foto: artdone
Bardzo się cieszę, że mogę na mojej stronie opublikować w całości tekst, który ukazał się w ostatnim numerze „Spotkań z Zabytkami”. Jego bohaterem jest Elie Nadelman, artysta którego koniecznie trzeba przypomnieć polskiej publiczności. Zrobiła to niedawno Wejman Gallery na swojej wystawie (por. galeria Elie Nadelman w Wejman Gallery). Przy tej okazji powstał tekst, ale nie jest on typową dla mnie recenzją. Zazwyczaj staram się w recenzjach opisywać wystawy, tym razem więcej jest o samym artyście. Dlaczego warto o nim przypominać? Trzeba przeczytać tekst. Staram się choć trochę przyczynić do większej popularności artysty. W czasie trwania wystawy można było posłuchać mojego wykładu online na temat twórczości Nadelmana dzięki Fundacji Art Transfer (por. post Elie Nadelman. Piękno i nowoczesność). Nagranie nie jest dostępne, ale polecam na bieżąco śledzić wykłady, bo z moimi Kolegami i Koleżankami realizujemy dużo ciekawych tematów. Można za to posłuchać online nagrania z rozmowy promującej katalog do wystawy wydany przez Fundację Art & Modern, którą miałem przyjemność moderować (por. video Spotkanie z Autorkami katalogu). W rozmowie wzięły udział autorki tekstów w katalogu: dr Ewa Bobrowska, Agnieszka Dziki, dr Magdalena Furmanik-Kowalska i dr Ewa Ziembińska. Jakość techniczna nagrania może nie jest momentami najlepsza, ale rozmowa była wciągająca. W chwili publikacji tego tekstu katalog był jeszcze dostępny – wszystkich bliżej zainteresowanych odsyłam do Wejman Gallery. W księgarni Muzeum Narodowego w Warszawie można też obecnie kupić wydawnictwo, które towarzyszyło wystawie artysty w 2003 roku w Królikarni. Niewielka to książeczka, ale innych wydawnictw o artyście po polsku brakuje, więc dobre i to. Bardzo dziękuję „Spotkaniom z Zabytkami” za możliwość publikacji tekstu, a za wsparcie Magdalenie Furmanik-Kowalskiej. Zapraszam do lektury!
Przemysław Głowacki (artdone.pl)
Elie Nadelman przypomniany
Debiut razem z Witoldem Wojtkiewiczem, zainspirowanie Pabla Picassa do eksperymentów kubistycznych w rzeźbie, bójka z Filippo Tommaso Marinettim, uwielbienie Heleny Rubinstein, triumf w Stanach Zjednoczonych. Trudno sobie wyobrazić, że to wydarzenia wyjęte z jednej biografii. A to nie koniec fascynujących ustępów z życiorysu polskiego artysty Eliego Nadelmana. Jednak w Polsce nawet historycy sztuki zmarszczą nosek i zaczną się zastanawiać – kto to taki? Inaczej jest na gruncie powszechnej historii sztuki, bez problemu nazwisko artysty znajdziemy w kompendiach wiedzy o rzeźbie XX w. Podobnie rozpoznawanym artystą jest Nadelman w Stanach Zjednoczonych, gdzie w okresie międzywojennym odniósł spektakularny sukces. W prestiżowych muzeach amerykańskich obok obrazów Pabla Picassa czy Amedeo Modiglianiego stoją właśnie rzeźby Eliego Nadelmana. Kim był ten rzeźbiarz i rysownik o tak barwnej biografii? Dlaczego nie pamiętamy o nim w jego ojczyźnie?
Latem 2022 r. mieliśmy okazję oglądać na warszawskim Powiślu w Wejman Gallery wystawę „Elie Nadelman – polski prekursor art déco” (por. galeria Elie Nadelman w Wejman Gallery). Wystawa była niewielka, ale ale jednym z jej najważniejszych atutów była próba przypomnienia polskiej publiczności tego ważnego twórcy. O znaczeniu Nadelmana niech świadczy fakt, że po jego śmierci hołd złożyło mu w 1948 r. dużą retrospektywą Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Nowym Jorku. (por. galeria Elie Nadelman w MoMA). Od tego czasu odbyło się wiele wystaw artysty, głównie w Stanach Zjednoczonych, gdzie pamięć o nim jest szczególnie silna. W ostatnim czasie można też zauważyć chęć przypomnienia go również w Europie. Najsłabiej widać to w Polsce, gdzie poza ostatnią odbyła się tylko jedna jego wystawa w 2004 r. i przeszła bez większego echa. Najpełniejsza monografia Nadelmana została zorganizowana w 2003 r. przez Whitney Museum of American Art. Wystawa w Wejman Gallery w Warszawie z racji swojej kameralności nie pretendowała do pokazania pełnego spektrum wielowątkowej działalności artysty. Była raczej sygnałem najważniejszych obszarów, w których się poruszał. Obejrzeliśmy dwie marmurowe rzeźby, rysunek oraz wybór prac z cyklu graficznego. Tytułowe art déco było wskazaniem na ważny wątek jego stylistyki, ale też w pełni nie definiowało jego twórczości. Kluczowe w tytule wydaje się słowo prekursor, które odnosiło się do oryginalności jego drogi artystycznej i podkreślało ważną pozycję w sztuce światowej. I nie ma przesady w takich stwierdzeniach. Znaczenie wystawy w Wejman Gallery zostało przez organizatorów bardzo wzmocnione przez wydanie znakomicie opracowanego katalogu (recenzja katalogu ukazała się w „Spotkaniach z Zabytkami”, nr 11-12, 2022, s. 64).
Elie Nadelman urodził się w Warszawie w 1882 r., z Polski wyjechał dosyć szybko, ale zawsze pamiętał o swoich korzeniach. To jeszcze jeden powód, aby teraz pracować nad przywróceniem pamięci o nim w jego ojczyźnie. Jak wielu polskich artystów XIX w., początkowo uczył się w szkole Wojciecha Gersona, w pewnym momencie na bardzo krótko pojawił się w Krakowie, myśląc o nauce w tamtejszej Szkole Sztuk Pięknych. W każdym razie jego początkowa edukacja odbywała się w kręgu sztuki Młodej Polski, co tym bardziej powinno zainteresować polskich historyków sztuki. Mając 22 lata, wyjechał do Monachium, gdzie obok kontaktu z tamtejszym – ciągle ważnym – środowiskiem artystycznym, zafascynował się rzeźbą antyczną. Widać to wyraźnie w jednej z rzeźb prezentowanych na wystawie w Wejman Gallery. Druga z pokazywanych marmurowych prac jest już przykładem dalszych poszukiwań formalnych artysty. Będzie je kontynuował, kiedy w 1904 r. wyjedzie do Paryża. W tym też czasie postanowi w pełni poświęcić się rzeźbie. I to jest moment, kiedy biografia artysty zaczyna być naprawdę ekscytująca. Zamieszkuje na Montparnassie, poznaje środowisko artystyczne i zbierając kolejne doświadczenia, rozwija swoją karierę. Wystawia na Salonie Jesiennym i Salonie Niezależnych, poznaje braci Natansonów, rodzeństwo Gertudę i Leo Steinów. Wszyscy oni zaczynają kupować jego prace. Poprzez ten ostatni kontakt poznaje niewiele od siebie starszego Pabla Picassa. W 1909 r. ma pierwszą wystawę w galerii prowadzonej przez Eugène’a Drueta, który kilka lat wcześniej zaistniał jako fotograf rzeźb Auguste’a Rodina.
Ówczesna rzeźba będzie już jednak sięgać dużo dalej niż dokonania Rodina. Po wystawie Nadelmana w Galerie Druet Guillaume Apollinaire napisze o niej, iż „wpłynęła na niektórych z naszych bardzo ważnych młodych artystów”. I rzeczywiście, w katalogu wspomnianej wcześniej wystawy pośmiertnej w MoMie, znajdujemy zestawienie dwóch zdjęć: niezachowanej gipsowej głowy Nadelmana, która powstała krótko przed wystawą oraz słynnej głowy Fernandy Picassa, która powstała dokładnie w roku wystawy. Ta ostatnia praca bywa uznawana za pierwszą rzeźbę kubistyczną. I oto nagle Elie Nadelman okazuje się prekursorem najważniejszego kierunku awangardowego początku XX w. (przynajmniej jeżeli chodzi o rzeźbę). Oczywiście różnice pomiędzy pracami są wyraźne. U Nadelmana widzimy większą dekoracyjność i stylizację, dzieło Picassa jest dużo bardziej odważne w deformacji i wyrazie formalnym. To bardzo typowe dla hiszpańskiego mistrza, że potrafił wypatrzeć to, co najciekawsze, zanalizować i rozwinąć, idąc dwa kroki dalej. Często tak robił, podpatrując swoich kolegów, chociażby Henri Matisse’a.
-
-
Prace Nadelmana z okresu paryskiego warto zestawić z dziełami innych artystów, szczególnie reprezentantów środowiska, z którym się stykał, ale nie tylko. Widać wtedy analogie pomiędzy nimi, ale też oryginalność Nadelmana i różnorodność jego poszukiwań. Syntetyczność stosowanych przez niego form wchodzi na drogę, którą można porównać z pracami Constantina Brâncușiego, czasami graniczącymi wręcz z abstrakcją. Z drugiej strony, Nadelman przez cały czas był pod wielkim wpływem sztuki antycznej, co sytuuje go blisko nurtu klasycyzującego widocznego wtedy u takich rzeźbiarzy, jak Antoine Bourdelle czy Aristide Maillol.
Elie Nadelman był też świetnym animalistą, na wystawie w Wejman Gallery możemy zobaczyć jeden jego rysunek właśnie o takim temacie. Szukając tutaj porównań, bez wahania można sięgnąć po najważniejsze nazwisko z tej dziedziny – Rembrandt Bugatti (por. galeria Rembrandt Bugatti i jego zwierzęta). Obu artystów łączy też tragiczny rys w biografii, obaj popełnią samobójstwo. Obaj w swoich dziełach wnikliwie analizowali zachowanie i charakter zwierząt, potrafili przy tym w nowoczesny sposób oddać ich specyfikę. U polskiego rzeźbiarza, w porównaniu z włoskim mistrzem, dostrzegamy częściej stylizację i uproszczenie – nie tylko w tematyce animalistycznej. Ta tendencja będzie się u niego rozwijała po wyjeździe z Paryża.
Wybuch pierwszej wojny światowej zastał Nadelmana w Belgii. Początkowo chciał wracać do Polski i wziąć udział w walkach, ale wyjeżdża do Londynu i jeszcze w 1914 r. wyrusza do Stanów Zjednoczonych. Jego kariera w Europie była już na dobrych torach, ale nowy kontynent stanie się miejscem pełnego triumfu. Grunt był już przygotowany. Prace Nadelmana pokazywane były na słynnym Armory Show. Alfred Stieglitz opublikował jego tekst teoretyczny, a po przyjeździe rzeźbiarza zorganizował mu wystawę. Sukces nie nastąpił od razu, ale lata dwudzieste XX w. będą należały do artysty. Zdobędzie uznanie krytyki, zainteresowanie publiczności, ceny prac poszybują w górę, a pomocne w tym będą jego liczne kontakty towarzyskie. Jak pisał Marsden Hartley, „Świat był wczoraj u Nadelmana na lunchu”. Wzrastające zarobki pozwolą artyście na realizowanie jeszcze jednej pasji – kolekcjonerskiej. Zgromadzone zbiory będą składały się z dość zaskakujących dzieł. Nadelman zbierał sztukę ludową, choć lepszym słowem byłoby określenie folkową (tłumacząc bezpośrednio z angielskiego). W skład jego kolekcji wchodziła tzw. sztuka naiwna, tworzona przez artystów nieprofesjonalnych, wyroby kultury popularnej, średniowieczne rzemiosło, np. metaloplastyka. Takie zainteresowanie przejawami dawnej kultury masowej, jak na tamte czasy, było czymś rzadkim. To jeszcze jeden dowód nie tylko szerokich horyzontów artysty, ale też ich nowoczesnego charakteru. Beztroski okres prosperity lat dwudziestych dość szybko się skończył. Wielki Kryzys mocno dotknął Nadelmana. Popadł w długi, musiał za bezcen sprzedać swoją kolekcję, a próby zdobycia większych zamówień publicznych, np. na pomniki, pozostały bezowocne. Ale też i on sam niechętnie wystawiał, chociaż zaproszenia od prestiżowych muzeów napływały. Twierdził, że nie ma nic do pokazania. Trudny okres lat trzydziestych zakończy wybuch drugiej wojny światowej. Artysta będzie z uwagą śledził tragiczne doniesienia zza Atlantyku, czynnie będzie próbował pomagać swojej rodzinie, z której i tak duża część zginie w Holokauście. Informacje pochodzić też będą od jego syna Jana, który brał udział w wojnie w Europie. Stacjonował nawet w Warszawie i tam uczył języka polskiego, wracając do korzeni swojego ojca. Rozliczne kłopoty i bolączki przyczyniają się do tego, że zdrowie artysty mocno się w tym czasie pogorszyło.
Pod koniec 1946 r. Elie Nadelman odebrał sobie życie. Z relacji z ostatniego okresu mamy dowody, że czuł się artystą spełnionym, że osiągnął swoje cele artystyczne. W 1948 r. Muzeum Sztuki Nowoczesnej zorganizowało mu wielką wystawę pośmiertną, oddając hołd artyście, którego prace tak bardzo pokochała Ameryka.
W tym samym czasie, kiedy w Wejaman Gallery można było podziwiać kilka prac Eliego Nadelmana, w wiedeńskim Muzeum Leopoldów odbywała się wielka retrospektywa Franza Hagenauera (por. galeria Franz Hagenauer. Retrospektywa I). To kolejny dowód, że artystów, których warto przywracać naszej pamięci jest dużo więcej, ale też dowód, że moda na art déco trwa niezmiennie od 50 lat. Jeżeli szukać najbliższych analogii dla twórczości Nadelmana to prace Franza Hagenauera powinniśmy ustawić w pierwszym rzędzie. Wspólne są dla nich obu poszukiwania eleganckiego spokoju, wysublimowane i uproszczone bryły, syntetyczna linia, inspiracje antykiem, a nawet podobna tematyka. Obaj świetnie wpisują się swoimi pracami w kanoniczne formy art déco. Chciałoby się, aby Elie Nadelman doczekał się podobnej, pełnej prezentacji w Polsce, takiej jak wystawa Franza Hagenauera w Austrii.
W ubiegłym roku udało się w końcu w dużym wyborze pokazać polskiej publiczności w Lublinie (por. post Czy warto pojechać na Tamarę Łempicką do Lublina?), Krakowie (por. post Czy warto pojechać na Tamarę Łempicką do Krakowa?) i Konstancinie (por. post Czy warto pojechać na Tamarę Łempicką do Konstancina?) prace Tamary Łempickiej. Teraz przyszedł czas, abyśmy uświadomili sobie, że nie jest jedyną polską artystką art déco, która odniosła spektakularny sukces na arenie międzynarodowej.
Przemysław Głowacki (artdone.pl)
Elie Nadelman – polski prekursor Art Deco / Elie Nadelman – Polish Precursor of Art Deco – 10.05.2022-10.09.2022 przedłużona / extended 30.09.2022 – Wejman Gallery, Warszawa / Warsaw
Tekst dzięki uprzejmości redakcji „Spotkań z Zabytkami”, gdzie został opublikowany w numerze 1-2, 2023, str. 22-27.

Dodaj do ulubionych:
Lubię Wczytywanie…